thirty five

1.1K 134 12
                                    



7:23

Audrey: Nienawidzę cię za to, jak cholernie wszystko pomieszałeś



Ostatni dzień najkrótszego miesiąca roku zaczął się szarością za oknem i szarością w głowie. Audrey wszystkie czynności przygotowawcze do przeżycia kolejnego dnia w społeczeństwie wykonywała bez większego pomyślunku i zaangażowania.

Zmierzając na śniadanie minęła swoją mamę, którą przywitała niemrawym "dzień dobry" i wyjątkowo paskudnym uśmiechem. Gdy kilka minut później sznurowała buty, nie pamiętała już co przed chwilą jadła, ani czy mama miała na sobie granatową bluzkę, czy czerwoną.

Człapiąc na autobus skupiała się na nieprzyjemnym kłuciu wiatru w policzki. 



Matthew: co pomieszałem?

Audrey: Nie tylko ty mniej więcej uporządkowałeś sobie wszystko ;)

Matthew: powiedz mi tylko co

Audrey: Mówiłeś, że jak się pojawiłam wszystko straciło sens - w moim przypadku jest dokładnie tak samo

Matthew: o kogo chodziło?

Audrey: Hm?

Matthew: z kim Ty już sobie ułożyłaś

Audrey: Z nikim

Audrey: Uznałam, że: "nie potrzebuję zbędnego balastu, skupiam się na nauce i graniu"

Matthew: eh

Matthew: skup się na nauce i graniu



Wiatr zacinał mocno i bezustannie, kiedy wtulała nos w szalik, stojąc na opustoszałym tego dnia przystanku. Największym optymistom taka aura była w stanie wytrącić wszystkie dobre myśli z głowy.

Rey wcześniej nie myślała zbyt wiele o śmierci. Nawet w czasie choroby jej ojca nie była do końca świadoma faktu jej istnienia - nie rozumiała i nie dopuszczała do siebie jej ostateczności. Kiedy finalnie nadeszła, Audrey prześlizgnęła się przez ten etap z zamkniętymi oczami, nie odczuwając na sobie pełnej mocy jej skutków, lecz, mimo wszystko, odcisnęła ona na niej ciążące piętno, którego obecności Rey zdawała się nie zauważać, choć pozostawiało ono wyraźny ślad na większości jej działań.

Audrey panicznie bała się, że zostanie zupełnie sama. Oczywistym wnioskiem wysnutym z październikowych wydarzeń było to, że zniknąć jest niezwykle łatwo i że prędzej czy później stanie się to z każdym. Kontynuacją tych myśli było założenie, że ludzie mają tendencję do robienia tego w najmniej spodziewanym momencie - a tuż za tym pojawił się lęk, że gdy tylko poczuje się bezpieczna, ktoś sprawi, że ponownie straci grunt pod nogami.

Audrey czuła, że kiedyś każdy ją opuści. I jej paranoiczne przypuszczenia z czasem przestały obejmować odejście jedynie w sensie fizycznym - bała się, że w pewnym momencie dla wszystkich wokół będzie jedynie balastem.

Ona sama nie wiedziała, dlaczego tak kurczowo trzyma się Matthew, lecz jej podświadomość doskonale to rozumiała. Rey chyba od zawsze podejrzewała, że bajka z nim w roli głównej szybko dobiegnie końca, ale nie była w stanie wskazać odpowiedzi na pytanie, dlaczego jego odejście jest dla niej takie trudne. Przecież znali się dwa tygodnie.

reason for everything ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz