~24~

14 4 1
                                    

-Pić - wychrypiała Aithne, lekko otwierając oczy

Liadan zerwał się i przystawił jej do ust stojący obok kielich. Piła powoli i niepewnie, cały czas podtrzymywana przez hrabiego. Wreszcie opadła z powrotem na łóżko, przecierając oczy. Brunet pochylił się nad nią.

-Aithne, słyszysz mnie? Nie rób żadnych gwałtownych ruchów bo zemdlejesz. 

Nie minęła chwila, a asasynka wpatrywała się w niego z mordem w oczach

-Ty… - wysyczała, spluwając mu w twarz- To wszystko twoja zasługa! Mogłam się domyślać! Najpierw palące żelazo, a teraz co? Na stryczek, do lochów, Madejowe Łoże, Krzesło Wiedźmy, czy od razu jako nałożnica Truciciela?

- Aithne uspokój się. Nie chcę ci zrobić krzywdy. Jesteś bezpieczna, w obozie Lothiriel. 

- Tak? To może zdradź co ty tutaj robisz kundlu? 

Zrezygnowany Liadan udał się do wyjścia z namiotu

-Spróbuj wstać, to cię przywiążę do łóżka - zagroził jeszcze i rzucił się biegiem do Lothiriel. 

- Pani, obudziła się - zawołał, wpadając do namiotu, akurat podczas narady. Opiekunowie Aithne nie zważając na pozostawionych generałów, pobiegli za Liadanem. 

- Pani, czy mógłbym prosić, abyś wytłumaczyła Aithne czemu tutaj jestem i co się działo przez ten czas? Mnie nie posłucha, a tym bardziej nie uwierzy - poprosił, zatrzymując się na polanie.

Lothiriel tylko uśmiechnęła się do niego życzliwie i wraz z Nathairem weszła do namiotu. Liadan wolał zostać na zewnątrz. Usiadł na pniu i utkwił spojrzenie w ziemi.

-Na twoim miejscu bym tu nie siedziała - hrabia podniósł wzrok. Nad nim stała Linwe, uśmiechając się.

Liadan podniósł się i odszedł kawałek. Wtedy pień uniósł się, dźwigając na korzennych rękach i nogach. Drewniany mężczyzna posłał hrabiemu pogardliwe spojrzenie i odszedł dalej w las.

-Musisz bardziej uważać, elforośle uwielbiają się wtapiać w otoczenie. - powiedziała, siadając na trawie. - A coś ty taki smutny? Lekarz powinien się cieszyć, że jego pacjentka się obudziła. 

- Tak… Tylko ta konkretna pacjentka prędzej odgryzie mi głowę niż okaże wdzięczność za cokolwiek. Długo się znacie?

- Kilka ładnych lat… Prawie pół życia. 

- Może ty pomożesz mi ją rozgryźć. O co chodzi z tymi włosami? I co ją podkusiło, żeby robić sobie tatuaż akurat na nadgarstku? Przecież jakby wdało się zakażenie, to mogłoby się skończyć niedowładem ręki…

- Ty nic nie wiesz? - przerwała mu Linwe

- Ale o czym?

- To nie tatuaż tylko znamię. Pamiętasz rytuał zdejmowania klątwy porońców? Byłam jedną z tych, które go odprawiały. Aithne od samego początku wiedziała, co będzie cię kosztowało zdjęcie klątwy. Poprosiła nas, żebyśmy przeniosły część twojego bólu na nią. Dlatego ma znamię. Cierpiała za niewinność, poświęciła się, żeby ciężar winy w postaci bólu cię nie zabił.

Liadan stał jak skamieniały. To by tłumaczyło stosowanie makowego mleka… Nie miał jednak czasu, żeby zapytać Linwe o coś jeszcze, bo w tym momencie opiekunowie Aithne opuścili jej namiot. 

-Niestety nie możemy dłużej z nią zostać, wojna nie będzie czekać - powiedziała Lothiriel - Wszystko już wie, czy mógłbyś dalej mieć na nią oko? 

Liadan skłonił się i wrócił do asasynki. Ta zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem

-Chyba mamy dużo do omówienia…

Edgar i bzdury o szpiegachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz