Perspektywa Diany
Budzę się w naszym łóżku i czuję ciepło bijące od Vincenta, drogi Boże jak ja go kocham. Wtulam się w niego jeszcze bardziej, a z jego ust wydobywa się pomruk zadowolenia. Tak bardzo go kocham. Nie chciałabym go stracić. W tym momencie najbardziej potrzebuje jego ciepła i miłych słów. Jest moim wszystkim.
-Ty, skarbie też jesteś moim wszystkim-mruczy mi do ucha i całuje w czubek głowy.
-Zimno mi-mówię cicho, na co Vincent podnosi moją głowę i przykłada rękę do mojego czoła.
-Masz gorączkę-mówi, po czym jak na zawołani kicham-Przeziębiłaś się-patrzy na mnie zmartwiony.
-Zrobisz mi herbatę?-patrze na niego maślanymi oczami. A on tylko uśmiecha się pod nosem, po czym znowu całuje moje rozpalone czoło i wstaje z łóżka, przykrywa mnie kołdrą po same uszy, a ja za kołdry patrzę na jego wysportowaną sylwetkę, a w szczególności te jego seksowne pośladki, aż mi ślinka cieknie jak o nich myślę.
-Kochanie, wieczorem je dokładniej pooglądasz-słyszę śmiech Vincenta.-Dziś mam dużo do pracy w gabinecie jako Król i Alfa, i nie będę miał dziś zbytnio czasu dla ciebie-patrzę na niego smutnymi oczami.
-Będę mogła być z tobą w gabinecie?-pytam, a chwilę później znowu kicham.
-Dziś, kochanie zostajesz w łóżku i nie ma mowy o wstawaniu, rozumiemy się? Nie wychodzisz z łóżka, ja ci zaraz przyniosę lekarstwa, herbatę i śniadanie, a jakbyś czegoś potrzebowała, to powiedz mi w myślach, a ja przekaże to Lisie-mówi Vincent.
-No dobra-zgadzam się nie chętnie. Vincent podchodzi do mnie całuje delikatnie moje usta,odrywam się od niego-Bo się zarazisz jeszcze.
-Jestem odporniejszy niż ty Diano, nie zapominaj, że jestem wilkołakiem, który w każdej chwili może cię zjeść-ostatnie słowa wypowiada śmiejąc się, przez co ja też zaczynam się śmiać, co przyczynia się że znowu zaczynam kichać. Ugh, nienawidzę być chora.
-Idź mi po herbatkę już! Potrzebuje ciepełka!-pośpieszam go.
-A ja?!
-Idź już!-w pełni ubrany Vincent wychodzi z naszej sypialni i rusza po cieplutką herbatkę dla mnie, a ja zakopuje się w kołdrze, po czym usypiam, ponieważ czuję jak bardzo jestem zmęczona. Pierdolone przeziębienie.
-Diano, wstajemy-budzi mnie delikatny podmuch powietrza przy uchu.
-Nieee-mruczę i przykrywam się kołdrą.
-Kochana musisz zażyć lekarstwo-Vincent bierze mnie na swoje kolana, a ja się do niego przytulam i kładę swoją głowę w zgięciu jego szyi i ramieniem. Taki ciepły jest.
-Wiem skarbie, a teraz podnoś głowę i otwórz mi te twoje cudowne usteczka-rozkazuje, a ja wykonuje to polecenie. Czuję jak kładzie mi na języku jakieś tabletki po czym przykład do moich ust szklankę z wodą, a ja szybko połykam lekarstwa i znów przytulam się do niego.
-Nie puścisz mnie prawda? -pyta Vincent.
-Nie ma opcji-mruczę cicho pod nosem. Słyszę szelest pierzyny za plecami Vincenta po czym czuje na ramionach puchaty koc. Vincent całą przykrywa mnie kocem, po czym wstaje, chwyta mnie pod pośladkami i wychodzi ze mną z pokoju. I rusza zapewne do swojego gabinetu. Za nim jednak weszliśmy do gabinetu słyszę pisk dziewczynki, Katie.
-Dianaa!!-krzyczy dziewczynka.
-Skarbie cicho, Diana jest przeziębiona oraz zmęczona. Musimy dać jej odpocząć-mówi cicho Vincent.
-To dlaczego ty trzymasz ją na rękach skoro powinna odpocząć? -Katie nie daje za wygraną. Przeurocze dziecko.
-Bo potrzebuje ciepła bo jej zimno, a po drugie nie chciała mnie puścić jak wychodziłem-to co mówi Vincent jest absurdalne, ale prawdziwe. No cóż ja poradzę, że on taki ciepły.
-Okej. Jak się obudzi powiedz jej, że jeśli chce to mogę do niej przyjść i z nią pokolorować jakieś kolorowanki, może to jej pomoże-chcę mi się śmiać. Uwielbiam Katie.
-Dobrze, Katie. Teraz znikaj poszukać Harrego-słyszę tupot małych stópek, a chwilę później jesteśmy sami na korytarzu.
-Bo potrzebuje ciepła- naśladuję głos mojego wilczka.
-No a co ja miałem jej powiedzieć?
-Nic skarbie-podnoszę głowę i całuję go w policzek, jednak on szybko przesuwa swoją głowę tak, że zamiast moje usta znaleźć się na jego policzku wylądowały na jego ustach. Całuje delikatnie, jednak pokazuje mi, że to on tu rządzi, a nie ja. Szybko wchodzi do gabinetu i zamyka nogą drzwi, a mnie kładzie na kanapie obok, dalej całując.
-Dzieci dobrze wiedzieć, że się kochacie, ale takie rzeczy zostawcie na swoją sypialni-słyszymy głos ojca Vincenta, jednak mój kochany dalej mnie całuje, a chwilę później słyszę, że drzwi za Alfą seniorem się zamykają. Czyli Vincent coś mu powiedział przez myśli. Vincent oderwał się od moich ust i przyssał się do szyi. Jego ręce natomiast wytyczyły sobie drogę po moich biodrach i talii, przez co, że dalej byłam w koszulce Vincenta, miał on szybszą drogę do mojej nagiej skóry. Jego dłonie zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do moich piersi. Między nogami czułam coraz większe podniecenie, chciałam go więcej i więcej. Vincent swoimi ustami zjechał na oznaczenie, co już w ogóle doprowadziło mnie do szaleństwa, przez co Vincent szybkim ruchem położył rękę, na mojej piersi, a swoimi palcami zachaczał o sutek.
Z moich ust wydobył się jęk przyjemności.
-Vincent..
Vincent oderwał się na chwilę od moich ust i popatrzył na mnie tymi swoimi wielkimi zielonymi oczami, w których widziałam miłość i pożądanie.
-Chcę spróbować z kolejnym dzieckiem-powiedziałam, a w oczach Vincenta zobaczyłam ogniki szczęścia.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem-po czym znów przyssał się do mojej szyi, a ja znów jękłam. Było mi tak przyjemnie. Vincent szybko pozbawił mnie jego koszulki i z szyi przemieścił się na dekolt, a chwilę później na drugi sutek, z moich ust wydobył się przeciągły jęk. Zwariuję z przyjemności za chwilę.
Witam moi kochani,
Mam nadzieje, że podoba się wam rozdział, co o nim sądzicie?
Całuję,Autorka
CZYTASZ
Królowa Króla
Hombres Lobo"-Vincent-syczy matka na syna. -Przepraszam-mówi od niechcenia chłopczyk. -Ja również przepraszam za zachowanie syna-mówi rodzicielka Vincenta. -Nic się nie stało-uśmiecha się do kobiety mama dziewczynki.-A ty skarbie otrzyj policzki i chodź pójdzie...