Na szczęście, moje przypuszczenia się sprawdziły. Nastrój mojego męża zmienił się, gdy tylko Hombre dostarczył swojemu organizmowi odpowiedniej dawki snu i jedzenia. Po zirytowaniu i zdenerwowaniu nie było śladu, dzięki czemu kilka kolejnych dni na Sycylii minęło naprawdę niesamowicie dobrze i przyjemnie.
Każdego dnia, wciągu pierwszego tygodnia naszych wakacji, z samego rana zbieraliśmy się w pośpiechu, by zdążyć na umówioną godzinę z przewodniczką. Włoszka w średnim wieku, oprowadzała nas po Palermo, pokazując nam wszystkie warte uwagi zabytki. Ciekawie opowiadała nam o historii miasta, wskazywała dobre restauracje z lokalnymi potrawami, do których chodziliśmy na obiady, a nawet zabrała nas na wycieczkę jeepem na szczyt wulkanu Etna. Popołudniami żegnaliśmy się z kobietą, wracaliśmy do hotelu, gdzie urządzaliśmy sobie godzinne drzemki, po czym wypoczęci wychodziliśmy na plażę, zaczerpnąć świeżego, morskiego powietrza i poopalać się w ostatnich promieniach słońca. Często przesiadywaliśmy do późnych godzin wieczornych, chcąc zobaczyć zachody słońca, a raz nawet, wybraliśmy się z samego rana, aby zobaczyć jego wschód. Było niesamowicie pięknie i romantycznie.
Dzisiejszego dnia, postanowiliśmy wybrać się na rejs statkiem...
Po porannym, szybkim prysznicu, wkładam na swoje nagie ciało trzeci z kolei strój kąpielowy jaki ze sobą przywiozłam i zarzucając zwiewną, kolorową tunikę sięgającą kolan, siadam na krawędzi łóżka, czekając cierpliwie aż Hombre przygotuje się do wyjścia.
Kiedy w końcu wychodzi z łazienki, zabiera saszetkę z pieniędzmi i naszymi dokumentami, po czym podając mi dłoń, wyprowadza nas z naszego hotelowego apartamentu.
- Podekscytowana? – pyta uśmiechając się do mnie, na co pewnie kiwam głową
- No pewnie – oznajmiam radośnie, a on widząc moją dziecięcą radość, chichocze pod nosem.
Unosi moją dłoń i przykładając ją sobie do ust, składa na jej wierzchu słodki, czuły pocałunek. Rozplata nasze złączone palce, po czym owijając ramię wokół mojej talii, przyciąga mnie do swojego boku, następnie pochylając się do mnie, muska płatek mojego ucha
- Kocham twój uśmiech, skarbie – mówi, a ja słysząc jego niski, chrapliwy głos, rozpływam się z przyjemności.
Cholera, chyba właśnie zakochuję się w nim na nowo. Nie to, żebym kiedykolwiek przestała go kochać, ale przez jego ostatnie wyskoki, zapomniałam już nieco jak to jest.
Kiedy wchodzimy na pokład niedużego statku wycieczkowego, z uśmiechem na ustach – typowym chyba dla wszystkich Włochów – wita nas siwawy mężczyzna z czapką kapitana na głowie. Oczywiście do kapitana jest mu daleko, a jego obowiązki ograniczają się jedynie do witania klientów i wskazania im ich miejsca, jednak mężczyzna skrupulatnie wykonuje swoją pracę, dokładnie tak, jakby jego pozycja była kluczową na tymże statku.
- Buongiorno, witamy serdecznie na Santa Regina – mówi, ściskając przy tym nasze dłonie, po czym sięgając po hawajskie, kolorowe naszyjniki, przerzuca je przez nasze głowy, zawieszając na naszych szyjach. – Państwo...
- Moore - wtrąca Hombre, ułatwiając mężczyźnie odnalezienie nas na liście gości.
- Tak, tak... Wasze miejsca są na samym przedzie, na dziobie statku – oznajmia, a ja słysząc to co mówi, z radosnym piskiem na ustach, klaszczę w dłonie niczym mała dziewczynka.
Hombre widząc moją spontaniczną reakcję, spogląda na mnie z błyskiem w oczach i uśmiechając się lekko, pochyla się by złożyć krótki pocałunek na moim policzku. Łapie moją dłoń i dziękując mężczyźnie, ciągnie mnie za sobą na wyznaczone miejsce.
Podekscytowana siadam na dwuosobowej ławeczce i wyciągając nogi przed siebie, spoglądam za burtę, wlepiając wzrok w idealnie przejrzystą wodę. Cieszę się cholernie bardzo i naprawdę nie mogę się już doczekać momentu w którym wypłyniemy na otwarte morze. Pełna nadziei na zobaczenie fruwających nad naszymi głowami delfinów, łapię męża pod ramię i przyciskając się do jego boku, z nieschodzącym uśmiechem z ust, opieram głowę na jego ramieniu. Nim jednak kapitan stanie za sterami, podchodzi do nas młoda kobieta trzymająca w ręku tacę z kolorowymi, drinkami.
- Czego się Państwo napiją? – pyta, spoglądając raz na mnie, raz na mojego męża – Pińa Colada, Mojito, Sex on the Beach, Six Cycle, Peach Mornig Cocktail, czy może whisky z lodem?
- Dla mnie whisky, a dla żony...
- Ja poproszę Peach Morning Coctail – odpowiadam z uśmiechem, ale kiedy dochodzi do mnie, co zamówił mój mąż, wykrzywiam usta w grymasie, posyłając mu przy tym mordercze spojrzenie
- No co? – pyta jak gdyby nigdy nic, na co wzdychając ciężko, kiwam głową na boki, odpuszczając.
Nie podoba mi się to, że mimo iż zdaje sobie sprawę z tego, że nie powinien pić, zamawia alkohol, jednak nie chce wszczynać kłótni. A zwłaszcza nie teraz i nie tutaj, przy całym pokładzie ludzi.
- Nie traktuj mnie tak, jakbym był alkoholikiem – warczy do mojego ucha, na co prycham pod nosem nie komentując jego słów.
Odsuwam się od niego i posyłając – w dalszym ciągu stojącej nad nami dziewczynie – słaby uśmiech, wyciągam dłoń po swojego drinka. Dziękuję grzecznie lekkim skinieniem, po czym łapiąc rurkę między zęby, pociągam spory łyk słodkiego alkoholu, odwracając wzrok od Hombre z powrotem za burtę.
Gdy wypływamy, między nami panuje cisza pełna napięcia, która po chwili zostaje przerwana męskim zdziwionym okrzykiem
- Hombre? – słysząc przezwisko mojego męża, odwracam głowę w stronę dochodzącego głosu. – Stary, to naprawdę ty? – pyta nie dowierzając, a ja zastanawiam się, kim do cholery jest człowiek wiszący nad naszymi głowami.
Spoglądam na siedzącego z boku Hombre, a kiedy ten z szerokim uśmiechem na ustach wstaje z rozpostartymi na boki ramionami, domyślam się że to jakiś dawno niewidziany kolega
- Steve – mówi, po czym wita mężczyznę męskim, mocnym uściskiem
- Kopę lat, człowieku – klepie go po plecach, po czym odsuwając się, odwraca się i kiwając dłonią na stojącą za nim kobietę, prosi ją by podeszła bliżej – To moja żona, Laura – przedstawia swoją drugą połówkę, a ja, zupełnie zapomniana, siedzę i przyglądam się temu w milczeniu
- Miło cię poznać, Laura – mówi mój mąż i chwytając jej dłoń, unosi ja do swoich ust, na co dziewczyna chichocze wyraźnie zaskoczona jego dżentelmeńskim gestem.
- Mnie również...
Chrząkam wymownie przypominając o swojej obecności, na co Hombre wreszcie zwraca na mnie swoją uwagę. Uśmiecha się lekko i wskazując na mnie dłonią, rozchyla usta
- To jest Margaret – przedstawia mnie wreszcie, a ja podnosząc się z miejsca, kulturalnie witam się z nowo poznanymi lekkim uściskiem dłoni.
Siedzę na ławeczce u boku trajkoczącej Laury, raz po raz spoglądając w stronę Hombre który jakby zapominając o mojej obecności, rozprawia w najlepsze ze swoim kolegą o dawnych czasach. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że co jakiś czas, wymieniają puste szklanki po whisky, na nowe. Jestem zła i nie ma już we mnie ani krzty tej radości, która gościła na mojej twarzy jeszcze godzinę temu. Nie mam ochoty dłużej tutaj siedzieć i już wcale nie interesują mnie te głupie, fruwające w powietrzu delfiny. Gdyby nie ta dwójka, dzisiejszy dzień byłby idealny, ale jak zwykle coś przecież musiało się spieprzyć.
- Jest cudownie... Boże, naprawdę mogłabym zostać tu na zawsze – mówi Laura, na co mruczę pod nosem coś niezrozumiałego – Na długo przyjechaliście?
- Wyjeżdżamy pod koniec tygodnia – odpowiadam niechętnie na zadane pytanie, po czym odwracam wzrok z kobiety na rozciągające się przed oczami morze.
Po chwili, słysząc głośny śmiech siedzących obok nas panów, przenoszę spojrzenie na swojego wyraźnie podpitego już męża. Nie mogę uwierzyć, że znów to robi. Obiecał mi, że się powstrzyma, że będzie się starał i nie będzie pił, a wystarczyło tylko spotkać starego kolegę, a on znów robi to samo.
Wiedziałam, że nasza sielanka nie może trwać wiecznie, ale przyznam szczerze, nie spodziewałam się że będzie ona tak krótka...
CZYTASZ
Forever?
Fanfiction'Forever?' to dodatek do King Of Cocaine i Queen Of Cocaine. Krótkie opowiadanie o losach Margaret i Hombre Aby przeczytać tę część, nie musisz czytać poprzednich.