~12~

27 8 1
                                    

W ciągu kilku następnych dni cały dwór pogrążony był w grobowej ciszy. Ktoś dosypał do królewskiego kielicha wyciągu z liści morskiego słonodrzewu. Trucizna podana w odpowiedniej dawce zabija natychmiast.  Właśnie ta trudność w odmierzaniu uratowała władcy życie, wciąż słaby całe dni spędzał w łożu, ale nie groziło mu już niebezpieczeństwo. Liadan i Aithne sami chodzili jak struci, pluli sobie w brodę, że tak zawalili sprawę. W końcu to oni powinni chronić króla! Gdy tylko stan władcy się poprawił, udali się do niego błagać o wybaczenie, a on w swej łaskawości przebaczył im zaniedbania. Martwiła ich już tylko jedna rzecz. Władca pragnął osobiście i w cztery oczy przesłuchać każdą z osób znajdujących się na balu. Cała straż i służba były temu przeciwne, ale król Diarmad był nieugięty. Twierdził, że ma zamiar wziąć swoje życie we własne ręce, tak, jak oczekuje się od silnego władcy. Codziennie do króla ustawiały się kolejki dworzan czekających na swoją kolej. Nie ominęło to Aithne, Liadana, Nathaira, ani nawet małych siostrzyczek hrabiego. Po upływie tygodnia władca wezwał do siebie parę zaufanych szpiegów.

Wiem już, kto nastawał na moje życie. Jako moi zaufani, macie natychmiast udać się do twierdzy Havarr i aresztować barona Luciusa von Baalie. Wyjechał on w zagadkowym pośpiechu, tuż po naszej rozmowie. Świadkowie zgodnie stwierdzili, że byłby on zdolny do zamachu. Wasza misja będzie śmiertelnie niebezpieczna, dlatego bądźcie silni. Baron Baalie nie ma skrupułów i nie zawaha się zabić. Na koń przyjaciele, wam jedynym mogę ufać!

W pośpiechu opuścili królewskie komnaty i półtorej godziny później byli już w drodze. Każde z nich wiozło jedynie niezbędne zawiniątko. Za trzy dni powinni być już w twierdzy Havarr.

************

Gdy niebo na zachodzie zaczęło przybierać barwy szkarłatu zdecydowali się zatrzymać na noc w przydrożnym lesie. Konie były już zmęczone, a i oni sami ledwo trzymali się w siodle. Aithne wyciągnęłą się na kocu z radością prostując zdrętwiałe kończyny. Jednak nie dane było jej długo leniuchować, bo Liadan rzucił w nią końskim zgrzebłem.

-Nie chcę wyjść na szowinistyczną świnię, która uważa, że miejsce kobiety jest przy garach, więc mogę przygotować kolację, ALE pod warunkiem, że ty oporządzisz konie.

- Uuu, mistrz miecza jest również mistrzem chochli? Gotuj rycerzu, bom ciekawa.

Niezdarne żarty nieco rozluźniły napiętą atmosferę. Aithne wciąż nie mogła uwierzyć, że ktoś mógł nastawać na życie Diarmada. Owszem, nie był władcą idealnym, ale robił co mógł by jakoś utrzymać ład w państwie. Lud go lubił, inni władcy zawierali pakty pokojowe. Jaki interes miał w tym baron Lucius? Przekupili go wrodzy szpiedzy? Liczył, że sam zasiądzie na tronie? Tego właśnie musieli się dowiedzieć. Hrabia też nie wyglądał na najszczęśliwszego, pewnie rozłąka z ukochaną tuż po zaręczynach nie była szczytem jego marzeń. Gdy skończyła z końmi Liadan już na nią czekał z dwiema miseczkami smakowicie pachnącej zupy. Niechętnie musiała mu to przyznać, ale kucharzem był niezłym. Po wieczerzy rozłożyli posłania, a Liadan objął pierwszą wartę. Aithne otuliła się kocem i zasnęła wsłuchana w szum drzew i śpiewy nocnych ptaków.

    Obudziło ją światło poranka,gdy w pierwszym odruchu chciała osłonić oczy, stwierdziła zaskoczona, że nie może poruszyć ręką. Rozejrzawszy się wokoło zobaczyła, że obozowisko jest zwinięte, a ona sama siedzi oparta o drzewo, z rękami i nogami związanymi. Zmusiła się by oddychać powoli, to nie był czas na panikę. Jeszcze raz szarpnęła więzami, ale bezskutecznie, trzymały mocno założone fachową ręką. Większą grozą napawał ją fakt, że tajemniczy napastnik zabrał jej całą broń, zarówno nóż ukryty w rękawie, sztylet z cholewy buta, nawet zatrutą szpilkę z włosów. Myśl, myśl kobiet! Co robić! Ten idiota na pewno zasnął na warcie i jacyś zbóje was napadli! Was, elitarną królewską drużynę! Już ona powie temu kretynowi co o nim myśli!  Niech no tylko się stąd uwolni!

Edgar i bzdury o szpiegachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz