12."Andy! What are you doing?! "

310 57 15
                                    

(Dwa tygodnie później)

  Regularnie odwiedzam Ryana w ośrodku Black Cloud i staram się go wspierać pomimo tych okropnych terapii. Jak na razie nie spotkałem się z Benem, wiec nie wie, że wróciłem, co daje mi, choć na chwilę odetchnąć od ciągłego strachu. Psychiatra ma dopiero odwiedzić Ryana, bo był na zwolnieniu, więc werdykt zapadnie już za nie długo. Za każdym razem jak o tym myślę, czuje się jak przed ważnym egzaminem, na który nie jestem gotowy, ale liczę na łut szczęścia.

Wszedłem za jednym z pracowników personelu ośrodka, do stołówki. Zobaczyłem przy jednym ze stołów bruneta i Cody'ego. Podszedłem do nich, siedzieli do nie tyłem wiec jak gdyby nigdy nic płożyłem dłoń na ramieniu Ryana. Chłopak podskoczył wystraszony i obróciła się gwałtownie, uśmiechnąłem się do niego, patrząc na niego z góry. Czekoladowe tęczówki zabłyszczały, a wtedy on wstał i rzucił mi się na szyję, chowając głowę w jej zgięciu.

-Witaj Rye.-szepnąłem w jego szyję, gładząc go dłonią po plecach.

-Hej Andy.-jego ciepły oddech załaskotał mnie w ucho, przez co przeszedł mnie dreszcz.

-Chłopaki ja wiem i rozumiem, ale nie róbcie tego tutaj, bo Ryanowi się oberwie.-głos Cody'ego sprawił, że oprzytomniałem i odsunąłem do siebie bruneta.

-Co ciekawego robiliście przez całe rano?-spojrzałem na nich.

-Rye był na terapii, ma psychologa za godzinę.-na jego słowa przeszedł mnie zimny dreszcz. Świadomość, że już dziś może wszystko się zakończyć lub zostać ocalonym byłą najgorszą. Cody zaczął mi opowiadać, gdy nagle poczułem ciepłą dłoń bruneta na mojej dłoni. Pierwszy raz do tak dawna Rye znów podjął próbę zbliżenia się do mnie. Na jego gest moje serce szybciej zabiło, a ja sam się sobie dziwiłem, że odzyskuję powoli te przygaszone uczucia.

-Cody ja mu to opowiem spokojnie. Teraz chodź do mojego pokoju.-zaczął mnie prowadzić, a ja nawet nie zdążyłem się pożegnać z jego towarzyszem. Kiedy wyszliśmy na korytarz moja dłoń wysunęła się z dłoni Ryana a przez małą grupkę ludzi rozdzieliliśmy się. Nagle wpadłem na kogoś.

-Przepraszam.-mruknąłem i dopiero wtedy spojrzałem na twarz osoby, na którą przez przypadek wszedłem. Pobladłem na twarzy od razu.

-Andy wróciłeś do mnie.-powiedział radośnie Ben. Za jego plecami zobaczyłem Ryana, który właśnie szedł w naszym kierunku.

-Andy kto to?-zapytał niepewnie. Ben spojrzał na niego przez ramię.

-Nie wtrącaj się, bo pożałujesz pedale.-mruknął od razu do niego. Brunet spojrzał na mnie zaskoczony, a ja nie mogłem nic zrobić. Ciemny blondyn spojrzał na mnie.-Chodź do mnie, to pogadamy.-poklepał mnie po ramieniu. Byłem jak sparaliżowany a z drugiej strony jak uwięziony i zagubiony w obecnej sytuacji.-Czy ten pedał jest z tobą?-spojrzał na mnie badawczo.

-To tylko głupi dzieciak. Zawieruszył się za mną.-Rye na mnie spojrzał zaskoczony.

-Pozbądź się go i chodź do mnie.-Ben wszedł do pokoju, obok którego stałem.

-Głupi dzieciak?-oburzył się od razu.-Od kiedy zwracasz uwagę na mój wiek?-złapałem go za dłoń.

-Idź do siebie.-spojrzałem mu w oczy.

-Bo co? Może za młody jestem?-zacisnąłem mocno szczękę, przypływ złości zalał moje żyły.

-Idź i się kurwa nie pytaj.-puściłem jego dłoń, popychając go delikatnie.

-Nie sądziłem, że to mi wypomnisz.-widziałem to obrzydzenie na jego twarzy.

-Niczego kurwa nie rozumiesz.-warknąłem przez zaciśnięte zęby, mocno łapiąc go za nadgarstek. Grymas bólu przeszył twarz bruneta.

-To dlaczego nic mi nie powiesz?-walczyłem z jego wzrokiem. Znów mną zawładną gniew, popchnąłem go z taką siłą, że uderzył plecami o ścianę. Spojrzał na mnie zaskoczony.-Lecz się.-postukał się po czole i szybko ruszył do swojego pokoju. Moja dłoń bezwładnie drżała, złapałem ją w drugą dłoń i starałem się to opanować. Wszedłem powoli do pokoju Bena.

-Pozbyłeś się go?-zapytał i poklepał miejsce obok siebie na łóżku.

-Tak, ale wiesz co, ja muszę się zbierać.-już chciałem wyjść, gdy ten szybko wstał i przyparł mnie do drzwi.

-Nie tak szybko. Wiesz co, się stało z taki facetem, co chciał się tak szybko zmyć od swojego kumpla pedała?-starałem się uciekać gdziekolwiek wzrokiem byle by nie patrzeć na jego okropną twarz.-Jego kumpel złapał go tak...-położył mi dłonie na pośladkach i je ścisnął. Cały zacząłem drżeć i nie mogłem wykrztusić z siebie ani słowa.-Rzucił na łóżko...-jak powiedział, tak też zrobił, z łatwością powalił mnie na łóżko i usiadł na moich udach.-...i zgwałcił go.-jedną dłonią zaczął dobierać się do zapięcia moich spodni. Zacząłem się szarpać i wreszcie udało mi się uwolnić głos z gardła. Ben zakrył mi usta dłonią, a ja wykorzystując to, że mnie puścił, zrzuciłem go z siebie i wybiegłem z jego pokoju.

Jak najszybciej wbiegłem do pokoju Ryana. Nie było go w nim, jednak drzwi do łazienki były uchylone. Szybko do niej wszedłem. Zobaczyłem go. Siedział na ziemi obok umywalki i właśnie ciął kolejną krwawą kreskę na nadgarstku. Spojrzał na mnie, nie był zaskoczony ani nie krył się z tym.

-Odłóż to.-powiedziałem drżącym głosem.

-A co dzieciaka chcesz pouczać?-spojrzał na mnie załzawionymi oczami.

-Rye ty nie rozumiesz.-usiadłem obok niego.

-Szybki jesteś.-zmarszczyłem brwi na jego słowa. Zobaczyłem, że patrzy na mój brzuch, również tam spojrzałem, a moje spodnie nadal były rozpięte, szybko je zapiąłem.

-Wytłumaczę ci to wszystko. Tylko odłóż to.-powoli zabrałem mu z dłoni żyletkę i wrzuciłem do umywalki. Wziąłem go dłoń i obmyłem jego rany mokrym ręcznikiem. Chłopak się nic nie odzywał ani niczemu się nie sprzeciwiał.

-Nie musisz nic tłumaczyć. Widzę, wolisz starszych, a ta cała szopka, z tym że homoseksualizm ta choroba była zmyślona, bym od ciebie odszedł.-wzruszył ramionami.

-Jak mogło ci nawet coś takiego do głowy przyjść?-spojrzałem na niego zaskoczony.-Rye posłuchaj mnie. Pamiętasz, co ci opowiadałem, o tym Benie?-brunet skinął głową.-To był ten chłopak. Rye ja nie mogłem pozwolić, by pomyślał, że mi na tobie zależy.-spojrzałem mu w oczy.

-A zależy ci na mnie?-zdałem sobie sprawę z moich słów.

-Rye nie o to mi chodziło. Po prostu uważaj na niego. On jest nieobliczalny.-chłopak skinął głową. Wstałem i umysłem dłonie.

-Naprawdę uważasz mnie za głupiego dzieciaka?-spojrzał na mnie z dołu. Ukucnąłem przy nim i pogładziłem po policzku.

-Nie nigdy nie zwracałem uwagi na twój wiek.-mierzyłem jego twarz wzrokiem, a po chwili położyłem dłoń na jego policzku i zacząłem go delikatnie gładzić, on przymknął powieki, oddając się mojej pieszczocie.-Teraz daj mi tę rękę.-chłopak dał mi dłoń z ranami, a ja owinąłem je bandażem, który znalazłem w szafce. Brunet przyglądał się uważnie moim ruchom.

-Nie chcesz mnie zabić? Zwyzywać od kretynów i debili?-zmarszczyłem brwi na jego słowa.

-Czemu?-spojrzał na swój nadgarstek.

-Chłopaki zawsze mnie tak nazywali, a później rozmawiali i myśleli, że nie słyszę.-uśmiechnął się na wspomnienie o chłopaka.

-O czym rozmawiali?-zaciekawiłem się.

-O tym, że jak podetnę głębiej, to nie poradzą sobie i będą musieli kogoś wezwać. Wtedy od razu Brooklyn krzyczał, że się nie zgadza.-westchnął i spojrzał na ziemię.

-Bo nie chcą, żeby cię zamknęli.-nie pewnie złapałem go za brodę i uniosłem jego głowę w górę, zmuszając, by na mnie spojrzał.-Ja tego też nie chcę.-wyszeptałem, zapewniając go. Patrzyłem mu w oczy i poczułem to. Tę nieodpartą chęć zasmakowania jego ust. Zbliżyłem się do niego.

-Andy...-szepnął, oddalając się ode mnie. Pokiwał głową, przecząc.-Nie jestem pewny.-szepnął, a ja odsunąłem się.

-Wybacz. To było nie na miejscu.-poczułem, jak atmosfera robi się ciężka.

-To może ja się przygotuje do wizyty tego psychologa.-brunet chciał wstać, jednak ja nie potrafiłem go puścić.-Emm... Andy chciałbym wstać.-zwrócił mi delikatnie uwagę. Puściłem go, jednak sam usiadłem na jego miejscu.-Zostajesz tu?-spojrzał na mnie, stając w drzwiach. Skinąłem powoli głową. Brunet uśmiechnął się do mnie delikatnie i wyszedł z łazienki.

Czułem się dziwnie, taki rozdarty w środku. Moja dłoń drżała, jak by wręcz krzyczała, bym się czymś uspokoił. Przymknąłem powieki, ale to nie pomagało. Mój oddech stał się płytki i czułem, że się duszę, łzy napłynęły mi do oczu. Złapałem się umywalki i podniosłem się, spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Byłe cały blady a oczy miałem czerwone. Nie wiedziałem, co robię, chciałem sobie jakoś ulżyć, wziąłem w dłoń żyletkę.

-Andy! Co ty robisz?!-Ryana szybko wyrwał mi metalowe ostrze z dłoni i wrzucił do wanny. Ja nadal nie odzyskałem oddechu. Nagle brunet wbił mi się w usta, na samym początku mocno złapałem go za ramiona, ale po chwili poluźniłem uścisk. Kiedy chłopak się ode mnie oderwał, nagle jak by ktoś uderzył mnie młotem z tych wszystkich terapii w głowę. Padłem przy muszli klozetowej i zacząłem wymiotować. Kiedy się już ogarnąłem, spojrzałem na bruneta, ten podał i chusteczkę a ja wystałem swoje usta i opłukałem je w umywalce, chłopak podał mi jeszcze płyn od higieniczny jamy ustnej.

-Rye przepraszam.-spojrzałem na niego z dołu.

-Miałeś atak paniki.-szepnął, opierając się o ścianę.-Mogłeś się udusić. A poprzez to wstrzymanie oddechu odzyskałeś go.-spojrzał na mnie niepewnie. -Nie wiedziałem co mam zrobić.-dodał ciszej.

-Dziękuję ci.-złapałem go za dłoń.-Przepraszam za moją reakcję, nie chciałem tego, ale ta terapia naprawdę na długo została mi w głowie.-tłumaczyłem się zmieszany.

-Rozumiem to wszystko. Spokojnie.-uśmiechnął się do mnie.

-Nie, nie chciałem tak zareagować.-snąłem naprzeciw niego.

-Andy nie musisz mi nic udowadniać.-zmarszczyłem brwi.

-Przepraszam.-szepnąłem.-Mam nadzieję, że kiedyś to wszystko wróci do normy.-dodałem ze spuszczoną głową.

-Chcesz przez to powiedzieć, że nagle coś do mnie poczułeś? Andy nie okłamuj się, nie jest tak prosto wrócić. Czuję to po sobie.-wyszedł do pokoju.

-Uda nam się z tego wyrwać. Zapewniam cię.-wyszedłem za nim. Złapałem go za brak i ująłem jego twarz w dłonie. Patrząc mu w oczy, zbliżyłem twarz do jego.

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Odskoczyłem od niego jak oparzony.

-Idź już do domu. Zobaczymy się jutro?-złapał mnie za dłoń.

-Oczywiście, że tak.-uśmiechnąłem się do niego. Zdobyłem się na szybkiego całusa w policzek. Rye trochę zaskoczony dotknął opuszkami palców swojego policzka i po chwili uśmiechnął się do mnie, zagryzając dolną wargę.-Damy radę.-zapieniłem go i wyszedłem z pokoju, rozmijając się z mężczyzną w fartuchu lekarskim. W drodze do wyjścia zobaczyłem moją ciotkę.

-Andy ty znów tutaj.-uśmiechnęła się do mnie.

-Staram się odbudować to, co zniszczyłem.-wzruszyłem ramionami.-A ty gdzie idziesz.-zmierzyłem ją wzrokiem, widząc teczkę w jej dłoni.

-A do chłopka z tego pokoju.-wskazała jedne drzwi, a ja spojrzałem w tamtym kierunku. Od razu zamarłem, pokiwałem głową z niedowierzaniem.

-Ten chłopak to morderca.-powiedziałem szybko.

-Dlatego też ja się nim zaopiekuję.-uśmiechnęła się ciepło do mnie.

-On przy mnie zabił tego chłopak.-szepnąłem, tak by przypadkiem ktoś inny nas nie usłyszał. Ciocia Clara zaskoczona zmierzyła mnie wzrokiem.

-To ty byłeś tym świadkiem, który jest zapisany w papierach.-szepnęła jak by do siebie.

-Jemu już nie da się pomóc. Przez niego mój stan jest o wiele gorszy niż kogokolwiek z tego ośrodka. On myślał, że wbijając mi do głowy, jakieś chore historie wyleczy mnie.-kobieta położyła mi dłoń na ramieniu.

-Dla każdego jest nadzieja.-westchnąłem zaniepokojony.

-Dopilnuj, proszę, żeby nie dobrał się do Ryana.-poprosiłem po chwili ciszy.

-Postaram się.-zapewniła mnie.-Teraz u niego jest psycholog, a później ja porozmawiam z nim. Bądź dobrej myśli.-dodała i pożegnała się ze mną.

Wyszedłem z ośrodka i skierowałem się do taksówki.  


 Hej witajcie!

Dajcie znać w komentarzach jak wam się ten rozdział podobał


Dedykacją dla

leagueofasia

Kłaniam się w pas i dziękuję za uwagę  

It is not in me This is part of me-*Randy*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz