~20~

26 6 1
                                    

-Potrzebny nam potężny sojusznik - powiedział król rozpoczynając naradę. Na sali zgromadzili się przedstawiciele wszystkich znaczących rodów, aby wspólnie zadecydować o dalszych losach królestwa. Liadan nawet ucieszył się, że mógł chociaż na chwilę uciec od rozpaczającej Vanessy - Chcę zgłosić się o pomoc do mojego brata. Lecz jednocześnie muszę zostać i nadzorować przygotowania do wojny. Zatem ktoś z was będzie musiał się udać do Exalettionu jako posłaniec. Ktoś lojalny królestwu, elokwentny, inteligentny oraz obdarzony darem przekonywania. Sit Liadanie Daveth Raegan aep Artair, nie patrzę na ciebie bez powodu. Wyruszysz jutro z samego rana. Resztę chcę widzieć na obradach. Rozejść się!

Liadan stał zbaraniały w miejscu, wpatrując się tępo w króla. Z całego grona musiał wybrać akurat jego. Nie mogąc wyjść z szoku, wrócił do posiadłości chwiejnym krokiem.

************

  Zapadał zmrok, kiedy Liadan dotarł do posiadłości władców Exalettionu.Młody hrabia zmierzył wzrokiem zamek, wznoszący się na szczycie góry. Zdobycie tak usytuowanej twierdzy byłoby wielkim wyzwaniem, nawet dla wprawionych wojsk. Pozostawił konia pod opieką służby i zwrócił się do strażnika.

-Przybywam z rozkazu Jego Wysokości Króla Diarmada. Pragnę widzieć się z Królem Vincentem Clariness.

- Król z małżonką udali się na Cztery Wyspy. Mogę wiedzieć jaki jest cel wizyty?

- Chodzi o zawarcie sojuszu.

- Ach, czyli sir jeszcze nie wie, że król zrezygnował z pełnienia funkcji władcy?

- Ale jak zrezygnował? - wydukał zaskoczony Liadan. Teraz nic już nie mogło go zdziwić.

- Król był już zmęczony obowiązkami, zatem przekazał koronę księżniczce Julii. Teraz ona jest pełnoprawną władczynią.

- Pragnę się z nią zobaczyć - czyli jednak mogło go zdziwić. Skołowany hrabia podążył za strażnikiem.

Przemierzali korytarze ozdobione wymyślnymi obrazami, aż mężczyzna otworzył przed nim wrota.

-Wasza Wysokość, posłaniec króla Diarmada - zapowiedział Liadana, po czym bezceremonialnie wepchnął go do komnaty.

Ewidentnie był to salon myśliwski, bo obite ciemnozielonym materiałem ściany zajmowały poroża i szable. Na środku, na brzegu stołu bilardowego siedziała Julia. Na głowie miała srebrną koronę, blond włosy opadały na ramiona, a zielone oczy właśnie przeszywały hrabiego na wskroś. Wokół niej, zarówno przy stole jak i na fotelach rozmawiali mężczyźni, w których Liadan rozpoznał generała Olivera, barona Awenticco, czy hrabiego Maltenic. Żadnemu ze zgromadzonych nie przeszkadzała odważna, sięgająca zaledwie do kolan suknia Julii, ani nogi, zarzucone jedna na drugą wyjątkowo prowokująco. Od młodej dziewczyny biła władza i pewność siebie. Oraz ewidentna zdolność do bilarda, bo wbijała bilę bez najmniejszego problemu.

-Czy to nie nasz cudowny zdrajca i szowinista? - uśmiechnęła się złośliwie - Tylu ludzi, a wuj musiał wybrać akurat ciebie! Mów czego chcesz.

- Pani - Liadan skłonił się pokornie - być może dotarła do ciebie informacja, że królestwo zostało zaatakowane przez wysłanników królowej Lothiriel. Szykuje się wojna, zatem potrzebny nam sprzymierzeniec. Twoje królestwo ma tak liczną armię, że z pewnością rozgromimy wroga.

- To doprawdy zabawne - zaśmiała się Julia - Bo zaledwie godzinę temu pewna osoba poprosiłam mnie dokładnie o to samo - skinęła na postać, stojącą na niewielkim balkonie. Ta odwróciła się. Liadanowi zakręciło się w głowie. Płomień znów rudych włosów, gniewne oczy, blizny, dopasowany strój. Pierwszy raz od wielu tygodni stanął oko w oko z Aithne. A przecież powinna teraz wznosić modły do bogów i biegać po klasztorze w habicie. Tymczasem wpatrywała się w niego z pogardą, krzyżując ręce na piersi.

Edgar i bzdury o szpiegachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz