6

375 43 5
                                    

Jeśli tu jesteś, zostaw po sobie ślad ;)


Kiedy pierwsze, niesamowite wrażenie na widok naszego apartamentu mija, z uśmiechem na ustach i piskiem radości, rzucam się mężowi w ramiona, po czym z wdzięcznością całuję jego oba policzki.

- Tu jest pięknie – mówię zachwycona, na co Hombre okręcając mnie dokoła w swoich silnych ramionach, chichocze pod nosem. – Myślałam, że zarezerwowałeś pokój, a to jest pieprzony apartament – dodaję.

Nie żeby to był pierwszy raz, kiedy podczas wakacji rezerwowaliśmy apartamenty, jednak wcześniejsze chyba nigdy nie były tak wielkie i piękne jak ten. Jest urządzony minimalistycznie, ale to w żaden sposób niczego mu nie ujmuje. Meble są białe i nowoczesne, dokładnie tak, jak i wszelkie mieszczące się tu sprzęty. Główna ściana salonu jest zupełnie przeszklona, dzięki czemu mamy stąd niesamowity widok na morze i plażę rozciągające się u stóp hotelu. Oddzielona od salonu kuchnia jest niewielka, jednak nie robi nam to żadnej różnicy. I tak zamierzamy stołować się w restauracji, bądź na mieście. Przez te dwa tygodnie odpoczynku nie zamierzam ani przez sekundę stać przy garach, a jeśli mój mąż będzie miał ochotę na kawę, bądź herbatę, będzie sobie je musiał zrobić sam. Ja mam zasłużone wakacje.

Zarówno po lewej, jak i prawej stronie pomieszczenia mieszczą się drzwi, prowadzące jak się mogę domyślić, do sypialni. Z uśmiechem na ustach wybieram drzwi po prawej i nie czekając na męża, naciskam na klamkę, po czym wchodzę do środka. Od razu wiem, że to właśnie w tym pokoju przez okrągłe dwa tygodnie, spędzimy przy swoim boku każdą jedną noc. Nie muszę nawet sprawdzać tego drugiego pomieszczenia. To podoba mi się aż za bardzo. 

Liliowe ściany, królewskie białe łóżko, antyczna toaletka i mnóstwo, żywych kolorowych kwiatów – to wszystko to nic, w porównaniu z widokiem, jaki cieszy właśnie moje rozszerzone z wrażenia oczy. Kolejna szklana ściana – tym razem na wprost wielkiego małżeńskiego łoża – ukazuje mi niesamowicie fascynujący widok na zachodnią stronę miasta. Widzę te przepiękne kamieniczki, a w ich tle, rozpościerające się zazielenione góry. Widok jest niesłychany i mimo iż jestem wyczerpana długą podróżą, mam ochotę wskoczyć w zwiewną sukienkę i łapiąc męża za rękę, wyciągnąć go na zwiedzanie miasta.

Chcąc jednak zakończyć zwiedzanie apartamentu, podchodzę do kolejnych drzwi i naciskając na klamkę, tym razem odkrywam olbrzymią i równie piękną co reszta pomieszczeń łazienkę. Piszczę z radości na widok ogromniastej wanny, do której mam ochotę wskoczyć już teraz, w tym momencie. Nie widzę przeszkód, więc podchodząc bliżej, odkręcam wodę i zrzucając ubrania na podłogę, z szerokim uśmiechem wchodzę do środka.

- Jeszcze nawet dobrze tu nie weszliśmy – słyszę prychnięcie męża, na które jestem zmuszona się odwrócić. 

Spoglądam na niego przez ramię i widząc jak z niedowierzaniem kręci głową na boki, uśmiecham się słodko, po czym unosząc dłoń, kiwam na niego palcem

- Dołącz do mnie – mówię zalotnym głosem, a on przyglądając mi się z uniesionymi wysoko brwiami, nie mówiąc nic łapie za końce swojego tshirtu, po czym jednym sprawnym ruchem pozbywa się go. Jego ubrania dołączają na podłogę do moich, a kilka sekund później mam już mojego ukochanego przy sobie...

Po długiej i bardzo przyjemnej kąpieli, wychodzimy z wanny i owinięci w białe, puchate ręczniki, kierujemy się z powrotem do sypialni. Podchodzę do swojej walizki i rozsuwając ją, wyciągam długą, zwiewną sukienkę na ramiączkach. Nie kłopocząc się ze stanikiem, wciągam jedynie majtki, po czym narzucam na siebie lekki jak piórko materiał w azteckie kolorowe wzory. Na stopy wsuwam rzemykowe sandałki na płaskim obcasie i gotowa do wyjścia na miasto, z uśmiechem na ustach, odwracam się do swojego męża.

- Możemy iść? – pytam rozochocona, na co Hombre poprawiając granatowy t-shirt kiwa głową. 

Pakuje portfel do saszetki, po czym zapina ją sobie wokół bioder, a następnie zabierając z toaletki kartę pokojową, z wyciągniętą dłonią rusza w moją stronę.

- Chodźmy

Pogoda jest przepiękna. Słońce ogrzewa nasze twarze, a delikatny nadmorski wietrzyk smaga swoim chłodem nasze rozgrzane ciała. Trzymając się za ręce, przechadzamy się wzdłuż wąskich uliczek, między leciwymi, choć niesamowicie urokliwymi kamieniczkami. Z różnych stron dochodzą nas zapachy wydobywające się z licznych restauracji, na które nie jeden raz mój żołądek kurczy się boleśnie, tym samym domagając się jedzenia.

Gdy mijamy jeden ze straganów z owocami, starszy siwy, dość pulchny mężczyzna z szerokim uśmiechem na twarzy proponuje nam orzeźwiające, kolorowe chłodzone napoje

- Signora, może spróbuje granity? Dobra na upalne dni, ze świeżych owoców, raz dwa orzeźwi twoje boskie ciało – mówi radośnie, na co chichoczę jak nastolatka. 

Jego angielski nie jest najlepszy, ale najważniejsze jest to, że chyba się dogadamy. Patrzę błagalnie na męża, a ten z lekkim uśmiechem na twarzy, kręcąc głową na boki, wyciąga z saszetki portfel, po czym podaje sprzedawcy zgięty na pół banknot.

- Dwa razy – mówi, na co mężczyzna z radości klaszcze w dłonie. 

Znika na chwilę za ustawionymi w kolumnę skrzynkami pomarańczy, po czym wraca kilka minut później z dwoma plastikowymi kubkami kolorowej granity.

- Buon appetito – krzyczy wesoło, machając nam energicznie na pożegnanie, a my dziękując lekkim pokłonem, idziemy dalej.

- Pychota – mówię zachwycona niesamowitym smakiem mrożonego napoju i przymykając powieki, mlaskam cicho z przyjemności. 

Sprzedawca miał rację. Granita jest orzeźwiająca i idealnie chłodzi od wewnątrz moje lekko zroszone potem ciało.

Nie wchodzimy do środka zabytków, mając na uwadze wykupioną po mieście wycieczkę z przewodnikiem, na którą mamy zamiar udać się następnego dnia. Przechadzamy się jedynie po centrum Palermo, z daleka zachwycając się co ciekawszymi atrakcjami. Kiedy mój brzuch, po raz kolejny wydaje z siebie charakterystyczny odgłos burczenia, Hombre proponuje abyśmy usiedli na świeżym powietrzu, pod parasolami jednej z ekskluzywnych restauracji.

- Stolik dla dwojga – mówi mój mąż, a witająca nowo przybyłych gości młoda kobieta, z uśmiechem na ustach wskazuje nam jedno z wolnych miejsc.

Hombre odsuwa dla mnie wiklinowy fotel, a kiedy zapadam się w naprawdę wygodnym siedzisku, zasiada po drugiej stronie stolika.

- Na co masz ochotę?

Spoglądam w bogate menu, jednak widząc tak wiele, smakowicie opisanych potraw, nie mam pojęcia na co się zdecydować. Jest tu tyle pozycji, że naprawdę ciężko cokolwiek wybrać.

- A ty? Co zamawiasz? – pytam, posyłając mu lekki uśmiech, na co Hombre, wpatrując się we mnie sponad karty dań, unosi wysoko brwi. 

Jego zmęczona, niezbyt zadowolona i wyraźnie wyrażająca irytację  mina powoduje, że uśmiech z mojej twarzy schodzi natychmiastowo. Opuszczam głowę i przygryzając wnętrze policzka, wracam spojrzeniem na menu. Nie wiem co mu się stało i dlaczego tak nagle wygląda na zdenerwowanego. Nie powiedziałam, ani nie zrobiłam nic co mogłoby go wkurzyć, czy zirytować.

Po chwili jednak czuję jego dotyk na swoim ramieniu, a kiedy podnoszę wzrok na męża, jego usta wykrzywiają się w lekkim uśmiechu, a oczy spoglądają na mnie przepraszająco

- Wezmę zapiekankę z bakłażanem, a na deser cassate - mówi, na co nieznacznie kiwam głową. 

Sprawdzam w menu to co wybrał Hombre, ale koniec końców decyduję się na koktajl z krewetek, oraz canollo z serkiem ricotta.

Kiedy do naszego stolika podchodzi przystojny, uśmiechnięty kelner, składamy nasze zamówienia, po czym w milczeniu czekamy na nasze dania.

Naprawdę nie wiem co tak nagle zepsuło humor mojemu mężowi, ale przyzwyczaiłam się już do tego, że od jakiegoś czasu nie wiele mu potrzeba do tego, by jego nastrój zmienił się w sekundę. Mam jedynie nadzieję, że to wynik długiej, męczącej podróży...

Forever?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz