28. Rozdwojenie jaźni

2.7K 261 28
                                    

-Dobra Potter, możesz już iść pod prysznic-powiedział rzucając w jego kierunku obojętne spojrzenie.
-Wszystko... Okej?-zapytał go zdziwiony. Ślizgon spojrzał w jego stronę z lekkim oburzeniem i przysiadł na rogu jego łóżka.
-A czemu miałoby być nie okej?-warknął unosząc brew ku górze, ewidentnie nie mając pojęcia o co może chodzić okularnikowi.
-Jeszcze chwilę tymu zachowywałeś się jak obłąkany, wmawiałeś mi, że mnie zamordowałeś i zmywasz moją krew z kafli. To raczej nie mogło być, ani nie brzmiało okej-stwierdził przeczesując sobie włosy do tyłu.
-Chyba ktoś cię za młodu za mocno okładał po tym pustym łbie, ścierałem wodę z podłogi. Nie chciałem, żeby nasza ostatnia nadzieja w pokonaniu Czarnego Pana rozwalił sobie głowę i wykitowała w mojej łazience. Masz jakieś urojenia i próbujesz mnie do nich wciągnąć. Bardzo mi przykro Potter, ale ci się nie udało i nie uda-ryknął i opuścił pokój wraz z trzaskiem drzwi.
-Znerwicowany idiota-mruknął do siebie i zamknął się w łazience. Nawet w takim momencie musiał mu wypominać jak był traktowany w dzieciństwie. Pomimo, że różnił ich tak wiele, to równie wiele ich łączyło. Harry nawet nie potrafił zrozumieć tego nagłego zdenerwowania chłopaka jak i jego dziwnego zachowania sprzed kilku minut. Sam nawet nie wiedział jakim cudem blondyn zapomniał o swojej paranoi, a o jego nagłych zmianach zachowania i charakteru to już lepiej nie wspominać.
Czarnowłosy odpuścił sobie wody i wszedł nieśpiesznie pod prysznic, ciągle ilustrując podłogę, na której nie znajdowały się ani ślady po wodzie, ani po nieszczęsnej wyimaginowanej krwi. Sięgnął ręką w stronę radia na szafce i odpalił losową stacje, która emitowała dosyć skoczną muzykę.
-Potter otwieraj drzwi, musimy pilnie pogadać-usłyszał głos Ślizgon zza ściany.
-Nie mogę, jestem pod prysznicem-odkrzyknął mu i podgłośnił radio, aby przestać słyszeć jego krzyki i uderzenia w drzwi.
-Alohomora-usłyszał głośno wypowiedziane zaklęcie i instynktownie sięgnął po ręcznik, aby się nim odkryć.
-Jasna cholera wyjdź z tego pomieszczenia!-ryknął na niego owijając się szczelnie ręcznikiem.
-Zamknij się Potter, twoja kąpieli mało mnie obchodzi, ogarnij się i czekam na ciebie w pokoju życzeń-warknął i wyszedł z łazienki.
-Nosz kurwa jego mać-zaklnął ubierając na siebie koszulkę. Przetarł wilgotne włosy i ubrał na nosy okulary. Narzucił na siebie bluzę oraz peleryne niewidke. Wyjął spod łóżka plecak i wrzucił do niego sprzęt ambulatoryjny, który dostał od Snape'a. Przezorny zawsze ubezpieczony, a Malfoy w każdej chwili może znowu dostać duszności lub po prostu napadów wściekłości, które będzie łatwo okiełznać eliksirem uspokajającym. Wyszedł z pokoju blondyna i zręcznie wyminął wszystkich, którzy jeszcze o tak późnej porze błąkali się po salach dormitorium. Idąc tak w samotności, słysząc za sobą tylko swoje kroki zaczął zastanawiać się nad pewnym dosyć istotnym aspektem. Czy Malfoy naprawdę jest na tyle nierozważny, żeby znowu chodzić po szkole bez peleryny o tak późnej godzinie? Z pewnością on ma to wszystko gdzieś, bo w końcu co mu mogą zrobić. Najwyżej dostanie karę u Filcha, z której odratuje go Snape, bo ten znaczenie go o to błagać. Ten chłopak powinien w końcu zacząć odpowiadać za swoje fanaberie i idiotyczne zachowanie.
Harry kroczył głównym korytarzem, powoli zbliżając się do ściany prowadzącej do ich pokoju życzeń. Podchodząc coraz bliżej słyszał dwa donośne głosy, które widocznie nie były do siebie pozytywnie nastawione.
-Ty gówniarzu masz czelność celować we mnie różdżką? Ojciec nie nauczył cię kultury? Przecież to taki ułożony i ogarnięty człowiek, więc jakim cudem ty jesteś tak obrzydliwie rozpuszczony?-Flich drwił z blondyna niemiłosiernie, a Harry obserwował tylko jego kończącą się cierpliwość.
-Zamknij się stary, obrzydliwy charłaku!-ryknął na niego, powoli sięgając po różdżkę.
-Idę po dyrektora!-powiedział mu na odchodzę i szybkim tempem zaczął podążać w stronę jego gabinetu. Ślizgon szybko chwycił różdżkę i rzucił drętwotę w stronę woźnego. Historia lubi się powtarzać.
-Malfoy ty skończony idioto-okularnik podszedł do niego i uderzył go w plecy.
-Uspokój się i pomóż mi go zanieść do składzika-rozkazał mu, na co Potter tylko zdjął z siebie pelerynę i skrzyżował ręce na piersi.
-Nie będę ciągle ci pomagał i robił wszystko za ciebie-stwierdził patrząc na blondyna, który ciągnął woźnego za ręce w stronę schowka z dosyć marnym skutkiem.
-Nie proszę cię żebyś mnie we wszystkim wyręczył, tylko mi łaskawie pomógł. Pamiętaj, że ja nie mam już nic do stracenia, jedna Avada w moim życiu nic już nie zmieni, więc chodź tu pięknisiu i łap za jego nogi-mruknął zdenerwowany, a chwilę później Filch już leżał w towarzystwie mioteł i ścierek.
-Dobra, zwijajmy się stąd-powiedział łapiąc go z ramię.
-Czekaj, chyba nie chcesz popełnić tego samego błędu co ostatnio, Obliviate-machnął rożdżką i zatrzasnął za sobą drzwi.
-Potter, jednak jesteś inteligentny-powiedział z lekkim zdumieniem.
-A ty Malfoy dalej jesteś tym samym idiotą co chwilę temu, chodź mi to w końcu wytłumaczyć, bo jestem już zmęczony twoimi ciągłymi humorkami-stwierdził okularnik.
-Już się tak nie pusz, moja mała przepióreczko i popraw sobie włoska-powiedział z uroczym uśmiechem i zagarnął mokry kosmyk ciemnych włosów za ucho Gryfona.
-Co jest z tobą nie tak do jasnej cholerny-spojrzał na niego zdziwiony i wyminął go w korytarzu.
-Wszystko jest w porządku. Chciałbym cię przeprosić za tamten tekst o odkładaniu cię w dzieciństwie, dobrze wiem, że to nie jest nic przyjemnego, bo sam przeżywałem to na własnej skórze, ale od zawsze uwielbiam wbijać ludziom szpile i doprowadzać ich do ostateczności-powiedział delikatnie się uśmiechając.
-Ciężko tego nie zauważyć-stwierdził i stanął przed wejściem do pokoju życzeń. Zamknął oczy i poprosił o ich prywatny i piękny pokój. Cegły zaczęły się rozchylać, umożliwiając im wejście do środka.
-Uwielbiam to pomieszczenie-powiedzieli wspólnie i wymienili się spojrzeniami. Usiedli na swoich fotelach, które uniósł ich ku górze. Sufit błyszczał nocnymi gwiazdami oraz obrazami boiska do Quiddicha. Obaj siedzieli tak w ciszy, wsłuchując się w strzelanie ognia w kominku oraz wpatrując się w piękny sufit.
-Potter ja widziałem straszne rzeczy. Wszyscy byli martwi. Pansy była nabita na ogrodzenie, Blaise został pogryziony przez wilkołaki. Wszystkie dzieci śmierciożerców, które postanowiły walczyć po naszej stronie zginęły. Astoria dostała rykoszetem i spadła ze schodów, twoja dziewczyna została powieszona, bo nie chciała przejść na ciemną stronę. Wiewiór i Szlama umarli razem jak dokładnie nie wiem, wizja przeskoczyła od razu do mnie. Zachowywałem się jak opętany, pod wpływem tortur mojego ojca. Kazał mi iść do ciebie, zabić cię i za sobą posprzątać. Poszedłem do naszego pokoju, byłeś tam i szukałeś czegoś. Zacząłem coś do ciebie mówić. Uklęknąłem przed tobą i złapałem cię za koszulę. Zanosiłem się strasznym płaczem. Tu moja wizja się złamała, coś zrobiliśmy, nie mam pojęcia co. Po tym wszystkim odsunąłeś się pod ścianę i kiwnąłeś do mnie głową-powiedział rozgoryczony, usiłując złapać oddech.
-Wtedy jeszcze raz coś się zdażyło, ciężko mi powiedzieć. Potem po prostu rzuciłem na ciebie Avadę i kiedy już leżałeś sztywny i martwy, ja zacząłem dźgać cię nożem. Wyłem coraz bardziej, ale ciągle to robiłem. Na koniec ostatni raz przy tobie uklęknąłem, znowu wizja się przerwała i potem tylko zostało mi zmyć twoja krew z łazienki. Po tym wszystkim uświadomiłem sobie, że aktualnie tylko wycieram wodę z kafli, bo nie chciałem, żebyś zrobił sobie krzywdę i uznałem, że to była zwykła zwida, ale kiedy odpowiedziałeś mi o tym, co rzekomo mówiłem i robiłem, wszystko stało się jasne.
Harry Potterze, jeśli nie cofniemy czasu, ani nie pokonamy Voldemorta, to wszyscy zginiemy-powiedział do okularnika, wpatrując się w niego smutnym i zaczerwienionymi oczami.
-Wszystkie te moje zamazane i przerwane wizję, były złote. Nie wiem jak mam to rozumieć, po prostu widziałem złoty blask, zamiast właściwych wydarzeń. Ja naprawdę nie chcę, abyście wszyscy zginęli. Potter, nie. Harry, ty nie możesz zginąć, ty musisz ich uratować. Dla mnie już nie ma ratunku, ale chcę wam pomóc, czuję się do tego zobowiązany, bo przez swoją pychę i głupotę pogorszyłem to wszystko-uniósł się w szlochu, na co Gryfon uśmiechnął się w politowanium
-Najwyżej zginiemy oboje. Dracon, chodź tu-zwołał go do siebie, uśmiechając się ciepło. Blondyn spojrzał na niego niepewnie i powoli przeszedł na jego sofę. Harry objął go delikatnie ramieniem, a blondyn oparł się o niego głową.
-Wszystko będzie dobrze pamiętaj, wszyscy będziemy żyć i wszystko będzie tak jak kiedyś. Wystarczy tylko cofnąć czas-powiedział do niego z nadzieją w głosie.
-Nic już nie będzie takie samo gnojku, zapomnimy o tym, że w ogóle sę tolerujemy i cokolwiek razem przeżyliśmy. Dobrze mieć takiego przyjaciela, Harry Potterze. Przestań zwracać uwagę na moje dziwne humorki, bo teraz będzie to już codziennością. Powoli tracę rozum i za niedługo cię zabije. Potter, chyba siada mi na mózg, jutro zapomnij o moim zachowaniu, bo teraz nie jestem sobą-powiedział przybliżając się do niego.
-Masz rację, dobrze mieć takiego przyjaciela. Niczego nie muszę zapominać i tak cofniemy czas -powiedział z uśmiechem, a zza jego pleców wyleciał jego już znienawidzona świecąca roślinka.
-Oh Potter, to to złotko-złapał roślinkę w rękę i przemienił ją w błyszczący, złoty pyłek, zupełnie jak z swoich wizjach.

Witajcie! Bardzo dziękuję za przeczytanie tego rozdziału i przepraszam za wszystkie błędy. Życzę wam wszystkim miłego dnia/nocy!

Obserwator//DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz