31. Brak umierającej cząstki siebie

3.3K 273 179
                                    

Minął trzeci dzień od zniknięcia Dracona Malfoya i jego przyjaciół. Harry snuł się po korytarzach Hogwartu zupełnie jak zamkowe duchy i szukał dla siebie jakiegoś miejsca. Cała ta sprawa nie dawała mu spokoju i fundowała mało przyjemne, nieprzespane noce. Denerwował go niemiłosiernie fakt, że nikt nie raczył poczynić jakichkolwiek procedur w tej sprawie. Co prawda Dumbledore wysłał listownie informacje do rodziców o tym, iż ich dzieci przestały pojawiać się na zajęciach i wręcz wyparowały z terenu szkoły. Na odzew nawet nie warto było liczyć, ponieważ rodzice owych dzieci również należeli do zgrupowania Śmierciożerców i prawdopodobnie dobrze wiedzieli gdzie aktualnie znajdują się ich dzieci.
Młody Potter jednak ciągle miał dziwne wrażenie, że działania dyrektora były poczynione tylko ze względu na to, że ktoś z ministerstwa mógłby uczepić się braku sprawozdań i oskarżyć Dumbledora o niespełnianie swoich obowiązków w ramach pomocy dzieciom, których notabene jak nie było tak dalej nie ma. Hogwart nadal uważany był za bezpieczną fortece do której nic złego miało się nigdy nie dostać. Teraz szkoła spełnia idealnie swoje zadanie, skoro wszystkie ,,parszywe dzieci'' wyparowały i przestały sprawiać zagrożenie.

Czarnowłosy przyszedł na lekcje eliksirów delikatnie spóźniony. Miał na uwadze, że Snape również postanowił zniknąć, chodź jak woli to ująć grono pedagogiczne: ,,Wyjechał w sprawach służbowych'', więc nie miał zbytniej potrzeby aby się spieszyć. Fakt, że jego ulubiona obłąkany nauczycielka wróżbiarstwa miała prowadzić zastępstwo za Snape'a jeszcze bardziej spowodował, iż jego nogi w praktyce nie chciały przekroczyć progu klasy.
Rzucił torbę pod swoje biurko i odwrócił sie plecami do reszty klasy. Oparł swoją głowę na ręce i zaczął wpatrywać się w miejsce, gdzie zawsze spoczywał Malfoy. Przez jego nieobecność Harry nie miał z kim się posprzeczać, ani nawet normalnie porozmawiać. O ile normalną rozmową nazwać można było notoryczne dogryzanie sobie z uwagi na to, że Ślizgon ciągle zaglądał do myśli Gryfona.
Jak cholernie ciężko było przyznać się okularnikowi przed samym sobą, że chodź minimalnie brakuje mu obecności Malfoya.
Czarnowłosy skarcił się w myślach i zacisnął ręce w pięść. Nie dość, że spędzał czas z nim, a nie z swoimi najlepszymi przyjaciółmi, to jeszcze zamartwiał się tylko jego losem.

-Hariii, dlaczego nie pijesz swojej herbaty?-profesorka podeszła pod stanowisko chłopaka i swoimi ogromnymi oczami wskazał na filiżankę. Okularnik spojrzał zdziwiony na biurko i faktycznie dojrzał przed sobą małą porcelanową filiżankę.
-Nie zauważyłem jej-mruknął niemrawo i poprawił okulary na nosie. Każda lekcja wróżenia z fusów doprowadzała go do szału i urzeczywistniała jego myśli samobójcze. Dopił letni już napój i odłożył naczynko na stół. Nie miał najmniejszej ochoty bawić się w obłąkańca i szukać obrazków w fusach herbacianych.
-Chłopcze drogi, co też twoja przyszłość niesie?-wzięła filiżankę w rękę i okręciła się wokół jego biurka. Zatrzymała się na chwilę i spojrzała z przerażeniem w stronę znudzonego Gryfona.
-Panie Potter, widzi Pan! To znowu on! To Ponurak!-jęczała nad jego uchem gorzej od Marty. Podsuneła mu naczynko pod czubek nosa i wskazała na dosyć widoczny zarys pokaźnego psa.
-Oh nie, umrę-mruknął ironicznie i przewrócił oczami. Nauczycielka spojrzała gniewnie w jego stronę i odeszła do kolejnych osób w klasie. Harry spojrzał ostatni raz na herbaciany omen i zaczął okręcać filiżankę po stole. Jego zabawa nie trwała długo, gdyż nacznie zdecydowało poturlać się na większym terenie i zakończyło swój żywot.
-Harry Potterze, co się dzisiaj z tobą dzieje, proszę to posprzątać-westchnęła i złapała się za głowę. Okularnik wstał od biurka i wszedł do składzika nauczyciela. Miał ogromną nadzieję, że znajdzie tu cokolwiek, czym mógłby wybierać resztki porcelany bez konieczności znalezienia Filcha, z którym i tak ma już strasznie na pieńku. Rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu i dostrzegł śmietnik, obok którego znajdowała się mała miotełka i szufelka. Wziął je ze sobą i udał się do wyjścia. Przy progu zauważył, że do jego nogi przyczepiła się jakaś kartka. Podniósł ją i prześledził jej treść wzrokiem. Na jednej ze stronę znajdował się przepis na antidotum do eliksiru powabiajacego, co niezbyt go zainteresowało. Druga zaś strona była od niebo ciekawsza. Znajdowała się na niej receptura na eliksir, który de fakto nie posiadał nazwy. Niby nic interesującego, zwykły eliksir, lecz Harry zauważył pewien dziwny zbieg okoliczności. Jego skład bardzo przypominał ten, który zawierał eliksir wypity przez Ślizgona.
Czarnowłosy rozejrzał się na boki i schował kartkę do swojej kieszeni.
Wrócił do sali i wyzbierał resztki porcelany. Wyrzucił wszystko do śmietnika i wrócił na swoje miejsce.
Chwilę tylko trwało, żeby dzwon zwiastujacy koniec lekcji uwolnił go z tego strasznego miejsca.

Obserwator//DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz