Jeśli tu jeszcze jesteście, to zostawcie gwiazdkę :)
Jest źle.
Jest naprawdę źle.
Z płynącymi po policzkach łzami, stoję na korytarzu i obgryzając z nerwów paznokcie, wpatruję się w szybę za którą operują mojego męża. Z informacji którą przekazał mi lekarz, wynika iż doszło do krwotoku wewnętrznego, przez co zmuszeni byli go otworzyć. Hombre jest mocno poturbowany i tak naprawdę nie wiadomo czy z tego wyjdzie. Z tego co zrozumiałam, następne kilka godzin po operacji – o ile wszystko pójdzie pomyślnie - będzie decydujące. Nie mam pojęcia czy dane mi będzie zaglądnąć w te jego cholernie piękne oczy i powiedzieć mu, że bardzo go kocham, ale modlę się o to z całego serca.
Nie wyobrażam sobie nie zobaczyć go nigdy więcej. Nie wyobrażam sobie tego, że mógłby odejść, nie mając pojęcia o tym, jak bardzo jest dla mnie ważny. Jak ważny jest dla naszych dzieci. Musi przeżyć. Musi z tego wyjść i wyjdzie do cholery...
Wierzę w niego. To w końcu mój mąż.
On się nigdy nie poddaje.
- Mamo? – słyszę cichy głos syna, na którego dźwięk odwracam się przez ramię – Chcesz coś do picia? Przyniosę ci – mówi, wpatrując się we mnie uważnie.
Uśmiechając się słabo kiwam na boki głową, po czym nie mówiąc nic powracam do sceny rozgrywającej się przed moimi oczami.
Dwóch lekarzy i ich dwie asystentki pochylają się nad moim mężem, wykonując swoją pracę. Starają się zrobić wszystko, by nie pozwolić mu odejść zbyt wcześnie, za co jestem im cholernie wdzięczna.
Widziałam już jak składali jego kości kiedy kilkanaście lat temu jadąc do Bogoty samochodem Justina miał podobny wypadek, widziałam też jak zajmowali się rozległymi ranami na jego ciele które były skutkiem maltretowania mojego męża przez psychicznie chorego człowieka, który swego czasu terroryzował Rose, ale nigdy na własne oczy nie widziałam aby musieli walczyć o jego życie...
- Czy tato umrze? – pyta Martin drżącym z emocji głosem.
Staje przy moim boku i wzdychając głośno, patrzy na operowanego ojca. Zakładam ramię na jego barki i przytulając go mocno do swojego boku, całuję czubek jego głowy
- Nie wiem, synu – mówię szczerze.
- Chciałbym mieć jeszcze możliwość powiedzieć mu, że go kocham – mówi cicho i niepewnie. Zadziera głowę do góry i zamglonymi od łez oczami spogląda na mnie z wyraźnie malującym się na twarzy strachem
- Myślę że on to wie, skarbie... On też nas bardzo kocha
- Nawet mnie? Nawet po tym, jak chciałem go zastrzelić? – pyta, ostatnie zdanie wymawiając ledwo słyszalnie. Marszczę brwi i z zaciskającym się z bólu sercem, kucam przy swoim synu, po czym patrząc mu prosto w oczy, zamykam jego dłonie w swoich
- Kochanie, nigdy nie waż się myśleć, że którekolwiek z nas cię nie kocha przez twoje czyny. Jesteśmy twoimi rodzicami i nasza miłość jest bezwarunkowa. Nic co zrobisz nie sprawi że będziemy cię kochać mniej. Możemy być czasem na ciebie źli, czy zawiedzeni twoim postępowaniem, ale nigdy nie przestaniemy cię kochać. – tłumaczę, na co kiwa głową w zrozumieniu – A to, co wydarzyło się pół roku temu, to jest wyłącznie nasza wina, skarbie, nie twoja... Tato cię kocha i wierzę w to, że kiedy go poskładają będzie mógł ci to sam powiedzieć.
*
Czas się rozciąga. Każda minuta zdaje się być godziną. A każda z trzech godzin, które upłynęły, wydawała mi się wiecznością. Za każdym razem, gdy rozsuwają się automatyczne drzwi, podrywamy się całą trójką na krzesłach, po czym opadamy z powrotem
CZYTASZ
Forever?
Fanfic'Forever?' to dodatek do King Of Cocaine i Queen Of Cocaine. Krótkie opowiadanie o losach Margaret i Hombre Aby przeczytać tę część, nie musisz czytać poprzednich.