Rozdział 11

1.8K 98 21
                                    

James późno wrócił do pałacu. Kucharka wysłała go po różne sprawunki do miasta. Przed chwilą wypakował zakupy, a teraz kierował się w stronę skrzydła dla służby. Był strasznie zmęczony i marzył już tylko o tym, żeby się położyć i zasnąć. Carter wychowywał się w sierocińcu. Nigdy nie poznał swoich rodziców i nie zamierzał. Ciężko byłoby mu spojrzeć im w oczy wiedząc, że go zostawili. Do pałacu trafił przez przypadek. Chciał zostać kowalem ale nikt nie podjął się przyjęcia  chłopaka na czeladnika. Pewnego dnia, posłańcy królewscy po prostu wskazali na niego mówiąc, że uda się do pałacu na służbę. Jem dotarł do odpowiednich schodów i już miał się po nich wspinać, gdy zobaczył, że na posadzce leży ciemny, nieruchomy kształt. Przeraził się, gdy spostrzegł, że to dziewczyna. Natychmiast zmęczenie z niego wyparowało. Szybko podszedł do nieznajomej. Ulżyło mu, że to nie  Cassandra. Obrócił delikatnie leżącą i sprawdził czy żyje. Puls był słabo wyczuwalny. Spojrzał na twarz postaci i natychmiast rozpoznał Elise.

- Boże, co tu się stało? - pomyślał. Ostrożnie dotknął karku. Na szczęście nie wyczuł żadnych, złamań ani pęknięć. Cofnął rękę. Była cała we krwi.

- O najsłodszy Jezu... - James zrobił krok w tył, odwrócił się i pobiegł w stronę skrzydła szpitalnego. Medycy mieli dyżur przez całą dobę. Wpadając do środka chłopak zobaczył trzech lekarzy.

- Ratunku! Pomocy! Ratujcie Elise. Nie wiem co się stało.... Chyba spadła ze schodów! Kiedy ją zobaczyłem już tam leżała. Proszę pomóżcie.

- Gdzie ona jest? - zapytał jeden z uzdrowicieli.

- Przy schodach na trzecie piętro. - wyszeptał Carter, po czym ruszył za medykami. Lekarze delikatnie położyli na noszach ranną i zabrali ją na operację. Elise straciła mnóstwo krwi. James oparł się o ścianę. Nie potrafił już zasnąć. Przed oczami, ciągle stawała mu twarz koleżanki. Patrząc na salę, Jem czuwał przez całą noc.

*************

Poranek zaczął się jak zwykle, słudzy i służące rozmawiali ze sobą popijając kawę. Carter'owi pękała głowa. Śmiechy i żarty doprowadzały go do szału. Nikt nie wiedział co się stało. Nikt nie widział sprawcy, a Elise przeszła ciężki zabieg. Był jednego pewny, że musiał powiedzieć Cassandrze. Dlatego na nią czekał, siedząc przy dębowym wypolerowanym stole i strasznie się niecierpliwiąc. Po chwili ją dostrzegł. Pomachał do niej, jednak Cass pokręciła głową, że nie ma czasu.

- Świetnie. - pomyślał. - I co ja mam teraz zrobić?

****************

Cassandra  nieświadoma niczego, tanecznym krokiem udała się do gabinetu następcy tronu. Kiwnęła głową gwardzistom strzegącym apartamentu i weszła do pokoju. Dziewczyna zobaczyła zmęczonego księcia od rana siedzącego w papierzyskach. Wyglądał okropnie. Ciemnie sińce i wory pod pięknymi, olśniewającymi, ciemnoniebieskimi oczami sugerowały, że chłopak czymś się martwił. Służąca postawiła tacę na małym szklanym stoliku i ponownie zzerknęła na Grimaldiego, który nie zwrócił uwagi na jej obecność. W końcu sfrustrowany uniósł głowę.

- Przeklęta Annabelle de Blemont! - wykrzyknął. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech. - Przepraszam, po prostu, gdy za każdym razem dostaję od niej albo od jej córeczki list wpadam w szał. Problem polega na tym, że para królewska z pałacu Pokrowia, próbuje zeswatać mnie z Franceską. Pamiętasz jak ci o niej opowiadałem?

- Jasne. - odparła Cassie. - To ta wredna zołza? - Will się roześmiał.

- Tak, to  właśnie ona. Choć zołza to zbyt delikatne określenie. - Cass, już skończyłem. Mogłabyś zanieść te listy?

Książę i wieśniaczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz