17. Teoria Elizabeth

162 32 65
                                    

To jest ten moment, w którym przefiltrowałam fabułę i już wiem dokąd zmierzamy ;3

A u góry bardzo fajna piosenka Bright Lights Jona Selle ( w sensie koleś nazywa się Jona ). Dla tych co mają Spotify polecam posłuchać wersji akustycznej, której chyba nie ma na yt a jest bardzo ładna i ma skrzypce.

– Oj, kogoś tu zazdrość paskudna zżera – śmiała się Betty.

Ignorowałem jej głupie uwagi od dobrych pięciu minut, ale powoli zaczynałem tracić do niej cierpliwość. Na nic moje wywracanie oczyma i ignoranckie zaciąganie się papierosem, ona dalej podśmiechiwała sobie bez mrugnięcia okiem.

– Chciałabyś – prychnąłem.

– Nie grzeszysz urokiem osobistym, ale wściekasz się rozkosznie – prowokowała. Widocznie udzielił jej się nastrój komedii romantycznej.

– Rozumiem, że wolisz rozładować napięcie, ale mamy spędzić ze sobą godzinną podróż, więc jeśli możesz...

– Nie znasz się na żartach, buraku – prychnęła pogardliwie i jeszcze raz parsknęła dla przypieczętowania wszystkich tych wesołych spazmów.

– Możliwe – przyznałem beznamiętnie. – Za to ty jesteś jak chorągiewka na wietrze.

– Ale przyznaj, byłeś zazdrosny.

– Nie.

– Troszeczkę.

– Mówiłem już, chciałabyś.

Pokręciła głową z politowaniem i w końcu zapadła tak upragniona przeze mnie cisza. Napawałem się nią, nieustannie pozbywając się z jamy ustnej nadmiaru dymu papierosowego.

– Kopcisz jak smok.

Rzuciłem w jej stronę leniwe spojrzenie, po czym lekceważąco wzruszyłem ramionami.

– I?

– No wiesz, płuca ma się jedne.

– Nadrabiam pięć lat abstynencji – odparłem obojętnie i znów się sztachnąłem. – Poza tym głowa mnie boli.

– Nie wiem, czy nikotyna bardzo ci w tym wypadku pomoże.

– Nie pomoże, ale odwróci uwagę. Wyciągnęłaś mnie z łóżka, po części jesteś za mój dzisiejszy stan odpowiedzialna.

– Sam chciałeś bawić się w detektywa.

– Ale nie po tak dotkliwym pobiciu – jęknąłem, wspominając wszystkie siniaki, które jeszcze kilka dni temu rozkwitały na moim ciele. – Swoją drogą za to też byłaś po części odpowiedzialna.

– Ciekawe czemu? – prychnęła.

– Jakbyś mnie odwiozła, to nic by się nie stało.

– To samo możesz zarzucić twojemu śledzącemu cię koledze.

– Tym to ja w ogóle nie ufam. Znając życie specjalnie poczekał te pięć minut, żeby napawać się widokiem okładania mnie buciorami.

– Pesymista z ciebie.

– Realista.

Znów zaciągnąłem się papierosem. Najzwyczajniej w świecie było mi po prostu dobrze. Nie chciałem ciągnąć dyskusji z Betty, wolałem po prostu egzystować i jednocześnie myśleć o tym, co właściwie przyniesie mi cała ta sprawa Olivera Snow. Nie wiem czemu, ale od momentu usłyszenia wyroku aż do teraz, czułem, że moje życie toczy się w jednym wielkim koszmarze. Każde pozytywne zdarzenie było tylko chwilowe i kończyło się równie nagle, jak się pojawiało. Miałem wrażenie, że od tamtego wypadku wszystko było serią kolejnych nieszczęść. Nigdy nie byłem kryminalistą, może po prostu miałem trochę zbyt niewyparzoną gębę i odrobine zbyt wygórowane mniemanie o swojej osobie. Mimo to przez jeden wypadek trafiłem do więzienia. I co prawda z założenia takie miejsca sprawiają, że wychodzisz jako lepszy człowiek, ale w moim przypadku nie do końca się to założenie potwierdziło. Nie skłamałbym, gdybym powiedział, że po wyjściu do kryminalisty było mi znacznie bliżej niż wcześniej. W więzieniu widuje się różne rzeczy i uczy się zupełnie innego funkcjonowania. Rządzi silniejszy, albo ten kto na silniejszego wygląda. Tam żadne wartości i wyższe idee nie mają większego znaczenia. Co więcej próby resocjalizacji to bardzo często nieśmieszny żart. Mówiono nam nie rób tego, nie rób tamtego, ale wpływ otoczenia działa na człowieka sto razy lepiej niż wyplute przez psychologa formułki. Żyjesz wśród kryminalistów i czy tego chcesz czy nie, zaczynasz się od nich uczyć.

Terapia Elizabeth Snow [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz