12. Co może pójść źle?

4.8K 442 37
                                    

Nie wiem co we mnie wstąpiło, że zacząłem nagminnie czytać w myślach Pottera i wykorzystywać to jeszcze w tak perfidny sposób. To jedna z najprzyjemniejszych rzeczy w życiu. Ten zagubiony wyraz twarzy bliznowatego. Niezapomniane. Pewnie teraz biedny nie wie co ma ze sobą zrobić. Głupiś Potter, głupiś. Tak w dużym skrócie, owa akcja nie miała po prostu go wkurzyć. Miała go wściec. Teraz pewnie jego głową próbuje zacząć pracować i ogarnąć wszytko to, co się dzieje. Co prawda ukazałem mu to w tak dziwny sposób, że aż sam zgubiłem się w tym co robię. Potter jednak zaczyna dobrze łączyć fakty, chodź nie wpadnie na to, że Pansy nie ma kota. A nawet jeśli wpadnie, to lekka manipulacja moją drogą przyjaciółką nie zaszkodzi. Powie co będę chciał.

Blondyn kierował się w stronę swojego dormitorium. Przysiadł na ławce niedaleko wejścia. Dlaczego? Oczywistym było to, że wścibski, święty Potter przylezie tu w pelerynie niewidce i będzie chciał dowiedzieć się niewiadomo czego. Otworzył torbę i wyjął z niej swój egzemplarz czasopisma ,,Ci najlepsi". Ułożył nogę na nogę, wyjął swoje okulary do czytania i wsłuchiwał się w dźwięki butów Pottera krążących bezsensownie niedaleko niego. Ten człowiek nawet nie potrafi śledzić i podglądać będąc kompletnie niewidzialnym. Co za czub.
-Potter, przestań łazić tak głośno, rozpraszasz mnie-mruknął lekceważąco, na co usłyszał zdenerwowane prychnięcie.
-Skąd ty wiesz, że tu jestem-warknął siadając obok niego przesuwając torbę bardziej w jego kierunku, aby zrobić sobie miejsce, nadal nie zdejmując peleryny z siebie.
-To idiotycznie proste, łazisz głośno jak małe słoniątko i teraz ze mną rozmawiasz. To raczej logiczne, półgłówku-uniósł prawą brew ku górze i przerzucił stronę gazety.
-Jak ty to robisz?-zapytał poważnym tonem.
-Sam nie wiem, jakoś samo tak z siebie. Z resztą, dlaczego niby mam ci to mówić? W ogóle spadaj stąd, nasłać na ciebie Snape'a?-zapytał zaczesując ręką włosy.
-Nie pójdę, do puki nie dowiem się jak to robisz-zdjął z siebie pelerynę i spojrzał na niego podejrzliwie.
-W takim razie możesz tu sobie gnić, ja idę przygotować się do meczu-zabrał swoje rzeczy i rzucił gazetą w stronę okularnika.
-W takim razie idę z tobą-powiedział obojętnie wstając z ławki.
-Po co, nie masz takiej potrzeby-warknął na niego.
-Przypominam, ja też mam dzisiaj mecz-powiedział podając blondynowi jego gazetę.
-Już dobrze, jesteś jak cholerne czyraki na tyłku. Ubierz pelerynę, bo nie mam zamiaru się z tobą nigdzie pokazywać. Jeszcze ludzie zaczną gadać, że zapalałem od ciebie pchły czy jakieś inne mikro stworzonka-powiedział zerkając na niego złośliwie.
-Odwal się, nie mam pcheł-syknął.
-Stan twojej fryzury mówi co innego, wyglądasz jakby cię coś napadło i napuszyło ci to siano-stwierdził ilustrując jego fryzurę, na co ten ubrał pelerynę i przeklnął cicho.
-Teraz powinieneś czuć się jak ktoś obłąkany, wyglądasz jakbyś rozmawiał z powietrzem lub sam ze sobą-okularnik zachichotał obserwując reakcje Ślizgona, ten tylko wystawił w jego stronę środkowy palec i przyśpieszył kroku.
-Nie zdjąłeś okularów, z resztą od kiedy nosisz okulary?-zapytał go czarnowłosy automatycznie poprawiając swoje okręgłe oprawki.
-Co cię to obchodzi-furknął i schował je do swojej torby. Co za wkurzający człowiek.
-To tylko okulary, a ty już się drzesz, gdybym zapytał o niewiadomo co-mruknął cicho.
-No wiesz problem jest w tym, że nie powinieneś zadawać mi pytań, ani ze mną rozmawiać. Robisz wszystko to, co jest zabronione, taki z ciebie buntownik, że aż głowa mała-wycedził prześmiewczo i cicho się zaśmiał.
-Tak apropo, nie byłeś umówiony dzisiaj z Wiewiórą na trening?-zapytał z uśmieszkiem.
-Może byłem, może nie-westchnął żałośnie dorównując kroku blondynowi.
-Wybawca świata Harry Potter wykręca się od spotkania z własną dziewczyną? Jakież o niekulturalne i nie dżentelmeńskie...-powiedział teatralnie z sarkastyczną miną.
-Odwal się w końcu-warknął na niego.
-Ja mam się odwalić? Ty za mną łazisz i ciągle się o coś pytasz. Zawracasz mi głowę i przeszkadzasz-powiedział z poważną miną skręcając w stronę szatni.
-A wiesz co? Odwal się-mruknął lekko bezsensownie.
-Płyta ci się zacięła? ,,Odwal się Malfoy, jestem takim małym delikatesem, uratuje świat czarodziejów i wszyscy będziecie mi bić pokłony, a ciebie i twoją całą rodzinę wyśle do Azkabanu! A wiesz co jeszcze? Odwal się ode mnie, nie ważne że to ja chodzę za tobą. I jeszcze jedno mam ci do powiedzenia... ODWAL SIĘ"-naśladował głos czarnowłosego gestykulując przy tym. Kilkoro uczniów odwracało się widząc Dracona rozmawiającego z powietrzem. A wręcz krzyczącego na powietrze. Astoria posłała mu pytające spojrzenie, na co ten tylko się uśmiechnął i pomachał do niej.
-Moja droga Astorio, dzisiejszy mecz wygram specjalnie dla ciebie, Potter nie ma ze mną żadnych szans-powiedział szarmancko i ucałował jej prawą dłoń. Harry prychnął cicho z powodu swojej zniewagi, podszedł do Ślizgona i kopnął go w kostkę. Ten tylko lekko się zgiął, lecz dalej nie dawał za wygraną.
-Oh dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony-uśmiechnęła się do niego.
-Zechciałabyś udać się ze mną na dziedziniec?-zapytał z uśmiechem.
-Ja przepraszam... Ale jestem już umówiona i zaraz się spóźnię, może kiedy indziej-posłała mu przepraszające spojrzenie i odeszła w przeciwnym kierunku. Harry ledwo powstrzymywał wybuch śmiechu, aby się nie zdradzić. Gdy dziewczyna oddaliła się odpowiednio daleko, podszedł do chłopaka.
-Powinienem ci przywalić za tamte słowa w moja stronę, ale już mi przeszło z żalu do ciebie. Biedna nie wiedziała jak ci powiedzieć, że chce od ciebie uciec oblechu-zachichotał zdejmując z siebie pelerynę.
-Oblechu? Powiedział chłopak, który wygląda, jakby go wychowano w stajni-stwierdził zbywając go. Kiedy weszli do szatni, rozstawili tam swoje rzeczy i spojrzeli w stronę boiska. Na dworze zaczęło strasznie padać. Wiatr zanosił się coraz mocniej, przez co warunki na boisku beda na pewno tragiczne.
-To idziemy polatać?-zapytał go czarnowłosy.
-Pogrzało cię do końca? Chcesz się zabić?-ryknął na niego.
-Och to tylko woda i wiatr, podczas meczu będą takie sama warunki, bo w końcu przez kilkadziesiąt minut pogoda nie zmieni się zbyt drastycznie, może być tylko gorzej. Jak już, to po prostu lepiej przygotujemy się do latania i przyzwyczaimy się wstępnie do tych warunków.
-Mądrze prawisz -stwierdził unosząc brew ku górze. Obaj szybko przebrali się w swoje stroje do gry i wskoczyli na miotły. Warunki na prawde nie były najlepsze. Były wręcz tragiczne. Utrzymanie się na miotle było ogromnym wyzwaniem, a widoczność była mocno ograniczona. Harry wypuścił w górę znicz, który otrzymał kiedyś od Syriusza. Z jego opowieści wynika, że jego ojciec otrzymał go na koniec szkoły jako pamiątkę. Mały złoty znicz pognał gdzieś na południowy zachód. Gdy tylko został zauważony przez chłopaka, zaczął gnać jeszcze szybciej. Skręcał co chwilę w co innym wymyślnym kierunku, utrudniając jeszcze bardziej ich sytuację. Draco nie radził sobie lepiej, oczy bolały go niemiłosiernie, a każde mrugnięcie sprawiało mu ból. W pewnym momencie ujrzał znicza kawałek przed sobą. Rozpędził się jak tylko potrafił i wyciągnął rękę przed siebie. Był już blisko swojego celu. Był, ponieważ coś z niesamowitą siłą uderzyło w niego, przez co stracił panowanie nad miotła i runął na ziemię. Przestał czuć swoje obie nogi, a kontem oka spostrzegł Pottera leżącego w bezruchu niedaleko niego. Tak Malfoy, chodźmy polatać. Co może pójść źle...

Obserwator//DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz