siedemnaście

2.8K 115 12
                                    

Mam dość jego zwodzeń mnie. Cały czas próbuje od niego wydostać jakieś informacje. Na początku robiłam to łagodnie, ale teraz nie miałam wyjścia trzeba było Vincentowi dać jasno do zrozumienia, że ze mną nie ma tak łatwo jak myślał. Jeszcze się o tym przekona, zresztą on już powoli powinien sam to zobaczyć.

No ale kto go tam wie?

Wychodzę z jego gabinetu i ruszam do naszej sypialni.

Gdy wchodzę do naszej sypialni, ruszam do garderoby, gdzie na samym dole półek leży walizka. Wyciągam ja i otwieram, po czym podchodzę do półek z moimi ubraniami i zbieram kilka rzeczy i wkładam do walizki, to samo robię z kilkoma parami spodni i butów. Wkładam jeszcze bieliznę i skarpetki. Ruszam z walizką do łazienki gdzie pakuje do niej kosmetyki i szczoteczkę
Zapinam walizkę i ruszam do wyjścia z sypialni. Chwilę później jestem już na korytarzu i zaczynam nim podążać na dół.

-Diana!-słyszę ryk Vincenta za sobą.

-Mówiłam ci żebyś za mną nie szedł!-odpowiadam nawet na niego nie spoglądając, szłam dalej.

-Zatrzymaj się!-słyszałam jego głośne kroki, ale ani mi się śni go posłuchać. Nie obchodzi mnie jego zdanie w tym momencie. Nie będę do cholery potulną mate!

-Nigdy nią nie byłaś-jak zwykle ten gnój czyta mi w myślach.

Dochodzę do schodów i schodzę po nich, dalej się nie zatrzymując. Gdy jestem już na w połowie schodów czuje na ramieniu wielką dłoń Vincenta.

-Puść mnie!-wyrywam się z spod jego ręki i odwracam się do niego-Nie dotykaj mnie!- w jego oczach widzę ogromną wściekłość, ale w tym momencie mam to w dupie-Jadę do mamy. Jak przemyślisz swoje zachowanie i raczysz mi powiedzieć o co chodzi to pogadamy.Do zobaczenia Vincent- i w tym momencie musiałam nie fortunnie stanąć na boku lewej stopy, przez co tracę równowagę i spadam z tych niebotycznie wysokich schodów.

-Wezwijcie lekarza natychmiast! Diano, proszę nie zamykaj oczu...-słyszę przejęty głos Vincenta. Delikatnie uchylam powieki, lecz nie na długo, ponieważ ciemność wciąga mnie do siebie i sen przychodzi mi tak łatwo jak nigdy dotąd.

Perspektywa Vincenta

-Puść mnie!-wyrywa się z mojego uścisku i odwraca przodem do mnie-Nie dotykaj mnie!-byłem zły, byłem cholernie zły. Nie dość że ten pierdolony Derek zagraża mojej mate to jeszcze ona chce pojechać do swojej mamy czym naraża się na większe niebezpieczeństwo. A na to pozwolić nie mogę.-Jadę do mamy. Jak przemyślisz swoje zachowanie i raczysz mi powiedzieć o co chodzi to pogadamy. Do zobaczenia Vincent-odwraca się plecami do mnie i widzę jak staje bokiem na lewej stopie i spada z tych pierdolonych schodów, które sam kazałem takie zrobić. Nie byłem na tyle szybki by ją złapać, a ona już leżała na dole schodów. W prędkości wilkołaka znajduję się zaraz koło niej i próbuje zatamować krwotok z jej głowy. Tej krwi jest do cholery za dużo!

-Wezwijcie lekarza natychmiast! Diano, proszę nie zamykaj oczu...-widzę jak uchyla delikatnie na milisekundę swoje piękne oczy, jednak zamyka je i czuje jak jej ciało opada z sił. I mam przeczucie, że dowiem się czegoś o czym nie powinienem.

Perspektywa Diany w ciągu tych kilku dni gdy Vincent siedział w swoim gabinecie

Wstaje rano i pierwsze co czuje to jak jedzenie z wczorajszej kolacji podchodzi mi do gardła. Biegnę szybko do łazienki, zamykam się w niej i opadam na kolana przed muszlą klozetową, podnoszę klapę i zwracam wszystko co zjadłam wczoraj na wieczór, a było tego sporo. Gdy torsje ustają, wstaje na chwiejnych nogach i podchodzę do umywalki, gdzie płuczę usta oraz myje je od razu szczoteczką z pastą, oraz przemywam twarz. Po czym spoglądam w lustro.

Królowa KrólaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz