~3~

41 9 4
                                    

Liadan powoli doszedł do siebie i lekko chwiejnie wstał. Głowa go bolała od niespodziewanego ciosu, a na dodatek śmierdział gorzej niż bezdomni w gospodzie. Jakimś cudem dowlekł się do posiadłości. Ciężko zwalił się na łoże, lecz nie mógł zasnąć. Słowa Aithne odbijały się echem w jego głowie. Normalnie zakradłby się do pokoju Vanessy, żeby popatrzeć jak śpi. Była wtedy jeszcze bardziej słodka i niewinna niż zazwyczaj. Dzisiaj natomiast nie miał na to ochoty. W jego głowie pojawiła się raczej myśl, jak może wyglądać ruda wiedźma podczas snu. Pomijając fakt że zło nigdy nie śpi, wyobraził ją sobie z jakimś przypadkowym, przystojnym mężczyzną, który z pożądaniem wypisanym na twarzy wpatruje się w nią gdy zasypia…

*******

-Możesz się na mnie nie gapić? Ja próbuję spać!- zirytowana Aithne rzuciła poduszką w Edgara. Szczurek odskoczył z cichym piskiem, chowając się w rzuconych na podłogę ubraniach. Po chwili nieśmiało wystawił nosek, sprawdzając czy w jego stronę nie leci kolejna poduszka.

- Przepraszam staruszku- rudowłosa wyciągnęła w jego kierunku rękę, na którą zwierzak niepewnie wskoczył-Po prostu zirytował mnie ten książulek. Uhg… Trzeba było poderżnąć mu gardło kiedy miałam okazję!

Edgar pisnął w odpowiedzi pocierając łapkami nosek. Aithne położyła go w gniazdku z kawałków materiału, włóczki i wełny. Zwinął się w kłębek, nakrył łysym ogonem i zasnął.

-Kretyński piesek pałacowy- mruknęła dziewczyna- Myśli, że jak ma tytuł to wszystko mu wolno! Ma narzeczoną, ale oczywiście należy wykorzystać okazję na zabawę z otumanioną kobietą!

 Mamrocząc pod nosem kolejne przekleństwa wreszcie zasnęła.

Gdy rano otworzyła okiennice, aby wpuścić świeże powietrze, na parapecie zastała czerwoną różę, przewiązaną złotą wstążką. Otworzyła przyczepiony do niej list i zaczęła czytać

 ,,Droga Aithne.

Uprzejmie proszę o wybaczenie mi wczorajszego incydentu. Z powodu twojego… Stanu mogłaś źle odebrać moje intencje. Bóg mi świadkiem, że planowałem jedynie zaprowadzić cię do pokoju, abyś odpoczęła, dopóki zgubne skutki alkoholu nie przestaną działać. Mam nadzieję, że nie wpłynie to negatywnie na naszą współpracę. Jeszcze raz przepraszam i gorliwie proszę o wybaczenie. Mam nadzieję, że skromny podarek dołączony do listu choć trochę cię udobrucha.

                                           Liadan”

Aithne odłożyła różę na stolik. Paniczykowi musiało być naprawdę przykro, skoro pofatygował się do niej nim wzeszło słońce. Chwila, właściwie jak on wszedł na parapet?!

*********

Aithne zastygła zmrożona nagłą myślą… Wychyliła się przez okno. Drugie piętro, idealnie gładkie ściany...I nie przypominała sobie, żeby podawała mu swój adres! Cisnęła różę w kąt pokoju i ciężko usiadła przy toaletce. Uśmiechnęła się krzywo do swojego odbicia. Niesforne kosmyki jak każdego ranka odmawiały ułożenia się w schludny warkocz. Pomyślała, że zachowa rudy kolor jeszcze przez parę dni. Jako szpieg dość często musiała zmieniać uczesanie. Już właściwie nie pamiętała, jaki był jej naturalny kolor. Nałożyła czar zakrywający drobne niedoskonałości, jakich nabywa się w tym zawodzie, spokojnie nałożyła makijaż i ubrała granatową suknię. Odkrywającą kostki, no bo kto jej zabroni!? Z delikatnym uśmiechem na ustach zerknęła w stronę Edgara.

-I co sądzisz o swojej pani? O swojej durnej, głupiej pani, która wymalowana jak laleczka, spała sobie spokojnie, kiedy uzbrojony mężczyzna siedział na jej parapecie? Jak mogłam być taką idiotką! Przecież to oczywiste, że król nie przydzieliłby mi jakiegoś mięczaka! Co on teraz o mnie myśli?! Ale ja mu pokażę! Nie może mnie traktować jak dziewczynkę,  o którą trzeba dbać i przynosić przeprosinowe kwiatki. Kim on w ogóle jest?! Ja tego tak nie zostawię!

Za wybiegającą Aithne trzasnęły drzwi. Edgar upewnił się, że jest sam, wyciągnął z uszu kawałki włóczki, sprawdzony patent na niestabilną emocjonalnie i wrzaskliwą współlokatorkę, przeciągnął się, ziewnął i poskrobał po małym łebku. Chwycił w ząbki leżącą na podłodze róże i włożył do stojącego na stoliku dzbanka. Był już pewien, że dobrze zrobił, nie budząc rudej, kiedy usłyszał chroboty za oknem. W głębi swojej małej, szczurzej główki czuł, że nie jest normalne, żeby młoda dziewczyna mieszkała ze szczurem, a wieczory spędzała na powtarzaniu kolejnych serii pompek. Ale co on mógł? W końcu był tylko małym gryzoniem.

*********

Aithne szybkim krokiem weszła do Państwowej Biblioteki, największego zbioru ksiąg w królestwie. Bystrym wzrokiem wyszukała bibliotekarza, który na jej widok próbował schować się za stertę katalogów.

-,,Herbarz królewski” poproszę. Najnowsze wydanie. - zarządziła, podstawiając przerażonemu okularnikowi pod nos odznakę służb wywiadowczych. Otrzymawszy żądaną  księgę skierowała się w stronę czytelni. Herbarz był zbiorem wiedzy o wszystkich rodach szlacheckich. Co roku kronikarze uzupełniali informacje, tak że była to w istocie biografia każdego, w czyich żyłach płynęła błękitna krew. Dlatego też nazwiska Lyall próżno było tam szukać. Tytuł lady  Aithne otrzymała stosunkowo niedawno. Przerzuciła kilka stron… Jest! Ród Artair, jeden z najstarszych i najbogatszych w państwie. Zignorowała długą historię i spis mężnych czynów sprzed wieków, kierując się ku dołowi listy. Liadan Daveth Raegan aep Artair, jedyny syn głowy rodu.

-A więc dziedziczysz wszystko, mój drogi włamywaczu? Aż dziwne, że rodzinka pozwala ci się tak szlajać.. przecież twoja strata byłaby niepowetowana. Zaręczony z lady Vanessą, najsłodszym cukiereczkiem w pałacu… Cóż, szczęścia życzę. Ale cóż to nauczyło cię skakać po dachówkach… Bingo! Królewska Akademia Wojskowa… Normalnie książątka chodzą tylko na lekcje fechtunku, kto by pomyślał, że ukończyłeś także te mniej szlachetne kierunki. - Aithne w podnieceniu szeptała pod nosem.  W końcu natrafiła na informacje o swoim ,,przyjacielu”. jedna z nich sprawiła, że zaniemówiła.- Uniwersytet Magiczny?! A..a.a..ale jak?! Przecież… to tak samo jak ja… -myśli Aithne pędziły jak szalone. Był tylko kilka lat od niej straszy, co oznaczało, że z pewnością mijali się na korytarzach uczelni. Inna sprawa, że elita nie mieszała się z osobami niższego urodzenia.- Doktoracik z magicznej medycyny… Nieźle sobie nasze książątko radziło.. Jednak trzeba będzie z nim uważać.- jej uwagę przykuł napis na dole strony. - Resztę informacji utajniono?! Jasna cholera, ty mały…

-Daruj sobie wyzwiska, ruda wiedźmo. Nie sądziłem, że aż tak interesuje cię moja osoba. Wystarczyło zapytać, zamiast przegrzebywać grube tomy.- aksamitny głos przywrócił Aithne do rzeczywistości.

Należał do wysokiego mężczyzny w białym mundurze i szerokim płaszczu. Przedtem zignorowała jego obecność, w bibliotece raczej nie spotykało się zbyt wielu interesujących osób. Ale czyżby to był… Liadan? Postać  w srebrzystym mundurze w niczym nie przypominała, zagubionego chłopaczka, którego kopniakiem wepchnęła do rynsztoka. Postać w bieli emanowała władzą, godnością i…aurą niebezpieczeństwa. Będąc na misjach właśnie takich ludzi wypatrywała, bo to oni skrywali najciekawsze tajemnice. Zazwyczaj okazywali się również najgroźniejszymi przeciwnikami. Patrząc w zimne oczy młodzieńca Aithne nagle poczuła się strasznie mała.

-Zaniemówiłaś? Niech cię nie dziwi mój strój, w końcu tak właśnie pracują dyplomaci.

-Nie… Po prostu.. Zachowujesz się jakoś inaczej…

-Sama wczoraj zabroniłaś mi traktować cię jak damę, więc możesz zapomnieć o tytułach. W końcu mamy za sobą dość ciekawy wieczór. A na razie żegnaj, bo mam do wykonania pewna pracę. Do zobaczenia, zapewne u króla, bo podobno ma dla nas jakieś ciekawe zajęcie.

Hrabia odszedł, pozostawiając Aithne w poczuciu, że jeszcze nigdy tak się nie pomyliła w  ocenie człowieka.

Edgar i bzdury o szpiegachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz