7. Szklana krew

5.3K 473 43
                                    

Dracon siedział z policzkiem wciśniętym w zimną ścianę lochów. Czuł się niesamowicie źle. Przez wizję, którą doświadczył dopiero teraz uświadomił sobie, że słowa ranią czasem bardziej niż czyny. Potter był katowany w dzieciństwie, a sam może się domyślić, że ani Granger ani Wieprzlej o tym nie wiedzieli. On jest zbyt dumny, żeby mówić ludzią o krzywdzie wyrządzonej na jego osobie. Może i nawet nie jest dumny, ale po prostu nie chce nikogo zamartwiać swoim stanem. W tym momencie Draco uświadomił sobie, jak bardzo źle oceniał Pottera. Czy on w ogóle był złą osobą? Jest jakieś małe prawdopodobieństwo, że nie jest. Oczywiście, że nie jest. Bynajmniej dla Dracona nie należy dla najmilszych osób. Należy mu się.
Siedząc tak samotnie na schodach, chłopak poczuł dziwną chęć pójścia do toalety. Brzmi to jak gdyby, naraz zapomniał o wszystkim. Czuł, że powinien się tam zjawić w najbliższym czasie. Nadal brzmi to dziwnie, lecz coś podpowiadało mu, że to dobre wyjście z sytuacji. Wstał czując się już lepiej i zaczął kierować się w stronę damskiej łazienki Marty. Przeszedł przez drzwi kabiny i usiadł na podłodze, nie zwracając przy tym zbytniej uwagi ducha snującego się powoli po łazience. Dracon Lucjusz Malfoy po raz pierwszy w życiu poczuł, że powinien zmienić swoje życie i stać się kimś lepszym. Lepszym od własnego ojca. Skulił się trochę i oparł czoło o kolana siedząc jak małe, bezbronne dziecko.

Harry wparował do dormitorium ze smutkiem i wściekłością wymalowanymi na twarzy. Malfoy to prawdziwa szuja. On nic nie wie. Nie wie, jak to jest być pomiatanym przez całe życie. Zapewne żyje jak Mały Książę w wielkiej willi, gdzie dostaje co chce, jedzenia ma tyle, że mógłby wykarmić cały ubogi świat mugoli oraz służbę, która robi za niego wszystko. Rzeczy wymienione przed chwilą nie są dla niego ważne. Najbardziej boli go to, że ma on rodziców. Może są oni tacy, jacy są, lecz przynajmniej ma jakąkolwiek świadomość, że ma przy sobie kogoś bliskiego, kto nie jest ani przyjacielem, ani partnerką życiową. Ma przy sobie kogoś, kogo może nazwać rodzicem. Była to jedyna rzecz, jakiej Harry Potter zazdrościł Malfoy'owi. Inne rzeczy były dla niego tylko dodatkami. Fakt faktem, rzeczy wymagające przeżycie są ważne, a nawet bardzo, lecz przepych i bogactwo nie zastąpią pustki w sercu, jaką młody Potter czuję od dzieciństwa będąc pomiatanym jak najgorsza szmata do wycierania naczyń. Nie potrafi zliczy, ile razy dostał lanie za niepodzielone łóżko, źle odkurzony pokój, źle umyte naczymia i pozostawienie najmniejszego okruszka po zjedzonej suchej kromce chleba zabranej czasem wieczorem z kuchni, gdy pijany wuj zapominał zamknąć jego komórkę pod schodami na kłódkę. Ile razy praktycznie umierał z głodu i pragnienia będąc ciągle zamknięty w małym, ciemnym pomieszczeniu z jedną wisząca nad zniszczonym łóżkiem niezabezpieczoną żarówką, wypuszczany jedynie po to, aby zrobić całą brudną robotę w domu lub dostać lanie z źle wykonaną. Gdyby Dumbledore'owi naprawdę zależało na jego przyszłości i życiu zabrałby go dawno z tego miejsca. On nawet nigdy nie pytał o to, co się dzieje w tym domu. Nigdy. Jedną sytuacją, w której chłopak potrafił postawić się swojemu wujostwu był moment, gdy zaklęciem wyrzucił siostrę wuja Wernona w powietrze, a ta jak gruba, napuchnięta Jagoda wyleciała w bliżej nieokreślonym kierunku. Wtedy Harry na chwilę uwolnił się od tej chorej rodziny i na jakiś czas zamieszkał w Norze. Marzył o tym, aby zostać tam na zawsze, w końcu miał tam przyjaciół, dziewczynę i osoby, które uważał za swoją prawdziwą rodzinę. Problem był w tym, iż rodzina Weasley jest tak pokaźna, że oni sami ledwo mieszczą się we własnym domu, a Harry czuję się tam wtedy jak drogi zapychacz, który przez swoje wygłodzenie pochłania wtedy niesamowite ilości jedzenia, przez co lodówka tej wieloletniej rodziny płacze tak bardzo, jak portmonetka głowy rodziny. Co prawda Harry jako solidarna osoba, często po pobycie u rodziny swoich przyjaciół podkładał do portmonetki ojca wiele pieniędzy, których w praktyce nigdy nie używał. Chciał bardzo pomóc rodzinie, która tak wiele dla niego robi. Kiedyś nawet zaproponował pani Weasley, że da jej pieniądze na nową wyprawkę szkolną dla wszystkich swoich dzieci, lecz ta zdenerwowała się na niego, mówiąc mu, że zgłupiał i na prawdę miło z jego strony, lecz lepiej, aby zachował pieniądze dla siebie. Harry i tak robił po swojemu i często podrzucał domowniką monety do toreb, portfeli czy nawet ubrań. Chciał im w jakikolwiek sposób podziękować za te dobre serce i miłość, z jaką zawsze go witają za każdym razem, gdy przyjeżdża tylko na kilka dni. Chłopak naprawdę czuję się tam jak w prawdziwym domu, lecz po czasie musi znowu wracać do swoich starych brudów i nie ma jak się stamtąd uwolnić. Nigdy nie powiedział rodzinie Weasley o tym, co spotyka go w domu wujostwa. Za bardzo wstydził się tego, że nie potrafi poradzić sobie z własnymi problemami będąc pieprzonym wybrańcem. Ani Ron, ani Hermiona, ani tym bardziej Ginny nie wiedzą o tym, co się dzieje w domu jego wujostwa. I tak będzie zawsze.

-Harry kochanie, co się stało?-zapytała Ginny podchodząc do niego.
-Nic -mruknął wymijając ją w korytarzu. Co do Ginny. Harry nawet nie wie, czy nadal coś do niej czuje. Będąc w jej domu czuł się jak w jednej wielkiej rodzinie. Traktował ją jak siostrę. Po zerwaniu z Cho stał się zazdrosny o to, że Ginny spotyka się z Deanem. Przestali praktycznie ze sobą rozmawiać. Do tego momentu chłopak nie wie, czy to była  zazdrość spowodowana zakochaniem, czy utratą relacji z przyszywaną siostrą.
-Widzę, że coś jest zdecydowanie nie tak- powiedziała zachodząc mu drogę ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy.
-Ginny, zostaw mnie w spokoju-syknął jadowicie czując gorącą złość, która chciała jak najszybciej opuścić jego ciało wyładowując się na czymś.
-Jak chce pomóc...-powiedział cicho obejmując chłopaka od tyłu. Ten tylko z kamienną miną odtrącił jej ręce i jak gdyby nigdy nic wyszedł z dormitorium zostawiając Ginny stojąca na środku korytarza w kompletnym szoku i zakłopotaniu.

Draco siedząc w kabinie usłyszał dźwięk stukających o kafle butów. Od razu pomyślał że to jakaś dziewczyna, która pewnie zaraz tu przyjdzie, wyrzuci go z kabiny i nagada nauczycielą, że ją podglądał.  Spojrzał przez przestrzeń na dole drzwi kabiny i zobaczył kogoś siadajacego pod umywalkami ze spuszczoną głową. Nie potrafił określić kim była ta osoba. Siedział tak w bez ruchu oddychając w dosyć nie równy sposób. Owa osoba zaczęła szukać czegoś po kieszeniach szaty. Wtedy Draco już wiedział kto siedzi przy umywalkach. Chusteczka go zdradziła. Blondyn uchylił delikatnie drzwi kabiny, wstał i powoli skierował się w stronę Pottera. Teraz albo nigdy.
-Cześć bliznowaty-powiedział spokojnie zbliżając się w jego stronę.
-Kazałem ci się odwalić gnoju-warknął nie mając siły nawet otworzyć oczu. I pierwsze wrażenie poszło się walić w tym momencie.
-Nie mam złych zamiarów, możesz być spokojny-mruknął cicho blondyn podchodząc do lustra.
-Jakiś czas temu mówiłeś to samo, nie ufam ci za gorsz pieprzony śmierciożerco-powiedział patrząc gniewnie w jego stronę.
-Uspokój się Potter, chciałem tylko pogadać. Wiem, zachowuje się jak pierdolony gnojek. Jestem taki z zazdrości. Ty zawsze miałeś dobrych przyjaciół, wszyscy cię kochają i szanują. Ja jestem tylko zwykłym śmierciożercą, którym można pomiatać, ponieważ to dziecko jest zniszczone przez Czarnego Pana i nie może żyć normalnie. Nigdy nie byłem szczęśliwy i nigdy nie będę-powiedział wściekły płaczliwym tonem uderzając całą swoją siłą w znajdujące się na przeciw niego duże lustro, które momentalnie rozbiło się na miliardy kawałków raniąc przy tym blondyna w rękę. Ta zaczęła krwawić, w miejscach, gdzie nadal były spore odłamki szkła. Blondyn nawet na to nie zareagował. Potter również siedział z obojętną miną.
-Należy ci się to pieprzony gnoju, zawsze miałeś wszystko czego chciałeś, jesteś idealną kopią swojego brzydliwego ojca-po tych słowach Harry momentalnie poczuł otwartą dłoń Malfoy'a uderzająca mocno w jego lewy policzek. Czarnowłosy syknął czując przeszywający ból z całej lewej strony twarzy. Od razu wstał z miejsca i już miał zamiar oddać Draconowi równie mocno. Jednak coś go zatrzymało. Zobaczył przerażone spojrzenie młodego Malfoya, który powoli podszedł do leżącej na podłodze chusteczki czarnowłosego, zamoczył ją w zimnej wodzie i powoli podszedł do okularnika ciągle utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Delikatnie przyłożył chusteczkę do jego policzka i osunął się na ziemię obok umywalki. Siedział cicho w kawałkach szkła. W tamtym momencie Harry przypomniał sobie pewną sytuację. Kiedyś wuj uderzył go dokładnie w ten policzek, dokładnie z taką samą mocą, a on sam zrobił dokładnie to samo, co Dracon przed chwilą. Stał tak chwilę spraliżowany i praktycznie zapomniał o bólu oraz wszystkim, co powiedział przed chwilą Malfoy jak i on sam. Dopiero teraz pełni świadomy tego co stało się z blondynem, klęknął przed nim i zamrugał parę razy. Wyjął różdżkę i dotknął jej czubkiem delikatnie zranionej ręki Dracona.
-Vulnera Sanentur, Vulnera Sanentur, Vulnera Sanentur-wyszeptał cicho formułkę, a rana Dracona zaczęła powoli znikać.
Co ja tak właściwie robię?-pomyślał czarnowłosy siadając na podłodze pełnej krwi i szkła obok młodego Malfoy'a. Może przynajmniej jemu pomoże chusteczka.

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Bardzo dziękuję za przeczytanie! Przepraszam za wszelkie błędy i życzę miłego dnia/nocy or something!

Obserwator//DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz