~6~

38 11 2
                                    

Prędko zerwali się na równe nogi i narzucili ubrania. Aithne wyciągnęła spod łóżka miecz i sztylety. Teraz nie czas na spory i puste gadki. Teraz zaczęła się prawdziwa praca. Wybiegli z pokoju w stronę wciąż rozbrzmiewającego krzyku. Liadan kopniakiem wyważył zamknięte drzwi. Ujrzeli rozlewającą się po podłodze kałużę krwi i jeszcze drgające ciało dziewczyny. Za oknem znikała właśnie ciemna postać. Liadan zerknął na rozcięte gardło ofiary. Mimo całej swojej wiedzy nie mógł jej pomóc. Aithne już stawiała stopę na parapecie. Wyskoczyli na nieco niższy dach sąsiedniego domostwa i rzucili się w pościg. Sylwetka zabójcy majaczyła w wieczornej mgle. Widać, że dobrze znał miasto. Kluczył wąskimi przesmykami i znikał w zaułkach. Królewscy wysłannicy lekko niczym koty biegli po dachach i śliskich od brudu chodnikach. Byli jednak na straconej pozycji. Morderca końcu rozmył się w mrokach miasta. Para szpiegów zatrzymała się dysząc ciężko.

-Przepadł nam, skurwysyn. Teraz cały plan wziął w łeb. Do tego wie, że go szukamy. - splunął Liadan. Aithne zmarszczyła brwi. Jeszcze nie widziała go tak złego.

-Wracamy przesłuchać świadków. Ukrywanie się nie ma już sensu.

Przy stygnących zwłokach zebrał się już spory tłumek. Aithne zaczęła przepytywać zapłakane dziewczęta, a Liadan zgarnął tłustego zarządcę. Efekt był żaden. Nikt nic nie wie. Zmarła nazywała się Mary Ann Nichols i pracowała tu od niedawna. Liadan krążył po pokoju niczym tygrys w klatce, jego oczy rzucały iskry. Zaklął, po czym klęknął przy ciele ofiary. Aithne przeszukiwała pokój.

-Zabójca zaszedł ją od tyłu. Miał dobry, ostry nóż, zrobił to jednym pociągnięciem. Prawdopodobnie rzeźnicki, rana jest zbyt szeroka na zwykły sztylet. - orzekł oglądając ranę. Aithne podniosła wzrok znad rozgrzebywanej właśnie szafy. Przez głowę przemknęła jej myśl, że hrabia jednak nie jest taki głupi. W sumie była ciekawa co jeszcze potrafi. Może da się go jeszcze wyprowadzić na ludzi? Wróciła do przeszukiwania rzeczy zamordowanej, ale nie było w nich nic podejrzanego.

-Nie był klientem.- powiedziała oglądając okiennicę- podważył zasuwę nożem i wślizgnął się do pokoju. Pewnie wtedy zaczęła krzyczeć. Masz jakiś plan, księciuniu?- niechętnie zauważyła, że coś zbyt długo się nie kłócili. Tak nie mogło być.

-Tak wiedźmo. Teraz będziemy czekać. Aż znowu się pojawi. Jeśli wierzyć plotkom to jego piąta ofiara. Wątpię, żeby tak łatwo zrezygnował.

Jakby w odpowiedzi na jego słowa do pokoju wbiegł umorusany sadzą pachołek. Zdążyli już powiadomić lokalną straż o swoim przybyciu.

-Pali się! Palą się magazyny na południowej stronie miasta!

Szpiedzy natychmiast wyruszyli w drogę. Gdy dotarli do pogorzeliska ogień był już ugaszony, a gapie pokazywali sobie palcami ciemne kształty zagrzebane  w popiele.

-Ciała. Nie dotykaj ich, spalone kości są bardzo kruche.- rzucił Liadan. Skrytobójczyni miała ochotę odszczeknąć, że nie będzie jej wydawał rozkazów, ale coś w tonie jego głosu skutecznie ją powstrzymało. Zabrała się za przeszukiwanie szczątków spalonego budynku, ale szybko zrezygnowała pokaleczywszy palce o zakopane w popiele fragmenty szkła, więc tylko zerkała na mamroczącego coś pod nosem Liadana. W końcu hrabia podniósł się z klęczek i otrzepał z brudu.

-Trzy młode kobiety. Pewnie jeszcze żyły, zanim je spalił. Były związane, więc nie ma mowy o wypadku. - wygłosił zwięzły raport. Aithne resztkami woli powstrzymała opad szczęki. Tego się nie spodziewała.

-Skąd wiesz? To jakieś zaklęcie? Przypominam, że królewski edykt zakazuje nekromacji. - próbowała zachować resztki godności.

-Żadna magia, moja droga. Wbrew powszechnej opinii zmarli opowiadają historie. Jedynie trzeba umieć słuchać. Wiek i płeć można wyczytać z kształtu kości. A skąd wiem, że były związane? Spalone ciało kuli się i zaciska pięści, jakby chciało stoczyć ostatnią walkę ze śmiercią. Te ułożone są inaczej, czyli były związane. Nie wdając się się w szczegóły, to jest właśnie medycyna, którą się zajmowałam. - z pewną dozą wyższości wyjaśnił Liadan. - Jednak to nie wszystko. - schwycił Aithne za nadgarstek i zanim zdążyła zaprotestować przesunął palcami po wnętrzu jej dłoni. Drobne ranki zadane przez szkło zniknęły. - Blizny, które ukrywasz za zaklęciami iluzji również da się wyleczyć, milady. - rzucił Liadan, po czym odszedł porozmawiać z przybyłym oficerem miejskiej straży, zostawiając skamieniałą Aithne z oczami rozszerzonymi przerażeniem.

**********

Rude włosy opadły na ramiona Aithne. Zniesmaczona oceniła ich godny pożałowania stan. Z misternie ułożonej fryzury zostały tylko kołtuny. Edgar był za daleko żeby pomóc, a nie chciała po nocy szukać Zalii. Zrezygnowana zaczęła przechadzać się po karczmianym pokoju, próbując ogarnąć rudą katastrofę. Mimowolnie spojrzała na nadgarstek i westchnęła. Jak trzeba to trzeba.

***********

Liadan otworzył drzwi niezadowolony. Ktokolwiek przerywał mu pisanie listu do ukochanej Vanessy zostanie odprawiony z kwitkiem. Jednak w progu stała ostatnia osoba, której by się spodziewał.

-Co tym razem?- zaczął oschle mierząc wzrokiem panią szpieg - Masz zamiar mnie uwodzić czy pobić?

- Chciałam po prostu zwrócić ci wyrazy szacunku - odparła pewnym głosem - Przyznaję, że na początku miałam cię za niedojdę i frajera, pozbawionego pozytywnych cech. Patrząc na to jednak z perspektywy dzisiejszych wydarzeń, muszę przyznać, że mi zaimponowałeś. Twój zmysł dedukcji i umiejętności są godne podziwu, zatem przepraszam i zwracam honor, oraz przyznaję, że pomyliłam się co do twojej osoby. Dziękuję, że poświęciłeś mi czas, dobranoc.

     Nim Liadan zdążył odpowiedzieć za dziewczyną zamknęły się drzwi pokoju. Tego się po niej nie spodziewał… Usiadł ponownie do biurka aby zakończyć pisanie. Zlustrował wzrokiem kartkę, na której co drugie zdanie wyrażało się niepochlebnie o Aithne. Po chwili namysłu wyrzucił niedoszły list i zaczął pisać od nowa

,,Najdroższe moje serce!

   Tęsknię za tobą ogromnie i żywię nadzieję, że wreszcie Cię zobaczę. Niestety król rozkazał nam zostać w miasteczku jeszcze kilka dni w oczekiwaniu na kolejny atak tajemniczego mordercy. List przekazuję posłańcowi, który odda go prosto w Twoje delikatne rączki.

     Coś ciekawego mnie ominęło?  Podejrzewam iż na dworze nie dzieje się nic zajmującego, więc chętnie ponudzę się z wami jak tylko wrócę. Jednak na to mam już pewne plany, dowiesz się o nich jednak dopiero za jakiś czas.

 Co do Lady Aithne… Współpraca z nią nie należy do zajęć łatwych, ani przyjemnych, lecz muszę przyznać że pomimo licznych wad jest uzdolnioną aktorką i wpasowuje się w wykonywany zawód wręcz idealnie. Pomimo plotek o jej lekkich obyczajach nigdy nie miała stałego adoratora. Cóż… Wygląda na to, że jej kręgosłup moralny jest silniejszy niż początkowo przypuszczałem.

  Nie mniej jednak bardzo pragnę wrócić do domu i do Ciebie, najdroższa moja. Tęsknię i ślę pocałunki.

Liadan”

********

  Kilka dni później drobne rączki muskały papier listowy. Duże, błyszczące oczy wodziły po starannie zapisanych linijkach. ,, Pewne plany” odbijały się echem w głowie Vanessy. Była niemal pewna, że Liadan planuje po powrocie wziąć z nią ślub. Jednak im dalej w treść się zagłębiała, tym bardziej jej uśmiech bladł. Gdy dotarła do podpisu przeczytała list kolejny raz. Potem jeszcze jeden i znowu. Mimowolnie po jej policzkach popłynęły łzy. Przez cały list ani razu nie skompletował jej urody. Nie zapytał o zdrowie rodziców. Nie zwrócił się do niej imiennie, zdrobnieniem, jak sobie tego zażyczyła. A co najgorsze śmiał zachwalać tą… tą… wywłokę spod latarni! ,,Dobra aktorka” ,, Kręgosłup moralny” też coś! Vanessa cisnęła zmięty list na stolik.

-Jak miała kiedykolwiek mieć adoratora, skoro nawet nie jest ładna! Te włosy! Ohydne, przebiegłe oczy! Nosi się jak ulicznik i tak też zapewne zachowuje! Jak mój Liadan mógł przyznać, że jest w czymkolwiek dobra?!

Wściekła opadła na łóżko i zaczęła płakać. Twarzyczka przywodziła na myśl niewinne dziewczątko, ale w myślach zabiła Aithne już kilka razy.

*******

Edgar i bzdury o szpiegachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz