Rozdział 17

1.5K 99 12
                                    

Will obudził się następnego dnia z ogromnym kacem. Na stoliku obok jak przez mgłę zauważył leżące tabletki i szklankę wody. Niewiele pamiętał, co robił w stanie zamroczenia alkoholem. Z zaskoczeniem stwierdził, że w sypialni panuje porządek. Zmarszczył brwi i przywołał gwardzistę.

- Wasza wysokość. Widzę, że się obudziłeś.

- Tak Ahrenie. Zastanawiam się, co się stało, że jest tu tak czysto. Pamiętam mój apartament w trochę gorszym stanie.

- Książę Karol Russell przybył. - odpowiedział strażnik.

- Co?! Mój przyjaciel tu jest? Wezwij go. - polecił następca tronu.

- Tak jest.

***************************

- Widzę, że wróciła ci chodź trochę przytomność umysłu ale wyglądasz okropnie. - to były pierwsze słowa Karola, gdy tylko zobaczył przyjaciela. - Pamiętasz coś z wczoraj?

- Nie bardzo. - odparł William.

- Tak właśnie myślałem. Inaczej na trzeźwo również powiedziałbyś mi, żebym się wynosił. - roześmiał się Russell. Książę Zambadii westchnął.

- Will. - odezwał się poważnym tonem następca tronu Ellésmery. - Nigdy nie widziałem cię w takim stanie. Nigdy. Nie chcę, żeby to się powtórzyło. Proszę, wyjaśnij mi co się dzieje.

- Dlaczego przyjechałeś?

- Królowa Amelia napisała do mojej matki.

- Rozumiem. - odrzekł Grimaldi. Chłopak rozsunął drzwi balkonowe i wyszedł na zewnątrz. Zaczerpnął świeżego powietrza. Miał wrażenie, że nie robił tego od wieków. Utkwił wzrok w dal.

- Will? - Karol obserwował go uważnie, coraz bardziej zaintrygowany i zaniepokojony jego zachowaniem. William przymknął oczy przeszyty nagłym bólem. Łzy po raz kolejny spłynęły po policzkach. Odwrócił się w stronę przyjaciela i opowiedział mu wszystko o Cassandrze Gonzáles. O tym jak zmieniła całe jego życie, na koniec targając się na nie. W miarę jak mówił, przed oczami stawały mu poszczególne zdarzenia. Na koniec książę całkowicie się rozkleił. Russell zamilkł. Zabrakło mu słów. Po raz pierwszy w życiu widział, żeby Grimaldiemu tak bardzo zależało na jakiejkolwiek kobiecie. Be słowa przytulił załamanego, zdruzgotanego przyjaciela. William po dobrych piętnastu minutach wylewania kolejnego morza łez, uspokoił się nieco.

- Wiesz co jest najgorsze? Że nie wiem dlaczego to zrobiła. Dzień wcześniej była szczęśliwa, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie skarżyła się, nie widać było po niej znaku, że coś się dzieje. - powiedział smutnym tonem następca tronu Zambadii.

- Wiadomo co z nią?

- Wcześniej lekarze walczyli o jej życie, teraz to może już nie żyje. Nie wiem.  - odpowiedział książę. Karol zamyślił się.

- Przede wszystkim musisz ruszyć się z tego pokoju i zdobyć informacje o pannie Gonzáles. Także ogarnij się i wychodzimy. - oznajmił.

- Masz rację.

************************************

Nicholas Basso przyjechał do pałacu dopiero w południe. Wcześniej miał do załatwienia kilka ważnych spraw. Posłuchał sprawozdania panny Wildey, a także zakwaterował się w przydzielonej do niego kwaterze. Zamach na służącą? To brzmiało dość podejrzanie. Mężczyzna wyczuł niemalże od razu, że coś tutaj nie gra. I to bardzo. No bo kto normalny próbuje zabić służącą? No i jeszcze ta sprawa z samobójstwem. Co z tego, że dziewczyna jeszcze, żyła. Basso był na sto procent przekonany, że trucizna zbierze obfite żniwo. Mężczyzna był bardzo zdziwiony, gdy o tym usłyszał. Jedno wiedział na pewno. Nic nie dzieje się z przypadku. Na razie błądził po omacku ale był przekonany, że wkrótce znajdzie jakiś punkt zaczepienia. Wystarczyło tylko poczekać. Nicholas był przystojny. Miał wysoką, smukłą sylwetkę oraz oliwkową skórę.Posiadał także gęste, czarne jak smoła włosy, czarne brwi i  długie czarne rzęsy. Najbardziej niesamowite były oczy. Zielone przeszywały każdego na wskroś. W dzieciństwie został adoptowany. Po biologicznych rodzicach, został mu tylko mały, dziecięcy bucik, w którym przybył do domu dziecka. Trzymał go w skórzanym woreczku zawieszonym na szyi. Pewna kobieta, która go znalazła w lesie, powiedziała, żeby go zachował i nigdy się z nim nie rozstawał. Przykazała mu także by znalazł do niego parę. Mimo wielu lat Nick go nie znalazł, choć zwiedził mnóstwo targów i zakładów szewskich. Nie wiedział także dlaczego znalazł się w lesie. Od tajemniczej kobiety, dostał także list, który miał otworzyć wtedy, gdy znajdzie drugi but. Co najdziwniejsze, bucik zawsze przynosił mu szczęście, dzięki czemu rozwiązywał każde zlecenie. Westchnął i zabrał się do roboty.

************************************

Następcy tronu Zambadii i Ellésmery stanęli pod drzwiami sali, gdzie leżała Cassandra. Russell zmusił Grimaldiego do przyjścia tutaj. Obaj weszli do pomieszczenia. William niepewnym krokiem podszedł do służącej i usiadł przy niej. Karol stanął trochę dalej z tyłu. Nie znał Cass i zaczynał żałować, że być może nigdy jej nie pozna. Bał się również, że jego kumpel nigdy już nikogo nie pokocha. To było widać mimo rozpaczy, która wkradła się w jego duszę, że stracił dla niej głowę. Will patrzył na blada twarz Cassie i sine usta, które zazwyczaj był różowe. Złapał ją za rękę. Jej palce były zimne jak lód. Chłopak próbował powstrzymać cisnące się do oczu łzy ale i tak niefortunnie wymknęły mu się z zaciśniętych mocno powiek. Czuł, że to pożegnanie, chociaż wcale tego nie chciał. Miał wrażenie, że cała ta wizyta, ma mu pomóc pogodzić się ze stratą ukochanej. Przygotować mentalnie i psychicznie na jej odejście. Książę widział ledwo unoszącą się klatkę piersiową dziewczyny. Patrzył jak ulatuje z niej życie. Karol Russell tylko obserwował go w milczeniu. Grimaldi wziął głęboki wdech i zaczął mówić:

- Chciałbym ci tak wiele rzeczy teraz powiedzieć moja najdroższa Cassie. Mam nadzieję, że mimo twojego stanu mnie słyszysz, choć nie możesz tego okazać. Przede wszystkim chcę, żebyś wiedziała, że jesteś najpiękniejszą i najcudowniejszą kobieta na całym świecie. To był zaszczyt móc cię poznać i spędzać z tobą czas, moja droga przyjaciółko, a przynajmniej tak powinienem cię traktować. Jednak nie potrafiłem. Prawda jest taka, że kocham cię nad życie i nie wiem co zrobię bez ciebie. - zamilkł, a następnie wstał.

- Żegnaj Cassandro Gonzáles. - oznajmił Will. Nachylił się nad leżącą służącą i pocałował ją. Zdawał sobie sprawę, że to ostatni raz. Odwrócił się w stronę Karola.

- Lepiej ci?

- Nie. Nigdy nie pogodzę się z jej śmiercią. - stwierdził następca tronu Zambadii. Russell przytaknął skinieniem głowy.

- Idziemy? - zapytał.

- Tak. - odpowiedział William, ostatni raz spoglądając na ukochaną.

*************************

Alison jak burza wpadł do gabinetu Panamery. Zaskoczony doradca uniósł wzrok.

- Co się dzieje?

- Nie uwierzysz, po prostu nie uwierzysz. - Chris chodził przed Luisem z niedowierzaniem.

- Mów!

- Idę sobie obok pokoju w którym leży Gonzáles i widzę Williama Grimaldiego jak całuje ją w usta!

- Żartujesz?! - krzyknął doradca.

- Nie. - odpowiedział Alison.

- To wszystko wyjaśnia. - pomyślał Luis. - Cassandra musiała odwzajemniać uczucia następcy tronu, dlatego wolała otruć siebie niż Willa. - Zmarszczył brwi. Nie spodziewał się tego. Nic dziwnego, że sprawa stała się tak skomplikowana.

- Ponadto przybył Basso. - przyjaciel nie zwracał uwagi na rozterki doradcy.

- Czyli mamy totalnie przechlapane. - skwitował Panamera.

Przepraszam i od razu mówię że nie wiem kiedy kolejny rozdział. Dziękuję za wszystko. Pozdrawiam serdecznie :-). Karolcia145

Książę i wieśniaczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz