Następnego dnia, budzimy się wcześnie rano i w biegu przygotowujemy się do wyjazdu. Samolot mamy za trzy godziny, jednak musimy wziąć jeszcze pod uwagę niemal godzinny dojazd do stolicy.
- Masz wszystkie dokumenty? – pytam Hombre, na co sprawdzając kieszonkę w walizce podręcznej, potwierdzająco kiwa głową – Bilety?
- Mam wszystko – odpowiada.
Pakuję ostatnie już potrzebne rzeczy do swojej walizki, po czym proszę męża o pomoc w jej zamknięciu
- Jedziemy na dwa tygodnie, a ty się spakowałaś jakbyś miała zamiar zostać tam na zawsze – mamrocze pod nosem, na co chichoczę
- Kto wie... Kto wie – mówię puszczając mu przy tym oczko, a on z lekkim uśmiechem, kiwa głową na boki.
Odstawia zapięty już bagaż na podłogę i uśmiechając się nieprzerwanie, podchodzi do mnie, po czym zamyka mnie w mocnym uścisku. Zarzucam mu ręce na szyję, a on pochylając się do mnie, składa czuły pocałunek na moich ustach.
- Nie zrobiłabyś mi tego, prawda?
- Nie wiem – wzruszam ramionami, wciąż chichocząc – Jeśli mnie zdenerwujesz, to kto wie, czy wrócę z tobą do domu – mówię tym razem poważnym już tonem, na co oczy mojego męża rozszerzają się w zdziwieniu.
Unosi wysoko brwi, a ja bez problemu mogę zobaczyć jak jego grdyka porusza się niespokojnie. Widzę panikę na jego twarzy, przez co nie jestem w stanie dłużej wytrzymać tego napięcia. Patrząc w jego przerażone oczy, odchylam głowę i nie powstrzymując się już, wybucham głośnym śmiechem.
- Rzeczywiście... Śmieszne w cholerę – komentuje nieco obrażony.
Wzdycham głośno i szerokim uśmiechem, powracam do jego pięknych oczu
- Zachowuj się ładnie, a będzie wszystko w jak najlepszym porządku – pouczam, na co prychając pod nosem, przewraca oczami.
Cmokając po raz ostatni jego zarośnięty policzek, odwracam się na pięcie, po czym zostawiając go w sypialni, wychodzę do kuchni.
Jemy na szybko śniadanie i niecałe pół godziny później, siedzimy już w samochodzie gotowi do rozpoczęcia dwutygodniowych wakacji na Sycylii.
Docieramy na lotnisko pół godziny przed odlotem, co jest wystarczającym czasem na znalezienie odpowiedniej bramki, oddanie bagaży, odprawę i nawet małą, szybką kawę.
Kiedy wchodzimy na pokład, sympatyczna stewardessa wskazuje nam miejsca w pierwszej klasie, które mój mąż wykupił za niemałą kwotę. Wyprzedzając Hombre, wybieram sobie fotel przy oknie. Zawsze lubiłam spoglądać na zmniejszające się, poprzez nabieranie wysokości, miasta. Uśmiecham się do młodej kobiety i kiwając nieznacznie głową, siadam tuż przy szybie.
Po przywitaniu się pilota i komunikacie o zapięciu pasów bezpieczeństwa, wykonuję wydane polecenia, a kiedy już wszystko jest tak jak należy, Hombre łapie moją dłoń, wiedząc że start jest dla mnie najgorszym momentem lotu. Posyłam mu wdzięczny uśmiech i zamykając oczy, odchylam głowę do tyłu. Niedługo później, samolot wyrównuje wysokość, a ja oddycham z wyraźną ulgą. Kiedyś nie miałam problemów z lataniem i przyznam szczerze, nawet to lubiłam. Teraz jednak, nie wiedzieć właściwie czemu, za każdym razem odczuwam strach i nie ma już dla mnie nic przyjemnego w podróżowaniu samolotem. Być może to obawa przed tym, ze jeśli coś nam się stanie, to nasze dzieci zostaną zupełnie same...
Kilka godzin później, mój tyłek jest kompletnie zdrętwiały od niezmieniania pozycji, a mięśnie nóg wyraźnie cięższe i bardziej spięte. Spoglądam na wpatrującego się w kolorowe czasopismo męża i uśmiechając się lekko, pochylam się, po czym rozwiązuję sznurówki czarnych adidasów, a następnie uwalniam swoje zmęczone stopy. Wykładam się wygodnie w fotelu i bez pytania o pozwolenie, przerzucam nogi przez kolana Hombre. Odrywa spojrzenie od gazety i unosząc wysoko brwi, spogląda na mnie pytająco.
- Bolą mnie nogi – jęczę, na co Hombre kiwa głową w zrozumieniu.
Uśmiecham się lekko i odchylając głowę, przymykam powieki. Moje usta szczerzą się w jeszcze szerszym uśmiechu kiedy, niespodziewanie na podeszwach stóp, czuję delikatny dotyk dłoni mojego męża. Masuje moje obolałe, lekko spuchnięte stopy, a ja wzdycham cicho z przyjemności. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz czułam się tak dobrze. Beztroska, wolna od problemów i w pewnym stopniu szczęśliwa. Nie jest to oczywiście pełnia szczęścia, bo moje życie mimo poprawy w dalszym ciągu nie jest idealne, jednak jak na razie jest lepiej, więc nie mam na co narzekać.
- Życzą sobie państwo coś do picia? – pyta z uśmiechem stewardessa, na co oczy mojego męża błyszczą ochoczo
- Szklaneczkę whisky – mówi bez zająknięcia, a ja słysząc jego zamówienie, wykrzywiam usta w grymasie, co Hombre od razu zauważa – Co? – pyta, wpatrując się we mnie uważnie.
Nie chcąc wszczynać awantury, posyłam mu lekki uśmiech i kręcąc głową na boki, wzruszam ramionami
- Nic – mówię, po czym wracając spojrzeniem na kobietę, zamawiam sobie sok jabłkowy.
Na całe szczęście, mój mąż przez cały lot zamówił tylko tą jedną szklankę whisky. Nie wiem czy przed wzięciem kolejnych zatrzymał go mój karcący wzrok, wymowne westchnienie, czy może po prostu nie miał ochoty na więcej. Nie mniej jednak, cieszyłam się na myśl że w ogóle się powstrzymał. Być może rzeczywiście chce się zmienić...
Po ponad dwunastu godzinach lotu, opuszczamy pokład samolotu i trzymając się za ręce, kierujemy się najpierw po odbiór bagaży, a następnie na postój taksówek. Trochę po angielsku, trochę po hiszpańsku i nieco po włosku prosimy kierowcę, by zawiózł nas do zarezerwowanego przez nas hotelu. Mężczyzna pakuje nasze walizki do bagażnika i z charakterystyczną dla Włochów wesołością, siada za kierownicę, po czym wiezie nas we wskazane miejsce. Hombre trzyma moją dłoń i uważnie obserwuje mój wpatrzony w mijane widoki wzrok.
Sycylia jest przepiękna. Urocze kamieniczki, wąskie uliczki z różnokolorowymi straganami, oferującymi przeróżne bibeloty. Nie mogę się już doczekać, kiedy wyjdziemy pozwiedzać. Oczywiście najpierw w planach mamy zakwaterowanie się w pokoju, a potem chwilę odpoczynku na przyhotelowej plaży.
Z szerokim uśmiechem na ustach zerkam na swojego męża, a wtedy on zakłada rękę na moje barki i przyciągając mnie do siebie, całuje czule moje lekko rozchylone usta
- Podoba ci się? - pyta między pocałunkami, na co pewnie kiwam głową.
Uśmiecha się lekko i odrywając się ode mnie, nieprzerwane wpatruje się w moje oczy. Jestem szczęśliwa, bo tak dobrze między nami nie było już dawno. Mrugam powiekami i wzdychając cicho, po prostu wtulam się mocno w jego ciepłe ciało.
Chciałabym aby tak było już zawsze. Aby zawsze był taki kochany... By troszczył się o mnie i o nasze dzieci, dokładnie tak, jak to obiecywał przed kilkunastoma laty podczas naszego ślubu.
- Jesteśmy na miejscu, proszę państwa – oznajmia kierowca, na co oboje uśmiechamy się szeroko.
Odrywamy się od siebie i łapiąc za klamki drzwi po obu stronach samochodu, wychodzimy na zewnątrz.
Z lekko rozchylonymi ustami staję przed wejściem wielopiętrowego, pięciogwiazdkowego hotelu, który już z zewnątrz zapiera dech w piersiach. Otaczające go palmy nadają miejscu nieco tropikalności, a szum morza słyszany w oddali, mówi mi, że na plażę będziemy mieć naprawdę blisko
- Chodźmy do środka – mówi Hombre i biorąc nasze walizki, kieruje się do wnętrza hotelu.
Z nieschodzącym z ust uśmiechem, podążam za mężem i niemal piszczę z zachwytu kiedy wszedłszy do środka, zauważam niesamowite, pełne klasy i stylowe wnętrze hotelu.
Już wiem, że te wakacje będą jednymi z najlepszych jakie mieliśmy do tej pory...
CZYTASZ
Forever?
Fanfiction'Forever?' to dodatek do King Of Cocaine i Queen Of Cocaine. Krótkie opowiadanie o losach Margaret i Hombre Aby przeczytać tę część, nie musisz czytać poprzednich.