20. Tajemnica Margo

112 24 13
                                    

Jeśli macie arachnofobię, to absolutnie nie oglądajcie teledysku do tej piosenki co jest na górze

I tak to zrobicie

Żeby nie było, że nie postrzegałam

Z pracy mogłem zerwać się dopiero późnym wieczorem, gdy jedna z barmanek zaczynała swoją zmianę. Elizabeth wiernie czekała, aż dopełnię wszystkich obowiązków, by później od razu udać się ze mną na pogadankę z Margo. Była zestresowana, widziałem to. Zresztą czemu miałbym się dziwić? Komentarz, który odczytaliśmy, był właściwie czymś na kształt groźby, wyjaśnienie tego było absolutnie konieczne, żeby sprawa jakkolwiek ruszyła naprzód. O ile Margo będzie chciała mówić.

– Długo się z nią znasz? – spytała, gdy pędziliśmy w kierunku jej auta. Sam nie wiem, dlaczego się spieszyliśmy, ten wpis musiał widnieć tam już dostatecznie długo, żeby nie martwić się o jego przedawnienie.

– Odkąd mieszkam w moim mieszkaniu – wyjaśniłem. – Czyli trochę.

Plus pomagałem jej na praktycznie każdej płaszczyźnie życia – od majątkowej, po psychiczną. Jeśli był na tym świecie ktoś, kto mógł coś od niej wydusić, to byłem to ja. No i może parę jej koleżanek z Heaven. Ale poza tym to tylko ja. Przynajmniej miałem taką nadzieję.

– Pogadasz z nią, nie?

– Postaram się – odparłem. – Niczego nie obiecuję. To jest skomplikowana dziewczyna.

– Sam jesteś skomplikowany – fuknęła. – Tu chodzi o mojego brata, a ona ewidentnie coś wie, więc...

– Nie tym tonem, okej?

Wyraźnie się uniosła, a mnie się absolutnie nie uśmiechało wykłócanie się z nią pośrodku ulicy. Mówiła do mnie, jakbym to ja był odpowiedzialny za każde słowo Margo, co absolutnie nie mogło mieć miejsca zważywszy na to, że poznałem ją długo po umieszczeniu tego komentarza. Betty była zdenerwowana, racja, ale nie miałem zamiaru być workiem treningowym, na którym zaraz się wyżyje.

– Okej, wybacz – rzuciła już spokojniej. – Nerwy.

– Jedźmy do mnie – odparłem, zmieniając tym samym temat. – Nie wiem, czy będzie w domu, ale w razie czego pojedziemy też do Heaven.

Skinęła głową i auto ruszyło z parkingu. Gapiłem się za okno i w głowie układałem teoretyczny scenariusz spotkania z Margo. Nie mogłem wparować do jej domu i z progu zażądać wyjaśnień, bo po pierwsze pewnie dostałbym w pysk, a po drugie guzik bym się dowiedział. Z drugiej strony mógłbym zacząć spokojnie, trochę poowijać w bawełnę, obchodzić sedno tematu i unikać bezpośredniości, ale wtedy zostałbym zapewne zwyzywany za przynudzanie, czego skutki mogły być jeszcze gorsze.

Ostatecznie wszystkie głębokie przemyślenia spełzły na niczym. Gdy zaspana Margo otworzyła nam drzwi, nawet nie dano mi dojść do słowa.

– Co wiesz o śmierci mojego brata? – wypaliła Elizabeth.

Spojrzałem na stojącą po mojej prawicy Betty z niemym błaganiem, by się przymknęła i dała mówić mi.

– Ray, o czym ona...

– Komentarz, który napisałaś pod postem mojego brata Olivera, mówi ci to coś?

– Moment – wtrąciłem – to naprawdę nie jest sposób, żeby...

– Jeśli masz inny, to proszę, wprowadź go w życie, czekam.

– I ty jesteś psychologiem? – mruknąłem z niedowierzaniem w głosie.

Terapia Elizabeth Snow [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz