Rozdział 18

1.9K 114 28
                                    

Ile bólu może sprawić strata ukochanej osoby? Wiedzą to tylko ci, którzy to przeżyli. Niektórzy nie mogą się z tym pogodzić, a inni starają się żyć tak, jakby nic się nie stało. Ludzie przez całe życie zakładają maski, udają kogoś kim nie są, a nawet nie będą. W szpitalnej sali we wnętrzu ogromnego pałacu Zambadii leży organizm walczący o życie. Całym swoim sercem nie chce umierać. Nie poddaje się, mimo że dawno nie powinno jej tu być. Dziewczyna, zaledwie służąca stara się otworzyć oczy, zmusić powieki, żeby się rozwarły. Nie udaje jej się to. Próbuje więc raz jeszcze i tym razem widzi oślepiającą biel. Jest tak jasna, że dziewczyna musi zmrużyć swe szmaragdowe tęczówki. Po chwili może się rozejrzeć. Nie pamięta, żeby kiedykolwiek tutaj była. Nie pamięta, żeby gdziekolwiek trafiła. Jej wspomnienia kończą się na drodze, którą przebywała, by pojawić się w pałacu Zambadii. Ma pustkę w głowie, jakby ktoś wydarł coś bardzo cennego, co należy do niej. Może to szok spowodował zanik pamięci? Cassandra nic nie wie. Usiłuje sobie cokolwiek przypomnieć ale to na marne. Jest przerażona i zdezorientowana. Prawie krzyczy na widok wchodzącego lekarza. Mężczyzna staje jak wryty, spoglądając na nią zaskoczony i za chwilę wybiega z pomieszczenia. Dopiero po tym zdarzeniu Gonzáles dostrzega, że jest podłączona do różnych aparatur. Zdała sobie sprawę, że pozostaje jej czekać na powrót medyka, który być może wyjaśni, co ona tu robi.

*********************************

William Grimaldi obudził się o świcie. Przetarł ręką oczy, żeby choć trochę bardziej się ocucić. Wstał i przeciągając się, poszedł do łazienki. Wrócił stamtąd odświeżony i czysty. Rozsunął szafę i zastanowił się chwilę, w co powinien się ubrać. Nie zajęło mu to zbyt wiele czasu. Grzebieniem rozczesał swoje czarne włosy, przyglądając się sobie w lustrze. Wyszedł na korytarz, kiwając głową strażnikowi na powitanie i ruszył przed siebie. Spacerował już dosyć długo, pusto patrząc przed siebie, gdy nagle usłyszał za sobą głos.

- Witam, wasza wysokość. - książę odwrócił się gwałtownie.

- Elise? Rany, nawet nie wiedziałem, że wyzdrowiałaś. - następca tronu uściskał dziewczynę. - Cieszę się, bardzo się cieszę.

- Tak, już jest wszystko w porządku. - odparła Wildey.

- Co teraz masz zamiar zrobić?

- Szczerze, spaceruję sobie po pałacu. - powiedziała Liz.

- Dotrzymałabyś mi towarzystwa? Byłbym bardzo wdzięczny. - zapytał z nadzieją Will.

- Jeśli wasza wysokość tego sobie życzy... - zaczęła dziewczyna ale następca tronu jej przerwał.

- Will. Po prostu Will.

- Mam do waszej wysokości mówić po imieniu? - zapytała zaskoczona służąca.

- Tak Elise. - potwierdził Grimaldi, jednocześnie przypominając sobie tamten dzień, kiedy o to samo poprosił Cassandrę. Zasmucił się. Jak to będzie przeżyć kolejne dni bez niej?

- A więc wasza...ekhem... Will. O matko, to takie krępujące. - westchnęła sfrustrowana Liz.

- Cassie, na początku też się nie mogła przyzwyczaić. - chłopak wyprowadził dziewczynę do ogrodów.

- Przez cały okres służby, miałam wrażenie, że jesteście ze sobą bardzo blisko, prawie tak jak najlepsi przyjaciele. Cassandra nigdy o tym nie wspomniała ale wywnioskowałam to z własnych obserwacji.

- Hahaha, masz rację. - następca tronu zaśmiał się bez cienia wesołości. - Wiesz, byłaby szczęśliwa, widząc cię całą i zdrową.

- Ona jeszcze nie umarła.

Książę i wieśniaczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz