~23~

28 6 3
                                    

Aithne oddychała ciężko. Ból przeszywał każdy skrawek jej ciała. Odezwały się stare rany, a nowe paliły żywym ogniem. W trakcie tortur zemdlała z bólu. Teraz obudziło ją delikatne głaskanie po policzku. Znała ten dotyk. Nie musiała otwierać oczu, żeby wiedzieć do kogo należy ta czuła dłoń. Uchyliła jednak zmęczone powieki. Stał przed nią. Tak samo przystojny jak go zapamiętała.

-Daniel - wyszeptała, wpatrując się w niego z nadzieją.

- Moja kochana… Co ci okrutni ludzie ci zrobili? Nie lepiej było jednak mi zaufać i zostać ze mną na zawsze? Ochronił bym cię przed każdym złem. Ale ty wybrałaś cierpienie…

- Bo byłeś potworem! Interesowało cię tylko pożarcie mojego serca… - od krzyku zabolały ją płuca

- Wierzyłaś temu kundlowi… Nie ufałaś mi, pomimo całej naszej miłości! - blondyn odsunął się, aż zamglony wzrok Aithne nie mógł go dostrzec

- I co, dobrze ci teraz? - głos demona dobiegł z innej strony - Jesteś szczęśliwa? - asasynka poczuła dotyk jego rąk na swoich biodrach. Oddech demona owiał jej kark. - Ból jest przecież przyjemny. Skąd to wiem? Pamiętam jak zasklepiała się rana na mojej szyi. Ta od twojego sztyletu…

- Przestań - ciałem Aithne wstrząsnęły drgawki. Pamiętała aż za dobrze blask srebra przecinający gładką, jasną skórę.

- Czego się boisz? Przecież obiecałem że cię nie skrzywdzę. Co więcej, chcę cię zabrać tam, gdzie nie dosięgnie cię już nigdy cierpienie. Uwolnię cię od bólu. Bo cię kocham. Tak jak ty kochałaś mnie. - objął ją tak czule, jak miał w zwyczaju. Nagle Aithne poczuła ból. Sztylet przebijał jej ciało, prowadzony ręką Daniela.

- Już nigdy nie pozwolę ci cierpieć najdroższa - wyszeptał, rozpływając się w powietrzu. Został tylko sztylet w brzuchu Aithne, spod którego lała się krew. Nie mogła już nawet krzyczeć z bólu. Powieki zamknęły się, a głowa opadła.

***************

-Pani! Błagam, ratuj! - Linwe wpadła do namiotu Lothiriel. Kobieta zerwała się, podobnie jak Nathair, który złapał ledwo żywą dziewczynę i posadził na łóżku, po czym wybiegł zawołać lekarza.

- Pani, nie ma czasu do stracenia! Złapali Aithne! Torturują ją, przez ich ciemne sztuczki nie może nawet użyć magii! - Linwe opowiedziała królowej wydarzenia ostatnich kilku godzin. W międzyczasie wrócił Nathair, ciągnąć za sobą Liadana. Wszyscy lekarze byli zajęci, więc młody hrabia musiał im wystarczyć. Obejrzał dziewczynę i wyleczył powierzchowne rany, cały czas przysłuchując się temu co mówiła.

- Pani, pozwól mi ruszyć - poprosił, kłaniając się królowej - Współpracowałem z Aithne, kilka razy ocaliłem jej życie, uratuję ją i tym razem, tylko daj mi zgodę na wyruszenie!

- Doceniam twoje intencje, ale do tego zadania potrzeba ludzi lasu. Przyprowadźcie Rozalię i Isenę - zawołała do wartowników.

Nie minęła chwila a do namiotu wsunęły się dwie zakapturzone postacie.

-To Rozalia, elforośl - wskazała na pierwszą z nich, o zielonej skórze. Na głowie zamiast włosów miała czerwone płatki. Kobieta - róża skłoniła się. U boku nosiła szpadę, a dopasowane ubranie zrobione było z pędów i liści, przez co w lesie pozostawało niezauważalne. Zarówno zewnętrzną stronę jej ramion, jak i policzki pokrywały kolce. - Oraz Isena, wilczyca - niższa, przygarbiona dziewczyna zdjęła pelerynę. Brązowe włosy związała pędem powoju, ubranie miała zszyte ze skór, a na jej twarzy widniały jeszcze plamy z krwi. W ręce ściskała włócznię z kamiennym grotem.  Zawyła krótko, a do namiotu wszedł potężny, szary wilk.

Edgar i bzdury o szpiegachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz