Draco oparł się głową o murek, który zabudowywał okno, przy którym aktualnie siedział z Potterem. Przymknął oczy i zaczął klnąć pod nosem, na swoją własną ludzką głupotę. Niech jeszcze tylko zacznie normalnie rozmawiać z tym wybrykiem natury, a ojciec nabije go na pal.
-Zawsze musisz być taki wulgarny?-zapytał czarnowłosy prychając w jego stronę.
-A ty zawsze musisz być takim milutkim, ułożonym chłopcem? Zluzuj portki, bo zrobią się zbyt ciasne na twoje cherlawe ciałko-mruknął unosząc prawą brew ku górze. Potter skrzywił się wyglądając teraz trochę jak mops.
-Nie rób takiej miny, wyglądasz jak mops. Pansy nie posłuchała i widzisz jaki jest tego efekt. Słuchaj więc mnie, a nie skończysz jak malusi piesek bogatej panci-powiedział, po czym zaczął skomleć jak mały pies. W tym momencie to Harry zaczął głęboko zastanawiać się nad zaistniałą sytuacją. Dlaczego tak właściwie rozmawiają razem, we dwójkę, jak ludzie, bez kłótni i na spokojnie. To tak niespotykane wydarzenie, że praktycznie spotkane jedynie dzisiaj. Znaczy, wiadomo w tym miesiącu tych sytuacji jest coraz więcej, przez co to staje się jeszcze bardziej niepokojące.
-Przestań ciągle myśleć o tym, dlaczego rozmawiamy w normalny sposób i się w końcu rozluźnij. Przecież nie mam zamiaru zadźgać cię czymś, czy zaczarować. Po prostu chce... Szczerze, sam nie wiem czego chcę. Ta sytuacja jest dziwna i mnie śmieszy. Jestem bardzo radosnym i wesołym, pełnym życia mężczyzną, więc zachowujmy się cywilizowanie i godnie, jak na prawdziwych mężczyzn przystało. Rozmawiajmy normalnie-powiedział poważnym tonem.
-W takim razie wytłumacz mi w końcu jakim cudem potrafisz czytać w myślach-zapytał spoglądając na niego swoimi dużymi, zielonymi oczyma.
-Mówiłem ci to przecież Bliznowaty. Nie wiem jak to się stało, nie mam bladego pojęcia, ani nie chce się nad tym zastanawiać. Chce się po prostu tym pobawić-wzruszył ramionami i oparł się wygodniej o murek.
-To już wiem skąd wiedziałeś o zauroczeniu Rona... Gdybym ja był na twoim miejscu, nigdy nie wykorzystywał bym tego dla swoich własnych, egoistycznych celów-stwierdził z oburzoną miną.
-Drogi panie Bliznowaty, niestety muszę cię zmartwić. Nie jestem tobą, ani ty nie jesteś mną, więc nie masz tu nic do gadania. Będę robił z tym co będe chciał -warknął.
-Nie boisz się, że rozpowiem o tym całej szkole?-zapytał uśmiechając się do niego chamsko.
-Nie, dlaczego miałbym się tego bać? Oczywistym jest to, że twoja Gryfońska natura na to nie pozwoli. Z resztą. Nikt by ci nie uwierzył. Co byś im powiedział? ,,Draco Malfoy czyta mi w myślach! Na prawdę! Na serio! Uwierzcie mi! Przecież mam z nim tak dobry kontakt, że powiedział mi o tym i teraz ja wykorzystam to przeciwko jemu, tak jak on wykorzysta to przeciwko wam!!!". Żałosne Potter, chcesz być uważany za jeszcze większego pomyleńca niż dotychczas? Masz jednak smutne życie -warknął poirytowany.
-Faktycznie, coś w tym jest-mruknał odwracając głowę w stronę okna. Przez ty krótką wymianę zdań nawet nie dostrzegli, że mecz już dawno się zaczął. Nie potrafili określić wyniku. Najgorsze jest to, że obie drużyny grają równie dobrze. To może skończyć się tylko w jeden sposób...
-REMIS!!!-wykrzyczał Lee Jordan, na tyle głośno, że dwójka chłopaków w skrzydle szpitalnym potrafiła wysłyszeć to idealnie.
-Cholera! Jak to możliwe?! Przecież Slytherin ma świetną drużynę i nie mam pojęcia jak mogliśmy przegrać!-jęknął zawiedziony i uderzył pięścią w szybę.
-Grali bez ciebie, więc czego sie spodziewałeś?-stwierdził czarnowłosy schodząc z parapetu i siadając na swoim łóżku. Poprawił swoje prześcieradło i wytrzepał poduszkę. Rozłożył się wygodnie na łóżku i wpatrywał w sufit. Leżąc tak bezcelowo usłyszał czyjeś kroki zbliżające się do skrzydła szpitalnego. Uniósł wzrok i ujrzał przed sobą dyrektora Dumbledora.
-Dzień dobry panowie-powiedział spokojnie z uśmiechem.
-Dzień dobry, chce pan ze mną porozmawiać?-Harry zerwał się na równe nogi i uśmiechnął się do nauczyciela.
-Tak, chce porozmawiać... Ale nie z tobą chłopcze. Draco, mógłbym cię prosić?-zapytał blondyna ignorując zdziwioną minę wybrańca. W końcu co on może chcieć od tego śmierciożercy? Kto tu jest bardziej potrzebny? To przecież jasne.
-Oczywiście profesorze Dumbledore-powiedział wychodząc z nim za drzwi. Absolutnie nie miał pojęcia o co może mu chodzić. W praktyce nigdy nie miał z nim większej styczności niż na drugim roku, kiedy otrzymał z Potterem kare u starego zgreda woźnego i został tam skierowany, aby wytłumaczyć całą sytuację. Czasami wszystkim wydawało się, że jedyny uczeń z jakim Dumbledore utrzymuje jakikolwiek kontakt bezpośredni jest właśnie Potter. Czasem jeszcze ma jakiś interes dla Wiewióra i Szlamy, ale dla niego samego? Nigdy. Nic.
Starzec machnął różdżką i rzucił na drzwi zaklęcie wyciszające.
-Przejde od razu do konkretów. Musisz zdobyć zaufanie Harrego. Rozumiem, że nigdy się nie dogadywaliście, ale jest to związane z eliksirem, który otrzymałeś od profesora Snape'a. Mam nadzieję, że nadal go posiadasz...?-spojrzał na niego podejrzliwie, na co blondyn natychmiast gwałtownie zachłysnął się powietrzem. Gdzie do jasnej cholery jest ten eliksir, co się z nim stało, jak to się stało, że go nie ma i dlaczego do jasnego świetlistego Merlina, Potter zawsze musi być wmieszany w sprawy życia i śmierci. Kim on jest? Jakimś pieprzonym wybrańcem? Ach no tak. Zapomniałem. Właśnie jest tym pieprzonym wybrańcem, za którego trzeba sie podstawiać.
Przestańmy skupiać się na Potterze. W tym momencie najważniejszy jest eliksir i jego szczęśliwe znalezienie całego i zdrowego.
-Masz go?-powtórzył skanując go wzrokiem.
-Tak, oczywiście. Po prostu się zamyśliłem. Mam zgrywać miłego dla Pottera i to tyle? Nie muszę robić nic więcej? Nich tylko mi ufa i myśli, że zmieniłem się oraz zostałem jego przyjacielem?
-Nie w tak drastycznie, lecz na podobnej zasadzie. Możesz już iść-stwierdził odchodząc w stronę schodów.
-Z miłą chęcią-powiedział do siebie i wrócił do skrzydła szpitalnego. Otwierając drzwi automatycznie przed jego nogami pojawił się Potter, który ewidentnie nie potrafi nawet dyskretnie podsłuchiwać. Zebrał się z podłogi i jak gdyby nic odwrócił się w przeciwnym kierunku.
-Matka nie nauczyła cię, że nie wolno podsłuchiwać? Ach no zapomniałem... Przecież nie ży... Życzyła by sobie, aby jej rodziny dzieciak zachowywał się tak haniebnie-odkrzyknął mając na uwadze słowa Dumbledora. Tak właściwie, niby dlaczego ma być dla niego miły? Przecież Dumbledore się nie dowie, jeśli na przykład rzuci klątwę w jego stronę albo uderzy jego głową o szafę...
-Przestań już. O czym rozmawialiście?-zapytał podejrzliwie.
-Och Potter, to przecież oczywiste. Pomfrey nagadała na mnie dyrektorowi, że usiłowałem pozbawić cię życia na boisku do Quidditcha-powiedział z kamiennym wyrazem twarzy.
-Zagroził mi jeszcze, że odejmie za to punkty Slytherinowi.
-Ach tak? Więc dlaczego się nie obroniłeś ani nie wytłumaczyłeś mu całego zajścia? I dlaczego ktoś nałożył na drzwi zaklęcie wyciszające? Przecież ta spraw mnie również dotyczy i mogłem coś z tym zrobić-warknął z oburzoną miną.
-Nie myśl tak mocno, bo ci się białko w mózgu zetnie i co wtedy? Kto uratuje nasz kochany świat czarodziejów? Bardzo mi przykro, ale muszę przerwać twoje głębokie myślenie i po prostu zignorować twoje dziwne teorie mój drogi. Teraz pozwolisz, że położę się spać. I lepiej mi nie przeszkadzaj, bo pamiętaj. Wyczytam każde twoje najmniejsze wspomnienia i myśli, więc grzecznie proszę o ciszę, dziękuje i dobranoc-uśmiechnął się ironicznie i zgasił lampkę przy swojej szafce nocnej.•••••••••••
Witajcie! Jak zwykle przepraszam za błędy! Jakieś 4 osoby zdążyły przeczytać kawałek tego rozdziału przed publikacją oficjalną, ponieważ przypadkowo całość opublikowała się z liczbą może jakichś 300 słów x'D Życzę wam miłego dnia/nocy or something! Jeszcze jedno. Jestem ciekawa, czy spotkam jutro kogoś z was na koncercie Eda Sheeran'a!
CZYTASZ
Obserwator//Drarry
FanficCo może się wydarzyć, gdy pewien negatywnie nastawiony do społeczeństwa Ślizgon poprzez swoją głupotę i nieuwagę zacznie dostrzegać emocje, aury oraz myśli za pomocą zwykłego krótkiego spojrzenia? Będzie to jego nagroda od życia, czy raczej nieulecz...