rozdział 16

3.4K 147 13
                                    

-Jeśli będę chciała to będę tak do ciebie mówić, ale na razie nie.- pauza.- Wracamy?- spytałam.

-Tak, chodźmy.

Po dotarciu do wierzy idę do swojego pokoju. Weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Nastepnie podeszłam do szafy i wzięłam z niej czarny T-shirt z czymś, białe spodenki, szare buty z nike i do tego okulary, które nałożyłam na głowę. Włosy zostawiłam rozpuszczone.

 Włosy zostawiłam rozpuszczone

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jest dopiero 7.30. Idę w stronę kuchni. Kiedy wychodzę z windy nikogo nie ma w pomieszczeniu. To dziwne. Albo i nie. Dobra, jestem zbyt głodna żeby o tym myśleć. Podchodzę do lodówki i wyciągam z niej potrzebne składniki do zrobienia jajecznicy.

Po 15 minutach 'pożądne' śniadanie jest już gotowe. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizję jedząc śniadanie. Nic nie ma ciekawego w tym pudle. Naprawdę.

Po 5 minutach ktoś raczył się w końcu zjawić. A jest to... Clint.

-Hej. Idziesz ze mną do sali treningowej?- spytał.

-Tak. Tylko się przebiorę.- wstaje i idę w kierunku mojego pokoju.

Kiedy dotarłam do niego podeszłam do szafy i wyciągnęłam czarny stanik sportowy i tego samego koloru spodenki. Wzięłam łuk, strzały i wyszłam z pokoju kierując się w stronę sali treningowej.

Kiedy otworzyłam drzwi Barton właśnie strzela do tarczy. Trafił w sam środek.

-Brawo!- klasnęłam w dłonie a on gwałtownie się odwrócił i uśmiechnął.

-Chcesz spróbować?- spytał a ja kiwnęłam głową, że tak.

Nacisnęłam na guzik w moim łuku a on gwałtownie się otworzył. Wzięłam jedna z moich strzał i naciągnęłam na cięciwie. Trafiłam w sam środek.

-Jesteś naprawdę dobra!- pochwalił mnie Clint.

-Dziękuję. Teraz ty.

Strzelamy tak chyba już od półtorej godziny.

-To co, może teraz walka?- spytałam kładąc moja rękę necie jego ramieniu.

-Okej. Tylko nie używaj mocy bo mnie jeszcze zabijesz.- po groziło mi palcem a ja zaśmiałam się pod nosem.

Ustawiliśmy się na przeciwko siebie. Kiwnęłam głową na znak, że możemy zacząć wtedy ruszyłam w jego stronę i przeskoczyłam go. Dostał kopniaka w plecy. Lecz szybko wstał i ruszyłam w moją stronę. Chciał walnąć mnie w brzuch, lecz ja szybko siadam ma podłogę i kopnęłam go w kolano. Znowu padł tylko na dłużej.

-Victoria! Kurde! Coś ty mi zrobiła z kolanem.- popatrzyłam się na jego kolano. Nie jest w dobrym stanie.

-Usiądziesz normalnie?-spytałam spokojnie.

-Czekaj.- pomału, normalnie usiadł robiąc prostym dziwne miny. W sumie rozumiem.

-Zaraz będzie po wszystkim.- powiedziałam i w tej chwili położyłam moja dłoń na jego kolanie.

Zamknęłam oczy i skupiłam się. Po mału czyje jak rzepka w kolanie wraca na swoje miejsce, a ja słabne, ale to nic w porównaniu z tym co zrobiłam Vivianie.

-Gotowe.- odparłam zmęczonym głosem.

-Ty powinnaś zostać lekarzem.- powiedział uśmiechnięty.- Pomóc ci wstać?- spytam widząc, że nie mogę tego zrobić.

-Najlepiej to weź mnie na ręce bo nie mam siły.- pauza- I od razu zamów pizzę bo jestem głodna.- dodałam.

-Za uratowanie mojego kolana wezmę cie, a pizze zamówię bo też jestem głodny.- powiedział śmiejąc się i podnoszą mnie.


Dziś trochę spokojniejszy rozdział, bo wiecie co dzisiaj jest😂😍 Moje 🎂🎁🍷🍰

Painful Death Córką KapitanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz