Rozdział 16

1.4K 94 10
                                    

@MadammeVintage tak jak obiecałam. Pozdrawiam:)


Rosalie Russell odłożyła list. Wstała, otworzyła balkonowe drzwi i wyszła na zewnątrz. Zamyśliła się. Bardzo rzadko widywały się z Amelią. Mimo to, często pomagały sobie w kryzysowych sytuacjach. Tak jak teraz. Rose miała zamiar wysłać swojego syna w podróż do królestwa Zambadii. Wielce cieszyło ją , że ich synowie są również najlepszymi przyjaciółmi. William był dla niej jak drugi syn. Zastanawiała się, w co znowu się wpakował. Następca tronu Zambadii nigdy nie był grzecznym chłopcem. Rosalie wciąż ma nadzieję, że kiedyś zmądrzeje. Tak rozmyślając królowa Ellésmery patrzyła na swój kraj z balkonu pałacu. A było to państwo prześliczne. Czyste, bezchmurne niebo cieszyło oko w słoneczny, ciepły poranek. W oddali rósł gęsty las z mnóstwem ciemnozielonych świerków, wysokich sosen, jodeł. Na tyłach budynku znajdował się ogromny sad, a także ogród bogaty w egzotyczne kwiaty. Między nimi wiły się ścieżki usypane kolorowymi kamyczkami. W dole widać było miasto i pracujących w nim ludzi. Po lewej stronie mieściło się lazurowe morze i złocista plaża. Rose, gdy na to patrzyła czuła, że wszechogarniającą radość i spokój. Do pełni szczęścia brakowało jej tylko męża i syna, którzy pilnie musieli wyjechać w służbowych sprawach. Niestety wracali dopiero jutro. Czasami kobieta nie mogła uwierzyć, że jej syn tak prędko dorósł. Amelia miała rację, termin do koronacji  Karola zbliżał się nieubłaganie. Niedługo chłopak pełnoprawnie będzie zarządzał królestwem. Nagle Rosalie usłyszała zajeżdżający powóz. Szybko wyszła ze swojego gabinetu i poszła na dziedziniec.

- Hej mamo. Niespodzianka! - Karol uściskał Rose.

- Witaj kochanie. - Richard ucałował żonę w policzki. - Stęskniliśmy się za tobą i postanowiliśmy wrócić wcześniej.

- Poza tym, załatwiliśmy wszystko więc nie było sensu zostawać jeszcze jeden dzień w Káli.

- Ja też się cieszę, że was widzę. Każę służbie nakryć do obiadu. - Rosalie odwróciła się i weszła do pałacu, a mężczyźni za nią. Wkrótce zasiedli do stołu. Po obfitym obiedzie Rose spojrzała na męża i syna.

- Dostałam list od Amelii. Podobno z Will'em dzieje się coś złego i prosiła cię Karolu o pomoc. Chce, żebyś zamieszkał w Zambadii na jakiś czas, dopóki jej syn się nie uspokoi.

- Rany, co on znowu zrobił... - Karol pokręcił z rozbawieniem głową. - Jemu się to chyba nigdy nie znudzi.

- Wiesz, że darzę państwa Grimaldi ogromnym szacunkiem, skoro ich syn potrzebuje pomocy, nie mam nic przeciwko, żeby Karol tam pojechał. Najwyżej przesuniemy termin koronacji.

- Na to właśnie liczyłam Richardzie. - Rose skinęła z aprobatą głową. - Karol?

- Nie zostawię przecież mojego przyjaciela. Oczywiście, że pojadę.

- Świetnie. - królowa Ellésmery uśmiechnęła się. - W takim razie wszystko załatwione.

- Pójdę się spakować. Wyruszam jeszcze dziś do Zambadii. - Książę Russell wyszedł.

******************************

Elise obudziła się w pełni sił. Czuła się na tyle dobrze, że lekarze pozwolili jej wstać z łóżka i wrócić do swojego pokoju. Co prawda, dokuczał jej jeszcze lekki ból głowy ale to nie było nic poważnego. Najgorsze znajdowało się już za nią.Służąca dostała zwolnienie na miesiąc. Teraz leżała właśnie w swoim cieplutkim łóżeczku, starając sobie przypomnieć dokładniej tamten wieczór. Pamiętała jak wchodziła po schodach zmęczona, spracowana. I ten cień, gdy nagle zerknęła w bok, a także bladą dłoń z małym tatuażem stokrotki i wygrawerowanymi literami nazwy tego kwiatka. Zaczynała podejrzewać, że to nie był zwykły wypadek i ktoś próbował ją zabić. Ale dlaczego? Nigdy nie miała żadnych wrogów. No może oprócz Jessamine. Ale nawet ona nie chciałaby jej zabić. W sumie ona nie miała żadnych przyjaciół. Wildey skupiła się jeszcze bardziej. Drgnęła, gdy usłyszała za sobą głos.

Książę i wieśniaczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz