poniedziałek, 13.02.2017
Audrey Williams gniotła w rękach rękawiczki patrząc przez okno i czuła, że to za dużo.
Skupiała wzrok na mijanych znakach drogowych, dobrze wiedząc, że nie odczytuje ich znaczeń.
Wstawała rano ze świadomością, że Matthew James już jest w szkole; że kiedy ona stawia bose stopy na lodowatej ziemi, on już na nią czeka.
Wsiadając do autobusu miejskiego czuła się jak ofiara, dobrowolnie rzucająca się w sieci swojego zabójcy.
Bo dopiero wtedy przyszły myśli.
Audrey Williams dobitnie zdała sobie sprawę z nieuchronności nadchodzących zdarzeń. Siedząc na swoim stałym miejscu w trzecim rzędzie po lewej stronie przy oknie zrozumiała, że z powodu pochopnie podjętych decyzji, pozbawiła się powrotnej drogi.
Świadomość ciała Rey niespodziewanie wzrosła, i to do tego stopnia, że była w stanie wskazać każdy swój narząd. Nagle dostrzegła wszystkie swoje braki i niedoskonałości, wydawała się sobie mała i brzydka. Czując się zupełnie niegodną, przeraziła się perspektywą konfrontacji twarzą w twarz ze swoim słońcem.
Które tamtego dnia zniknęło. Ukryło się pod ciemnymi chmurami, wodzonymi po niebie silnym wiatrem. Rey nie wierzyła w znaki, ale wszechobecna martwota nie dodawała jej odwagi.
Obrzuciła niespokojnym spojrzeniem wnętrze autobusu. Pasażerowie siedzieli na swoich stałych miejscach, kilka osób nie było, kilka innych zajęło ich miejsca. Niewielka rotacja, jak zwykle po kilku dniach wolnego. Nic nadzwyczajnego.
Świat zewnętrzny pozostał bez zmian. Choć Audrey miała przerażenie w oczach, pozostała niewidoczna dla innych.
Budynek jej szkoły był tak samo szary w bladym świetle poranka. Ci sami ludzie wchodzili do środka z takim samym zrezygnowaniem na twarzy, w takich samych ubraniach, z takimi samymi myślami, skreślając mimowolnie w głowie kolejny bezimienny poniedziałek.
Audrey Williams podświadomie wytężyła wzrok, szukając majaczącej przy wejściu blond czupryny. Zauważyła, jak bardzo jest spięta, dopiero wtedy, kiedy uznała przeszukiwany teren za czysty.
Nie rozumiała czego się bała, a z drugiej strony dziwiła się sobie, że w ogóle wstała z łóżka. Gdyby tylko mogła, cofnęłaby czas i wymazała ostatnie dwie noce z pamięci (swojej i jego). Wydawało jej się absurdalne, że coś, co wydarzyło się w wirtualnej rzeczywistości - słowa, których nigdy nie porwał wiatr i wyznania, których nie usłyszał nawet księżyc, mogły tak namieszać w jej życiu. To co się stało, na dobrą sprawę nigdy nie istniało. Mogło się nigdy nie wydarzyć.
Audrey bała się sięgnąć po to, co wszechświat oferował jej w wyciągniętych dłoniach.
Nie wiedziała czego obawia się bardziej - spotkania Matthew Jamesa ze szkoły, czy Matthew Jamesa z wcześniejszych nocy.
Jak na złość, jej pierwszą lekcją był język angielski. W poniedziałek z rana, zazwyczaj był doskonałym sposobem na rozruch i na powrót w szkolny wir obowiązków i nauki. Lubiła ten przedmiot. Lubiła obecność Katherine po swojej lewej stronie i jej lekki, kwiatowy zapach. Lubiła ton głosu Johanny Bell, lubiła zerkanie na przeciwległą stronę klasy w poszukiwaniu przekrwionych oczu, nigdy nie patrzących w jej stronę.
A teraz wszystko przepadło. Poczucie komfortu zniknęło. Rey czuła się dobrze z tym, co miała. Nie potrzebowała grać głównych ról, lubiła chować się w cieniu i obserwować toczące się przed nią życie. Na własne życzenie straciła swoją samotnię.
CZYTASZ
reason for everything ✓
Teen Fiction'niektóre osoby mają w oczach cały wszechświat, a wszechświat to spory ciężar' 16-letnia Audrey Williams uważa, że potrafi poradzić sobie ze wszystkim sama. Blokuje się na bolesne doświadczenia, które z upływem miesięcy zaczynają narastać w zatrważa...