thirty four

1.1K 133 13
                                    

27 dzień lutego powitał Audrey Williams spiralą bólu i zawrotów głowy. Świadomość, że nastał poniedziałek spowodowała mdlące uczucie w żołądku. Rey nie chciała się ciągle mazać, ale od pewnego czasu naprawdę musiała wykazywać się niesamowicie silną wolą, żeby w ogóle znaleźć sens we wstawaniu z łóżka.

Lekcje w poniedziałkowy ranek były najgorszym pomysłem, na jaki kiedykolwiek mógł wpaść system edukacji, ale Rey nie miała co dyskutować z obowiązkiem szkolnym - musiała włożyć na siebie ubranie, zabrać plecak i zdążyć na autobus, żeby parę godzin później napisać beznadziejną kartkówkę z angielskiego, na której totalnie nie umiała się skupić i jeszcze bardziej beznadziejną poprawę sprawdzianu z matmy. W międzyczasie jej myśli lawirowały pomiędzy wieczorną rozmową z Matthew, a samym Matthew, trzymającym ukradkiem rękę Jenny Hall. Widziała, jak czujnie rozglądał się wokół, czy aby przypadkiem nikt nic nie zauważył, a potem uśmiechał się do niej, jakby w jej oczach zobaczył wiosnę. Audrey patrzyła na nich stojąc przy szafkach i rozrywało jej serce.

Nie zauważyła kiedy podeszła do niej Katherine, a także nie zanotowała w pamięci momentu, w którym sobie poszła. Gdy próbowała przypomnieć sobie o czym rozmawiały, przed jej oczami materializował się Matthew James w błękitnym blasku słońca.

27 dnia lutego widziała ich wszędzie. Od samego rana było tragicznie. Nim lekcje zdążyły się zacząć, ona już nie wiedziała gdzie się podziać. Widziała ich dotykające się ramiona, widziała grę świateł w ich jasnych włosach o identycznym odcieniu, gdy razem z Noahem Collinsem śmiali się z tego samego żartu. Jej zmęczone zmysły wyłapywały każdy ruch i każdy odgłos dobiegający z ich strony, nieważne jak daleko próbowała uciec.

Czuła się oszukana, zgwałcona, pozbawiona nadziei na to, że ludzie są dobrzy. Przewijała w telefonie wiadomości pełne niewypowiedzianych uczuć, konfrontowała je z zastaną rzeczywistością i wbijała sobie paznokcie w policzki. Czuła się jak zraniony zwierz - szarpała, próbując wydostać się z sideł, ale ich zęby wbijały się głębiej w jej skórę, raniąc, rozrywając mięśnie, łamiąc kości, odbierając przytomność.

"cholernie mi na Tobie zależy".

W jej uszach rozbrzmiewał perlisty śmiech Jenny. Rey usłyszała w nim czystą radość, niepodszytą żadną zawiścią, zazdrością i żalem, którymi ona sama przeżarta była na wskroś i zrobiło jej się niedobrze. 

Kolejną rzeczą jaką pamiętała była szkolna toaleta na drugim piętrze, ale nie miała pojęcia jak się tam znalazła. Siedziała zamknięta w przedostatniej kabinie po lewej stronie, a koszulkę miała mokrą od łez. Nie rozumiała czemu płacze, przecież Matthew James nie był tego wart. Szybko otarła oczy ciesząc się, że ostatnio całkowicie zrezygnowała z makijażu. Wściekła na siebie za chwilę słabości wyciągnęła telefon, chcąc wysłać pełną emocji wiadomość do sprawcy całego zamieszania. Zamarła, gdy dostrzegła, że Matthew ją uprzedził.

"to urocze jak nagle odwracasz wzrok i udajesz, że wcale nie patrzyłaś się w moją stronę"

Wysłane kilka sekund wcześniej. Była bezradna. Momentalnie opuściła ją odwaga, żeby napisać mu jak bardzo go nienawidzi.

Jak to możliwe, że dostrzegł ją przechodzącą korytarzem, gdy wtulała się w niego ta przeklęta Jenna? I przede wszystkim - dlaczego zwracał na nią uwagę tylko wtedy, gdy tego nie chciała?

Ta myśl zacumowała w jej zmęczonej głowie na dłuższą chwilę.

Przecież to był sekret tego wszystkiego. Matthew James napisał do niej siedemnaście dni wcześniej, chcąc zabawić się w bohatera, kiedy ona wcale nie prosiła o pomoc. Przez kilka pierwszych dni, zanim wyłożyła przed nim wszystkie karty i jeszcze wydawała mu się tajemnicza, to on wykazywał chęć rozmowy. W momencie, w którym wyczuł jej zainteresowanie jego osobą, powoli zacząć się wycofywać.

reason for everything ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz