-Jak to się stało, że nigdy wcześniej nie byliśmy przyjaciółmi Malfoy?-bełkotał radośnie uśmiechając się od ucha do ucha. Rozłożył się na całej długości kanapy, układając nogi na kolanach blondyna. Ten tylko co chwila spychał je na podłogę. Drugi nie dawał za wygraną i jedynym co potrafiło go powstrzymać, był fakt, że Draco jest w stanie rzucić na niego jakaś klątwę, jeśli się w czas nie ogarnie. Jako, że Ślizgon był tym mniej upitym zachowywał godność i rozum człowieka, co chwila spoglądał na zegar znajdujący się nad barem, aby w odpowiednim czasie wysłać Pottera do szkoły. Od jakichś dobrych 40 minut ignorował jego wszystkie pytania i niepotrzebne zaczepki. Rozmyślał nad swoją przyszłością i nieuniknionym końcem. Ile rzeczy straci oraz ile go ominie. Nigdy się nie ożeni, nigdy nie będzie miał dzieci i nigdy nie spróbuję być lepszym ojcem od swego własnego.
Chłopak kolejny raz rąbnął nogami drugiego o ziemię z widoczną już irytacją. Wziął głęboki oddech i przymknął oczy.
-A nad czym tak myślisz?-zagadnął go okularnik uśmiechając się do niego miło.
-Nad śmiercią-burknął marszcząc brwi.
-Uroczo-wzruszył ramionami i znowu rozwalił się na całą kanapę. Ślizgon spojrzał na niego z niemałym zdegustowaniem, lecz sam był już na tyle przemęczony, że chętnie zrobiłby to samo. Przetarł oczy i znów spojrzał na zegar, który wskazywał 20:38. Zebrał oba kufle i odłożył je na bar. Ubrał swój długi płaszcz i opierając się o mur, spoglądał na przysypiającego już chłopaka.
-Dziewczyna na ciebie czeka, rusz się-warknął na niego dźgając go różdżką w kolano.
-Ale ja naprawdę nie chcę. Chciałbym posiedzieć tu z tobą, bliżej cię poznać...-plątał się usiłując wstać.
-Najebałeś się i to dosyć konkretnie-westchnął i rzucił w jego stronę kurtkę. Niższy ubrał się i wyszedł przed budynek. Ślizgon skinął właścicielce na wychodne i opuścił pomieszczenie.
Uderzyła go fala zimna, a na twarz zaczęły spadać pojedyńcze płatki śniegu. Całe Hogsmead powoli zbierało się do snu i tylko w niektórych domach i sklepach paliły się złociste latarenki. Młody Potter stał oparty o wieki dąb i co chwila przymykał oczy.
-Czemuż to mam tak kiepską głowę, nawet gorszą od ciebie-burknął klepiąc się ręką po policzku.
-Uwierz mi, gdyby nie fakt, że po pierwszej kolejce ognistego piwa, zacząłem zamawiać najzwyklejsze kremowe, to wyglądał bym gorzej od ciebie. Tobie akurat siadło na ten pusty łeb i zamawiałeś czystą ognistą, więc się nie dziw rozwojowi tej sytuacji, głąbie-pociagnął go za szalik, kierując się w stronę szkoły.
-Naprawde nie rozumiem, czemu się nie przyjaźniliśmy...-powiedział niby do siebie, a niby co blondyna.
-Płyta ci się zacięła, czy co? Słyszę to już dzisiaj chyba czwarty raz. Gdybym nie wypił tego cholerstwa, ani nie umierał, to nic by się nie wydarzyło. Koniec już tego tematu i japa-przyspieszył i pociągnął chłopaka jeszcze mocniej.
-No faktycznie, zapomniałem o tym... Poza tym żądam, abyś przestał mnie dusić. Jestem psem na smyczy czy jak?-warknął wyrywając mu kawałek materiału z ręki.
-Trzeba mieć kontrolę nad takimi tumanami, jeszcze kogoś zabiją albo zarażą wścieklizną-mówiąc to, wszedł centralnie w ścianie altany i uderzył się w głowę.
-Oliwa sprawiedliwa-stwierdził wymijając go chwiejnym krokiem. Stanął kawałek dalej i wyczekiwał na chłopaka, który już dłuższy czas nie wracał. Przewrócił oczami i rzucił Lumos, aby w jakikolwiek sposób dojrzeć co tak właściwie się dzieję.
-Zgaś to na chwilę-zasłonił światło dobiegające z jego różdżki i usiadł na ławce w altance.
-Popatrz na te róże, zaczynają migotać na złoto-stwierdził unosząc jedną brew ku górze. Fakt faktem, miał rację. Wszystkie kwiaty zaczęły zmieniać kolor na złotawy i świecić równie mocno jak latarenki w Hogsmead. Czarnowłosy zerwał jedną i położył na swojej ręce. Jej płatki zaczęły wirować, jak kręcąc się sukienka, a sama róża delikatnie uniosła się nad jego rękę.
-Jakież to dziwne i urokliwe jednocześnie-mruknął i ruchem głowy wskazał na wielki zegar wskazujący na tyle późną godzinę, że okularnik mógł spóźnić się na kolejne spotkanie i zaprzepaścić swoje relacje z Ginny. Wyrwał Gryfonowi kwiatek i zaczął przeprowadzać własne oględziny na temat owego zjawiska. Zeszli z altanki i pokierowali się do szkoły mając nadzieję, że znowu nie natkną się na Filcha. Ostrożnie uchylili wielki drzwi i wślizgnęli się do holu.
-Zważywszy na twój stan i znikomą poczytalność, odprowadzę cię kawałek-powiedział przepuszczając go przed siebie na schodach.
-Ze mną jest wszystko w porządku-wymruczał uśmiechając się do niego.
-Właśnie widzę jak jest wszystko w porządku-pogonił go do przodu, aby ten przyspieszył, dotarł na dane miajsce, a on sam miał już święty spokój i należyty odpoczynek. Pomimo tak wczesnej godziny padał trupem. Spożyty alkohol i stres na pewno nie wpłynęły dobrze na jego stan. Zatrzymał się na klatce i obserwował jak młody Potter małymi kroczkami podchodzi do ruchomych schodów. Kiedy miał już wracać do swojego dormitorium coś go tknęło. Złapał Pottera za rękę i pociągnął do siebie.
-Weź tego kwiatka i następnym razem tyle nie chlej-zaśmiał się i delikatnie pchnął chłopaka na schodki.
Te poleciały ku górze, na co ospały chłopak położył się na nich i obserwował kwiatka, który nieustannie wirował nad jego głową świecąc na tyle mocno, że bez problemu oświetlił by niewielki pokój. Schodki już dobrą chwile temu zatrzymały się na właściwym piętrze, lecz Pottera jakoś bardzo to nie interesowało. Nadal leżał obserwując kwiatka i chichitał melodyjnie.
-Ależ on jest fajny...-mruknął do siebie i złapał kwiatka w dłonie.
-Niby kto tu jest fajny?-usłyszał poddenerwowany głos swojej dziewczyny.
-Och, witaj Ginnerwo-rzucił zakrywając swoją twarz rękami.
-Gdzieś ty był? Ile można na ciebie czekać?-zapytała usiłując zachować spokój.
-J-ja? U Snape'a byłem-jęknął usiłujać wstać w jak najzgrabniejszy sposób.
-Masz zbyt kiepskie alibi. Przypadkiem usłyszałam, że masz u niego karę. Jako, iż nie wierzę plotkom, pofatygowałam się do dyrektora i zapytałam o obecność profesora Snape. Jak mogłam się spodziewać i jak domyślałam się od początku, wyjechał z samego rana w sprawach służbowych. Jeszcze do tego czuć od ciebie wódkę z kilometra i śmiesz mi wmawiać, że u niego byłeś? Harry, nie jestem małym dzieckiem-warknęła smutno.
-Ja naprawdę przepraszam...-powiedział starając się nie pogorszyć sytuacji.
-Nie przepraszaj mnie Harry, ostatnio ciągle mnie unikasz. Robię coś źle? Może masz jakieś problemy?-zapytała łapiąc chłopaka za ręce.
-Nie, wszystko jest dobrze. Miałem po prostu kiepski dzień. Musiałem się jakoś odstresować i zapomniałem o spotkaniu. Naprawdę jest mi bardzo przykro-powiedział patrząc jej w oczy.
-Znam cię już tyle lat i wiem, że coś musi być na rzeczy, jak również wiem, że to wszystko wyglądało inaczej. Ewidentnie musimy od siebie odpocząć i dać sobie czasu-powiedziała cicho, a z każdym słowem jej oczy robiły się coraz bardziej czerwone i błyszczące.
-Dobranoc Harry-szepnęła i pokierowała się do swojego dormitorium.
-Dobranoc Ginny-powiedział sam do siebie i powoli pokierował się do swojego dormitorium. Idąc tak w niemałej zadumie zauważył, że jego róża kompletnie straciła swój blask i praktycznie cała obwiedła.Witajcie! Jak zwykle przepraszam za wszystkie błędy i życzę miłego dnia, wieczoru or something!
CZYTASZ
Obserwator//Drarry
FanficCo może się wydarzyć, gdy pewien negatywnie nastawiony do społeczeństwa Ślizgon poprzez swoją głupotę i nieuwagę zacznie dostrzegać emocje, aury oraz myśli za pomocą zwykłego krótkiego spojrzenia? Będzie to jego nagroda od życia, czy raczej nieulecz...