Blondyn szybko opuścił pociąg rzucając na swój kufer zaklęcie zwiększająco-zmniejszające. Nie miał ochoty rozmawiać ani z Pansy ani Zabinim. Przez nich między innymi ma rozbity nos i wyszedł na idiotę. Oczywiście na ten moment jego myślenie było ograniczone do obwiniania wszystkich dookoła. Absolutnie nie poczuwał się do jakiejkolwiek empatii względem swoich przyjaciół w tak ciężkim okresie. On też to przeżył i również musi sobie sam z tym radzić. Jak powiadała ciotka Bella: ,,Najgorsze doświadczenia kształtują nasz charakter i wytrzymałość na cierpienie".
W pewnym momencie przypomniał sobie o swoim nosie. Pomimo urazu, nie czuł wielkiego bólu. W życiu przeżył gorsze rzeczy.
-Episkey-mruknął kierując różdżkę w stronę swojego nosa, a ten momentalnie stał się idealnie prosty jak przed incydentem z bliznowatym. Wymamrotał jeszcze zaklęcie czyszczące, a plamy krwi z jego koszuli i płaszcza zaczęły blednąć i znikać. Blondyn westchnął siadając samotnie w powiozie oczekując na Severusa. To co wiedział to fakt, że Snape ma wręczyć mu jakiś eliksir. Jedyne informacje, które zostały mu przekazane na temat owej fiolki to: ,, Eliksir będzie niezbędny w pokonaniu Czarnego Pana". Tak. Dracon chciał pokonać Lorda Voldemorta. Gdyby ojciec dowiedział się, że za każdym razem, gdy pyta o jego posłuszeństwo wobec Czarnego Pana, a ten odpowiadając mu twierdząco łże mu w twarz, to prawdopodobnie nie siedział by w tym podwozie, a leżałby parę metrów pod ziemią. W głębi duszy młody Malfoy nie był idealnym odwzorowaniem Lucjusza jak to się wszystkim wydawało, nie chciał wojny ani nie chciał zabijać bezbronnych ludzi. Brzydził się tym, że musiał przyjąć Mroczny znak, a na rozkaz Czarnego Pana, zabić kilku bezbronnych czarodziejów. Dracon nie brzydził się ową sytuacją tak bardzo jak brzydził się sam siebie. Głównie tym, że w ogóle zgodził się na tak haniebny i oszpecający wizerunek czyn, który dla jego świętego ojca był już czymś, co w najmniejszym stopniu go nie ruszało. Torturowanie, gardzenie ludźmi było dla niego rozrywką. Draco sam niekiedy przekonał się na własnej skórze jak wygląda jego ulubiona rozrywka. A to jak nie otrzymał W na wszystkich egzaminach końcowych, a to jak nie pościelił łóżka, odezwał się zbyt cicho lub w ogóle się odezwał. Lucjusz Malfoy nie czuł obrzydzenia do samego siebie w momentach, gdy czyjeś martwe ciało padało przed jego nogi. Czuł się wręcz dumny z tego co osiągnął. Młody Malfoy często zastanawiał się, czy on czasem nie chce pobić samego Czarnego Pana w wykonywaniu złych i brutalnych czynów. Oczywiście nikt poza małą grupą ludzi nie znał drugiej natury Lucjusza. Postrzegali go jako przepełnionego w przesadne maniery surowego rodzica, który dbał o swoją rodzinę w swój specyficzny sposób. Wolne żarty. Jedną z osób, które znały tajemnice ojca Dracona nie był kto inny jak święty Harry Potter. Całe życie zgrywa największego bohatera i zbawiciela świata, wszyscy podsuwają mu wszystko pod nos i wyręczają go we wszystkim. Jego podejście do życia jest cholernie denerwujące. Chodzi ciągle uśmiechnięty, mówi wszystkim dzień dobry i robi z siebie przykładnego obywatela, chodź jak chce, to rzuci ostrą wiązanką bluzg. Pewnie nauczył go tego ten jego Syriusz Zawszony kundel Black. Dracona nie dziwiłby fakt, jeśli Potter złapał od niego wszy. Bliznowaty spotyka się z młodą Wiewiórą. Śmieszy mnie to. Widać, że sierotka robi to tylko, ponieważ znają się od młodości, a ona już od pierwszego roku się za nim ślini jak bulldog. Przecież ta dziewczyna jest chora na punkcie Pottera. Jest jeszcze ta... Jak ona to miała... Ahh Cho Chang. Ta opętana na jego punkcie Krukonka. Co te dziewczyny w nim widzą. Wygląda jak jakiś żebrak w przydużych ubraniach, buźkę ma niesamowicie przeciętną, a w tym dużych binoklach wygląda jak sowa. Jeszcze te włosy, które wyglądają jak wyjęta z pralki peruka niskiej jakości. Odrażające.Chłopaka z zamyślenia wyrwał Snape zbliżający się w jego kierunku z ponurą miną. Widać, bez zmian.
-Dzień dobry, Profesorze-Draco przymknął lekko oczy w oczekiwaniu na zbliżenie się Severusa.
-Nie wiem czy taki dobry. Weź te fiolkę, schowaj dobrze i porozmawiamy o tym jutro po zajęciach-mruknął i odszedł tak szybko jak się pojawił. Do jasnej cholery, nie mógł dać mu tego małego flakonika w szkole? Już dawno mógł siedzieć w ciepłym miejscu, a nie marznąć na dworze czekając jak ostatni idiota. Młody Malfoy poklepał konia po grzbiecie, a ten pognał w stronę szkoły wraz z powozem.-Witajcie drodzy uczniowie!-krzyknął radośnie dyrektor, klasnął w dłonie, a wszystkie świece w sali momentalnie się zapaliły. Pierwszoroczne dzieciaki stojące przed dyrektorem zaczęły wzdychać z zachwytu, a Draco tylko prychnał na ten dźwięk. Czym tu się podniecać? Palące się świece, nie mogę uwierzyć, że coś takiego istnieje! Idiotyczne. Tiara przydziału zaczęła wzywać pierwszorocznych po imionach i nazwiskach, a niezainteresowany tym przedsięwzięciem Draco zaczął rozglądać się po Wielkiej Sali.
Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to oczywiście sierotka. Siedział sztywno, ponieważ do jego lewego ramienia przyssana była młoda Wiewióra tuląca go jak pluszaka. Po jego prawej siedział większy Wiewiór obrzerający się jak prosiak. Pożerał udka kurczaka w prędkości światła, a temu wszystkiemu przyglądała się Szlama Granger z kwaśna miną patrząc na świński styl jedzenia swojego współdomownika. Obrzydliwe. Te Gryfiaki zachowują się jak nieskolonizowane grupy etniczne. Odwrócił wzrok od ich stołu, widząc, że bliznowaty podejrzliwie patrzy w jego stronę. Sala była ozdobiona jak co roku. Zaczarowany sufit świecił gwiazdami jak nocne niebo, a pod nim unosiły się drobne świeczki. Nad każdym stołem wisiały herby domów i powiewały tak w delikatnym przeciągu, którego prowodyrem był Filch wchodząc ostro spóźniony na ceremonię. Kilkoro uczniów rzuciło mu przelotne spojrzenie i tyle z jego wielkiego wejścia. Stoły jak co roku były idealnie odpicowane, porcelana błyszczała odbitym od świec światłem i odbijała się o srebrne tace. Żadnych rewelacji.Blondyn wolnym krokiem pokierował się w stronę swojego dormitorium, przy portrecie Salazara mruknął hasło i wszedł do pokoju wspólnego. On również nie różnił się niczym po tych 2 miesiącach wakacji. Cały wystrój był w kolorach srebra i zieleni. W kominku nie palił się jeszcze ogień, widocznie przyszedł tu jako pierwszy. Przez myśl mu przeszło, aby spocząć na chwilę, na zielonej kanapie na środku pokoju, ale nie miał ochoty na rozmowę z którymś z domowników. Bogu dzięki, że w tym roku Snape zapewnił mu prywatne dormitorium, przynajmniej będzie mógł w spokoju ważyć eliksiry bez obaw, że nieuważny i przygłupi Goyle lub Crabbe rozbiją któryś z flakonów lub zniszczą nieumyślnie jakiś ważny składnik. Zabrał więc swoje rzeczy do swojego nowego dormitorium, które dotychczas dzielił z Zabinim.
Jego nowa kwatera wyglądała wiele okazalej, niż poprzednia. Było tam dużo więcej miejsca pewnie z uwagi na to, że zamiast dwóch łóżek stało tam jedno trochę większe niż podstawowe. Z lewej strony stały dwa spore puste regały, obok biorko i krzesło. Na prawo stała duża szafa na ubrania, a obok szafka w której Snape przygotował mu kilka podstawowych składników do warzenia eliksirów. Pewnie ktoś zapyta po co mu to do szczęścia. Głównie chodzi o to, iż Snape poprosił Dracona, aby w wolnym czasie warzył eliksiry odnawiające energię, aby wzbogacić zapasy spiżarni na nieubłaganie zbliżającą sie wojne. Tłumaczyć to może obfity zapas kory z drzewa Wigen i śluzu z gumochłona. Zegarek w pokoju wskazywał 21:46. Chłopak od niechcenia rozpakował się do końca i wszedł do łazienki. Była dosyć mała. Znajdowała się tam biała wanna, sama toaleta oraz umywalka z dużym lustrem i kilka szuflad na niezbędne rzeczy. Draco rozebrał się, napuścił wody do wanny i zdecydował się na chwilę relaksu.-Oh Harry! Jakiś ty chudy! Jadłeś coś w te wakacje?-zagadnęła go Ginny.
Nie, praktycznie nic nie dostawałem.
-Tak, spokojnie Ginn, jadłem dosyć sporo-mruknął okularnik.
-To bardzo dobrze, jak ci minęły wakacje?-zapytała z uśmiechem.
Tragicznie, po co o to pytasz.
-Było naprawdę sympatycznie, czuję się wypoczęty-uśmiechnął się delikatnie.
Nie wiem czy wypoczętym może nazywać się człowiek, który przez całe wakacje wstawał o 6:05 i do 23:30 pracował w domu?
-Ciesze się, że spędziłeś ten czas miło-powiedziała całując chłopaka w policzek, na co ten trochę się speszył. Podniósł się z dywanu i z dziwnym wyrazem twarzy zaczął kierować się w stronę swojego dormitorium. Chłopak przytrzymał się ściany w obawie, że zaraz zemdleje.
-Harry? Zrobiłam coś nie tak?-zapytała zdziwiona z reakcji chłopaka.
-Nie, nie po prostu... Źle się czuję-syknał i ulotnił się z pokoju. Każdy w tym momencie pomyślałby, że Harry symuluje, nic z tych rzeczy. Harry poczuł uporczywy ból w okolicach serca. Rozłożył się na łóżku i zerknął na chrapiącego w najlepsze Rona.
Co się do cholery stało? Poczuł się tak, jakby zaraz miał zejść na zawał serca.••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Witajcie! Bardzo dziękuję za przeczytanie tego rozdziału i bardzo przepraszam za wszelkie błędy! Pozdrawiam i życzę wam miłego dnia or nocy!
CZYTASZ
Obserwator//Drarry
FanfictionCo może się wydarzyć, gdy pewien negatywnie nastawiony do społeczeństwa Ślizgon poprzez swoją głupotę i nieuwagę zacznie dostrzegać emocje, aury oraz myśli za pomocą zwykłego krótkiego spojrzenia? Będzie to jego nagroda od życia, czy raczej nieulecz...