szesnaście

3.1K 117 2
                                    

Minęło kilka dni od tego dramatu. Wilkołaki dochodzą do siebie, a ja? No cóż...

Po tym jak zabiłam tego elfa czuję się tak jakbym nie powinna tego robić. Mam okropne wyrzuty sumienia z tego powodu. Może nie powinnam tego robić?

-Diano, nawet tak nie myśl-powiedział surowo wchodzący Vinni do kuchni.

-No ale..

-Nie ma żadnego ale-zaprzeczył mi chodź nawet nie wiedział co chciałam powiedzieć.

-Wiedziałem. Dużo rzeczy wiem. Zrobiłaś to by obronić swoje życie, a to jest wybaczalne koniec tematu i nie wracamy do niego-i wyszedł z kuchni. Jakiś rozdrażniony dziś jest. Może przez ten atak? Wzruszyłam ramionami na jego zachowanie. Przejdzie mu.

Powinno.

Kilka dni później

Vincent dalej jest rozdrażniony i poddenerwowany. Dziś rano olał mnie gdy podałam mu śniadanie z kawą, którą po prostu kocha! A to było za wiele. Muszę się dowiedzieć o co tu chodzi, bo nie wytrzymam za chwilę z tych nerwów.
Vincent po śniadaniu, którego nawet małym palcem nie tkną udał się do swojego gabinetu i tak siedzi do teraz. Nawet jak byłam go zawołać na obiad. Też nic. Nawet na mnie wtedy nie spojrzał. Nie powiem zabolało trochę, no ale cóż...faceci.
Teraz jestem zdeterminowana by ze mną porozmawiał, nie odpuszczę mu tak łatwo. O nie. Przekona się, że mnie się nie olewa tak o. A jeśli mu to będzie przeszkadzać to zazna smaku nie przytulenia mnie dziś w nocy. Nie będę posłuszną mate, która pozwala swojemu wybrankowi serca na takie rzeczy. Nie ze mną takie numery.

Wypijam do końca moją herbatę i ruszam do gabinetu, w którym Vincent siedzi od kilkunastu dni. Gdy jestem już pod drzwiami i mam już pukać słyszę głos Vincenta, który chyba rozmawia z kimś przez telefon. Z tego co słyszę jest bardzo, ale to bardzo zdenerwowany.

-Derek, masz o tym nic nie mówić mojej mate, a jeśli dowiem się, że choćby ją dotknąłeś, albo planowałeś to. Nie chciałbym być w twojej skórze! Wiesz dobrze co robię z takimi jak ty! Radzę ci uważać!-on wręcz krzyczy do tego telefonu. Nie wycofam się teraz. W nosie mam to że z kimś rozmawia. Muszę się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi i kim jest ten cholerny Derek?

Naciskam klamkę i wchodzę nawet nie pukając.

-Wyjść!-słyszę jego potężny ryk. Nawet nie spojrzał kto wszedł. Nic sobie z tego nie robię tylko zamykam drzwi po czym siadam na jednym z foteli, które znajdują się przed biurkiem.

-Nie rozumiesz, co się do....-i w tym momencie Vincent spojrzał na osobę, która śmiała wejść do jego królestwa, czyli na mnie-Diano..-zaczyna powoli.

-Słucham cię Vincent. Masz mi w tej chwili wszystko wytłumczyć, jak nie wracam do mojej mamy. I nie powstrzymasz mnie-informuję go.

On patrzy na mnie jakbym się z choinki urwała. Ja spokojnie czekam na jakieś wyjaśnienia, za długo pozwalałam mu na olewanie mnie. Nie tym razem. Nie pozwolę się zbyć. Unoszę delikatnie jedną brew i patrzę na niego wymownie.

-Nie mogę Diano, to nie dotyczy ciebie...-roześmiałam się.

Nie dotyczy mnie? A czy przed chwilą o coś nie mówił o swojej mate? A czy ja przypadkiem nie jestem tą mate? Czy on ma mnie za jakąś głupią, żebym nie umiała powiązać głupich faktów?

-Czekam-odparłam.

-Diano, powiedziałem coś. To nie dotyczy ciebie. Proszę cię wyjdź z mojego gabinetu i pozwól mi pracować-odchodzi od okna przy którym stał i zasiada na fotelu po drugiej stronie biurka, na przeciwko mnie.

-O nie, Vincent. Nie tym razem-mówię dosadnie.

-Diano..

-Vincent, przestań myśleć, że mam 4 latka i nie wiem co sie wokół mnie dzieje, chociaż 4 latki rozumieją nawet więcej niż ktokolwiek inny. W tej chwili słucham co masz mi do powiedzenia. Jeśli jeszcze raz powiesz,że to nie dotyczy mnie, wyjdę stąd. Obiecuję.

Patrzy na mnie wzrokiem którego nigdy nie widziałam. Jest on smutny, ale zarazem groźny. Jednak ja się go nie boje. Przestałam się go bać jakiś czas temu. Na mnie taki wzrok nie działa.

-Diano

-Przestań mi Dianować tu!-nie wytrzymuje już przy tym wilkołaku. Wstaje gwałtownie z mojego fotela i ruszam do drzwi.-Radzę ci mnie nie zatrzymywać, bo inaczej skończy się to gorzej, a ty dobrze wiesz,że ja zabiłam elfa. Więc co to dla mnie wilkołak-nie mówię tego na serio. Nigdy bym mu krzywdy nie zrobiła. Za żadne skarby świata, ale sytuacja wymaga bym mu to powiedziała. Bo ten głupek by od razu za mną poleciał i znowu by było "Diano to", "Diano tamto" i w ogóle. A ja juz nie chcę go słuchać. Mam dość jego zwodzeń mnie. Cały czas próbuje od niego wydostać jakieś informacje. Napoczątku robiłam to łagodnie, ale teraz nie miałam wyjścia trzeba było Vincentowi dać jasno do zrozumienia, że ze mną nie ma tak łatwo jak myślał. Jeszcze się o tym przekona, zresztą on już powoli powinnien sam to zobaczyć.

No ale kto go tam wie?

Wychodzę z jego gabinetu i ruszam do naszej sypialni.

Królowa KrólaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz