4

401 39 7
                                    


Kochani dajcie znać czy widzicie ten rozdział, bo wattpad mi wariuje I nie wiem czy został on udostępniony czy nie :)

Kilka kolejnych dni mija naprawdę miło i bardzo przyjemnie. Dzieci są zadowolone z powrotu ojca, a ja szczęśliwa, bo w końcu mój mąż zaczął mi poświęcać więcej swojego cennego czasu. Hombre naprawdę się stara. W końcu, od naprawdę długiego czasu bierze czynny udział w życiu rodzinnym. Pomaga mi w obowiązkach domowych, oraz przy wychowaniu naszych dzieciaków. Owszem, wychodzi do pracy, ale wraca z niej nie później niż o osiemnastej. Jest dokładnie tak, jak jeszcze przed tym cholernym klubem. Mam swojego męża z powrotem. Nie wiem na jak długo, ale póki co, jestem szczęśliwa, a uśmiech nie schodzi z moich ust.

- Dzwoniłem do Luisy – oznajmia Hombre i stając za moimi plecami, kładzie dłonie na moich biodrach, po czym przyciąga mnie do swojego twardego torsu. 

Składa czułe pocałunki na mojej szyi, przez co moje usta wykrzywiają się w promiennym uśmiechu. Odrzucam głowę w tył i opierając ją na jego ramieniu, daję mu więcej miejsca do pocałunków

- I co? Zgodziła się? – pytam, zerkając na niego z dołu, na co energicznie kiwa głową

- Tak. Możemy ich przywieźć dziś wieczorem – oznajmia. 

Odwracam się w jego ramionach i stając z nim twarzą w twarz, spoglądam w te piękne bursztynowe oczy. Pochyla się do mnie, by już po chwili wycisnąć na moich ustach słodki pocałunek. Kiedy przygryza lekko moją wargę, chichoczę pod nosem niczym nastolatka.

Odrywamy się od siebie, kiedy zza naszych pleców dochodzi nas cichutki, słodki śmiech naszej małej pociechy. Z szerokimi uśmiechami odwracamy się do Mel, która po chwili biegnie w naszą stronę. Hombre pochylając się, rozkłada ramiona po bokach, by mogła swobodnie w nie wpaść, po czym łapiąc małą pod boczki, wyrzuca ją do góry w akompaniamencie jej szczerego, dziecięcego śmiechu. Powtarzają ten proces jeszcze kilka razy, a ja patrzę na nich z ogromną radością.

- Tatusiu, pójdziemy do zoo? – pyta z nadzieją wymalowaną w jej wielkich niebieskich oczach, na co oboje się krzywimy.

- Nie dzisiaj, skarbie – mówi, a jej słodka twarz pochmurnieje. 

Mel wydyma lekko zaróżowione usteczka, przez co wiem, że już za chwilę najpewniej się rozpłacze. Nie chcąc widzieć jej łez, wyciągam do niej rękę i kładąc ją na jej pulchnym policzku, przesuwam opuszkami palców po miękkiej, gładkiej skórze

- Słońce, pójdziemy do zoo jak wrócimy z tatą z wycieczki, dobrze? - pytam. 

Wzdycha ciężko i wlepiając we mnie błagalne spojrzenie, opuszcza głowę, kładąc ją na ramieniu taty. Pochylam się do niej, po czym całuję jej słodki, mały nosek 

- Musimy się jeszcze wszyscy spakować - mówię po chwili, czym zyskuję jej uwagę

- Wszyscy? – spogląda na mnie pytająco, na co uśmiecham się lekko, kiwając przy tym głową

- Tak, wszyscy. Dziś wieczorem zawieziemy was do Luisy – mówię, wiedząc że to zdecydowanie poprawi jej wisielczy humor. 

I nie mylę się, bo już po chwili z uśmiechem na ustach podskakuje w ramionach mojego męża.

- Super! – wykrzykuje piskliwym głosem, na co oboje się śmiejemy – A nie możemy jechać już teraz?

- A jesteś spakowana? – pyta Hombre. 

Mel marszczy brwi, po czym kiwa głową na boki. 

– No to leć... Na co czekasz? – mówi i opuszczając małą na podłogę, czochra jej jasne, lekko kręcone włoski...

Koło osiemnastej, po zjedzonej kolacji wyruszamy całą czwórką do oddalonego na końcu miasteczka domu naszej byłej już gosposi. Kiedy zajeżdżamy na miejsce, Luisa z uśmiechem na ustach, czeka już na nas na swoim podjeździe. Hombre zatrzymuje samochód, a kiedy gaśnie silnik, Mel nawet na nas nie czekając, rzuca się pędem w stronę swojej przyszywanej babci.

Opuszczam samochód i podchodząc do bagażnika, pomagam Martinowi wyciągnąć dwie średniej wielkości walizki należące do niego i do jego siostry. Walizka Mel jest zdecydowanie zbyt ciężka, przez co już wiem, że napakowała w nią zdecydowanie za dużo zabawek.

- Daj, ja to wezmę – mówi Hombre i posyłając mi lekki uśmiech odbiera ode mnie oba bagaże. Razem z Martinem wzruszamy ramionami, po czym zamykając klapę bagażnika, kierujemy się za Hombre do domu Luisy.

- Cześć – witam się radośnie z gosposią, która porywając mnie w swoje ramiona, przyciska mnie mocno do swojego miękkiego, ciepłego ciała

- Cześć, kochanie – mruczy do mojego ucha. Odsuwa się delikatnie i przesuwając dłońmi po moich ramionach, przygląda mi się uważnie. – Co słychać? Wszystko w porządku? – pyta, a ja wiem, co dokładnie ma na myśli.

- Chyba tak – odpowiadam nieśmiało, na co wzdycha cicho – Jak na razie jest dobrze...

- I oby tak zostało. Mam nadzieję, że się opamiętał i nie będzie już stwarzał kłopotów – mówi, po czym znów mnie do siebie przyciska.

Zostajemy na herbatę i pogaduszki, ale kiedy wybija godzina dziesiąta, żegnamy się z dzieciakami i Luisą, po czym opuszczając jej dom, wracamy do swojej posiadłości.

Gdy wchodzimy do pustego domu, Hombre łapie moją dłoń, po czym przyciągając mnie do siebie, wpija się zachłannie w moje usta. Początkowo, zaskoczona tym nagłym ruchem nie oddaję jego pocałunku, jednak kiedy usilnie wiruje językiem wokół mojego, poddaję się jego przyjemnym pieszczotom.

- Tęskniłem za tobą – mówi między pocałunkami. 

Przesuwa dłonie z talii na moje pośladki i ściskając je mocno, unosi mnie w powietrzu. Zaplatam nogi wokół jego bioder, a on niesie mnie do naszej sypialni w wiadomym celu. Tym razem się nie opieram. Podoba mi się nasza bliskość i pragnę zdecydowanie więcej.

Rzuca mnie na łóżko i nie zwlekając, dosłownie zdziera ze mnie ubrania. Nie kłopoczemy się z grą wstępną. Jesteśmy tak bardzo spragnieni siebie nawzajem, że od razu przechodzimy do rzeczy.

Kochamy się namiętnie do białego rana, a kiedy oboje padamy ze zmęczenia, tulimy się do swoich boków, po czym kilka minut później, zasypiamy. 

Forever?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz