thirty eight

1.1K 116 41
                                    

09.03.2017r.

Chciałoby się powiedzieć, że tamten czwartek zaczął się zwyczajnie. Że Audrey wstała z łóżka, postawiła bose stopy na zimnej podłodze i walcząc z opadającymi powiekami zmusiła się, żeby spojrzeć za okno i zaakceptować, że świat po raz kolejny nie oferuje jej niczego, poza szarością i ciężkim niebem.

Audrey chciałaby myśleć, że to wszystko wydarzyło się przypadkiem. Że w szkole zachowywała się jak zawsze, że czas na zmianę wlókł się na lekcjach beznadziejnych, a na ciekawych ledwie zdążyła wygodnie usadowić się w ławce, już rozbrzmiewał dzwonek.

Chciałaby móc wrócić wspomnieniami do tamtego dnia i z czystym sumieniem pomyśleć, że to nie była jej wina.

Ale nie mogła tego zrobić

bo tamtego dnia było zupełnie inaczej.

Gdy budziła się rano, wiedziała, że nie czuje się tak, jak powinna. W momencie, w którym wzięła pierwszy świadomy oddech, po jej piersi rozlał się paraliżujący ból, który wydusił z niej jęk i zmusił do nagłego poderwania z łóżka. Czuła, jak palące macki chwytają ją za gardło, jak dłonie zaczynają się trząść, a policzki płonąć. Spędziła kilka minut na ochlapywaniu twarzy wodą, żeby ostudzić zarówno ją, jak i myśli, ale udało jej się zrealizować tylko pierwszą z tych rzeczy. Nie była w stanie wyrzucić z głowy przeświadczenia, że coś się wydarzy, że coś się wydarza, już teraz, w tym momencie, że każdy jej ruch, myśl i oddech ciągnie do niej jak po sznurku nieuchronne konsekwencje nieświadomych działań i że dużo za nie zapłaci.

Nie pamiętała drogi do szkoły. Nie pamiętała, czy przed pierwszą lekcją widziała się z Katherine. Cały czas, aż do przerwy na lunch, rozglądała się wokół, czekając, aż sufit zacznie się walić. Gdy dostrzegła wchodzącego na stołówkę Matthew Jamesa, była przekonana, że nadciąga koniec świata. Kiedy Matthew stanął przy oknie i spojrzał w jej stronie, jej serce waliło tak głośno, że w uszach słyszała koński cwał. Przetrzymywała jego spojrzenie, czekając, aż wokół zagrają trąby oznajmiające apokalipsę.

- Dobrze się czujesz, Rey?

Audrey domyślała się jak źle musi teraz wyglądać. Spojrzała w bok na Sarah, która przyglądała się jej z niepokojem. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć jaki wyraz twarzy przybrała siedząca po jej drugiej stronie Katherine.

- Tak, wszystko w porządku - mruknęła Audrey cicho, bojąc się, że przy głośniejszym dźwięku jej głos się załamie.

- Trochę zbladłaś - dorzuciła Judie, która zawsze musiała skomentować sytuację, którą lepiej byłoby przemilczeć. Rey rzuciła jej ostre spojrzenie.

- Ja ciągle jestem blada.

Schyliła się po torbę, nie myśląc o tym, co robi, ale tak bardzo nie mogła wytrzymać na sobie przenikliwego wzroku przyjaciółek, że miała gdzieś, jakie to działanie będzie miało konsekwencje. Wyciągnęła telefon i szybko napisała do Matthew:

Audrey: Mam podejść?

Matthew: brawo

Nogi miała ciężkie jak ołów, a treść jej żołądka podeszła nagle do gardła. Słyszała, jak ściany zaczynają pękać. Dystans jaki musiała pokonać wydłużył się, miała wrażenie, że każdy jej krok trwa godzinami, a wszyscy wokół widzą, jak trzęsą jej się ręce. Myślała, że Matthew wybrał najgorsze miejsce na świecie - parapet w stołówce, gdzie są narażeni na wścibskie spojrzenia i nieżyczliwe myśli. Była przekonana, że każdy widzi sidła, w które z taką łatwością zaplątał ją Matthew James.

reason for everything ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz