dwa

8.7K 222 27
                                    

Jestem na niego wściekła!

Teraz będę mieć przyzwoitkę wszędzie gdzie nie pójdę. On jest chory jak myślisz, że będę się go słuchać. On jeszcze nie wie, co ja potrafię, ale przekona sie w najbliższym czasie.

-Wysiadamy-mówi i wysiada pierwszy, by następnie przytrzymać mi drzwi i podać rękę, której nie przyjmuje. Vincent spoglada na mnie stanowczo, jakby chciał mi przekazać, aby przyjęła jego rękę. Jednak ja tego nie robię. Nie zamierzam mu niczego ułatwiać po tym, kiedy przydzielił mi ochroniarza. Zamyka drzwi samochodu.

-Idziemy.-rusza przed siebie, a ja podążam za nim, bo nic innego mi nie pozostaje. Gdy wchodzimy do domu w przedpokoju pojawia się kobieta na około 36 lat. Jest bardzo podobna do Vincenta.

Na mojej twarzy pojawia się nieśmiały uśmiech i zakładam jeden kosmyk moich włosów za ucho.

-Dzień dobry-mówię.

-Witaj kochanie-podchodzi do mnie i mnie przytula, przez co jestem zaskoczona-Wiem, że mój syn idiota coś zepsuł, ale to wszystko dla twojego dobra uwierz mi-szepcze mi do ucha. Skąd ona wie, że Vincent coś zrobił?

-Skąd..

-Dobrze go z nam, a na dodatek ma to po ojcu, skarbie-odsuwa się ode mnie i uśmiecha się przyjaźnie.

-Mamo, ja muszę porozmawiać na temat pewnej sprawy w Dianą. Mogłabyś przekazać ojcu, że do wieczora mnie nie ma?-pyta Vincent swojej mamy jak się dowiaduje.

-Dobrze synku, ale zrozum też nas kobiety w nie których sprawach..

-Mamo!-jęczy zażenowany zachowaniem matki Vincent.

-Idźcie już-uśmiecha się jeszcze raz do mnie i spogląda na mnie wzrokiem typu "pokaż mu mała na co nas stać". Uśmiecham się chytrze pod nosem i już wiem, że uwielbiam tą kobietę.

***

-Tato to jest Diana, moja przeznaczona-przedstawia mnie swojemu ojcu. Kto kuźwa?

Spoglądam na niego z zmarszczonymi brwiami, co zauważa jego ojciec.

-Nie powiedziałeś jej jeszcze?-pyta Vincenta.

-Jeszcze nie-wzdycha mój przyszły mąż.

-Diano lepiej będzie jak teraz usiądziesz-zwraca się do mnie.

-Postoję.

-Wiesz coś może na temat wilkołaków?-pyta. Yyy co to za pytanie?

-No czytałam książki na ten temat i chyba nawet mam dobrą na ten temat wiedzę-odpowiadam.

-Wilkołaki istnieją naprawdę.-co on gada?!

-Dobrze się czujesz?-pytam zdezorientowana.

-W 100 procentach.

-Pokaż jej-przemawia starszy mężczyzna.

Vincent odsuwa się ode mnie i ojca. Skupia na czymś swoje myśli, bo jego wzrok staje się nie obecny. Coś dziwnego nagle staje się z jego ciałem. W uszach słyszę dźwięk łamania kości co nie jest przyjemne, a przed oczami widzę, że ręce i nogi Vincenta zamieniają się w łapy z czarnym futrem, twarz zaczyna przemieniać się w pysk wilka, ubranie pęka na jego ciele. A w ich miejscu ukazuje się czarne futro. Oczywiście jego rozmiary powiększyły się kilkakrotnie. Stoi przede mną wielki wilk, zamiast Vincenta.

~Teraz rozumiesz?~pyta głos Vincenta w mojej głowie. Skąd on tam się wziął?

To nie jest normalne!

-Powinniście się leczyć! Wszyscy!-powoli się cofam do wyjścia.

~Diano~

-Nie mów do mnie!-krzyczę przerażona tym wszystkim. To nie jest prawda! To musi być jakiś głupi sen. Z nadmiaru emocji przed oczami widzę czarne plami i ostatnie co czuję to coś ciepłego i milutkiego w dotyku i na skórze.

Kilka godzin później

Budzę się w sypialni Vincenta. A sam jej właściciel siedzi obok mnie i się we mnie wpatruje. Spoglądam na moją prawą dłoń, na której czuję uścisk dłoni Vincenta i od razu ją wyrywam.

-Diano. Proszę uwierz nam w to wszystko. To nie jest żadną fikcją to sama prawda. Skarbie proszę-mówiąc to spogląda mi w oczy. Ja w jego oczach widzę szczerość i zaczynam powoli wierzyć w to, że wilkołaki naprawdę istnieją. Ale czekaj! Skoro on jest wilkołakiem i wybrał mnie zwykłą dziewczynę z przedmieścia to znaczy, że jestem jego mate?

-Tak, Diano. Jesteś moją mate-no tak może mi czytać w myślach.

-Vincent, boli mnie głowa-z nadmiaru emocji czuję pulsujący ból w czaszce.

-Idę po jakieś leki-wstaje z swojego miejsca i wychodząc zamyka cicho drzwi sypialni. Nareszcie mogę chwilę od niego odpocząć. Przewracam się na jeden bok i spoglądam przez okno balkonowe na świat za nimi. Początek lata. Kiedyś było naprawdę dobrze. Gdyby tylko tata zobaczył jak to wszystko się potoczyło. Minęło 3 lata była od jego śmierci. Pamiętam jak tata zawsze mówił na mnie tesoro. Co znaczy po włosku słoneczko. Zawsze byłam jego słoneczkiem. Po śmierci jego rodziców, a moich dziadków bardzo się zmienił, jednak nie zmienił nastawienia do mnie i mamy. Dzieciństwo jak i początek mojego młodzieżowego stylu życia było naprawdę wspaniałe. Jednak po tym wypadku wszystko się zmieniło. Tata próbował walczyć dla nas jednak mu się nie udało. Nie okazał się na tyle silny, aby pokonać nowotór i kalectwo do końca życia.

-Diano?- słyszę cichy i spokojny głos Vincenta przy uchu- Wszystko w porządku?

-Tak, tak. Zamyśliłam się tylko-odpowiadam. Nawet nie zauważyłam, kiedy wszedł do środka z szklanką wody i tabletkami.

-Proszę. Połknij-wstaje do pozycji siedzącen i zabieram od niego wcześniej wymienione rzeczy. Tabletki połykam i pobijam wodą.

-Dziękuję, Vincent.

I jak wrażenia kochani? Mam nadzieję, że nie ma jakoś dużej ilości błędów i mam takie pytanko. Czy chcielibyście aby stworzyć jakąś grupe na fb dotyczącą rozdziałów i żebyście się mogli wypowiadać na ten temat. Dawałabym wam tam różne informacje itp.
Więc co wy na to?

Królowa KrólaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz