17."Please Andy ... please."

313 60 12
                                    

  Ruszyłem powoli do swojego pokoju, gdy nagle drzwi, obok których przechodziłem, otworzyły się i zostałem wciągnięty do ich wnętrza. Upadłem na podłogę i poczułem nieprzyjemne pieczenie kości ogonowej i poranionego odbytu.

-Rye po tym, co zrobiłeś, tak spokojnie sobie chodzisz?-zamknął za sobą drzwi Cody.

-O... o czym ty mówisz?-zapytałem, podpierając się na łokciach, czując nieprzyjemny ból. Chłopak w kolorowych włosach zmierzył mnie wzrokiem i podszedł do mnie, bez słowa położył mi dłoń na podbrzuszu i spojrzał mi w oczy.

-Widziałeś się z Benem?-jego wzrok świdrował mi dziurę w czaszce.

-Nie.-powiedziałem, ale głowa potakiwałem.

-To, co w końcu?-przymknąłem na chwilę powieki.

-Czy to ma jakieś znaczenie?-powiedziałem, po chwili czując, jak się duszę.

-Tak. Jeżeli się z nim spotkałeś, uderzyłeś Andy'ego i masz rozgrzane podbrzusze, oznacza to jedno.-patrzyłem na niego wystraszony.-Czy on cię zgwałcił?-jego słowa podziały na mnie jak kubeł zimnej wody. Łzy od razu spłynęły na moje policzki i skuliłem się, obejmując nogi rękami i opierając brodę o kolana. Cody wstał i zaczął przeszukiwać swoją szafkę, po chwili podał mi butelkę wody i jakąś pigułkę.

-Co to?-zapytałem cicho.

-Wspomoże gojenie.-powiedział, nie patrząc na mnie.

-Jak wiesz co robić w takiej sytuacji i jak się domyśliłeś, dotykając mojego brzucha?-spojrzałem na niego pytająco i połknąłem pigułkę. Powoli wstałem i podszedłem do niego. Stał do mnie tyłem i patrzył przez okno. Nastała cisza chłopa nie patrzył na mnie, ale również niedorywający wzroku od widoku za oknem jego dłoń powędrowała na podbrzusze, a w oczach zabłyszczały łzy.-On tobie zrobił to samo.-spojrzałem na niego zszokowany.

-Nie tylko mnie. Było wielu innych...w przeciągu, dwóch lat zgwałcił sześciu chłopaków w ten sposób. Do tego jednego właśnie na oczach Andy'ego. Teraz biedak jeździ na wózku, jest sparaliżowany od pasa w dół.-spuściłem wzrok na podłogę.

-Jak sobie z tym poradziłeś?-nie spojrzałem na niego.

-Dużo mi pomógł mój chłopak.-złapał mnie za brodę i uniósł moją głowę do góry, zmuszając, bym na niego spojrzał.-Dobrze zrobiłeś, że zabroniłeś mu tu przychodzić.-

-Sam nie wiem, boje się, że coś sobie zrobi.-zagryzłem dolną wargę.

-Ma przyjaciół, tu Ben by go zabił.-szybko się cofnąłem.

-Dlaczego mi to mówisz?-zapytałem przerażony.

-Żebyś wiedział, że masz mu nie ufać i trzymać się od niego z daleka.-powiedział stanowczo. Wtedy drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stanął brunet mojego wzroku z delikatnym zarostem. Cody wyminął mnie i zamknął za nim drzwi i pocałował w usta.

-Max poznaj Ryana, Rye to mój chłopa Max.-powiedział, gdy się już od niego oderwał. Chłopak miał na sobie ten sam fartuch, co ja będąc pierwszy raz w tym ośrodku. Wystawił w moją stronę dłoń, a ja ją uścisnąłem, delikatnie się uśmiechając.-Max nie mówi za dużo...no dobrze nie mówi w ogóle.-spojrzałem na niego zaskoczony, a Max pokazał coś w języku migowym.

-Max mówi, że jesteś słodki.-zaśmiała się cicho, a ja skinąłem głową, dziękując mu. Cody coś mu pokazał, a chłopak spojrzał na mnie smutno i odpowiedział mu coś.-Max chce, być wiedział, że ci współczuje tego, co robił ci Ben i radzi byś trzymał się przyjaciół.-

-Ale czy ja wrócę do normalności po czymś takim?-powiedziałem jak by błagalnie.

-Oczywiście, że tak.-uśmiechnął się do mnie, a Max złapał mnie za dłoń.-Nawet spokojnie będziesz mógł się kochać z chłopakiem i to jako pasywny. Wystarczy, że rany się zagoją.-zapewnił mnie Cody.

-Jak długo to potrwa?-zapytałem i spojrzałem na ziemię.

-Nie długo.-wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na nich, pożegnałem się, dziękując im.

Powoli wszedłem do swojego pokoju i usiadłem na łóżku. Rozmowa z Cody i jego chłopakiem podniosła mnie na duchu, czułem się lepiej i wreszcie odzyskałem pełną nadzieję. Nagle coś się zatłukło na korytarzu i wszystkie światła zgasły, szybko starałam się namacać moją komórkę, gdy nagle usłyszałem, jak ktoś przekręca klucz w drzwiach. Zadrżałem i znieruchomiałem. Usłyszałem, jak ktoś idzie w moim kierunku, nagle żarówka zamigotała i nie zdążyłem zobaczyć, ktoś powalił mnie na łóżko, zacząłem się szarpać, nie mogłem krzyczeć, bo napastnik zakrył moje usta.

-Ej nie rzucaj się tak, bo sobie coś zrobisz.-od razu przestałem, gdy usłyszałem jego głos. Chłopak powoli zabrał mi dłoń z ust.

-Nienawidzę cię za to.-powiedziałem, patrząc na niego z mordem w oczach.

-Przepraszam, nie tak to miało wyglądać.-podrapał się po karku blondyn. Siedział na mnie i nie miał z tym problemu, co zwróciło moją całą uwagę.

-Andy, dlaczego przyszedłeś?-usiadłem tym samym, blondyn oplótł mnie nogami w talii.

-Chłopaki mi powiedzieli, że masz problem z jakimś chłopakiem. Bałem się, że może to być Ben.-położył mi dłoń na policzku i pogładził go.

-Jest dobrze, ale nie powinieneś przychodzić.-patrzyłem w jego oczy, jednak on mierzył wzrokiem całą moja twarz.

-Tak długo hamowałem się przed tym, by się ponownie do ciebie zbliżyć.-mówił jak by sam do siebie.

-Teraz się przełamałeś...-nie pozwolił mi dokończyć, tylko wbił mi się w usta, namiętnie całując. Zaskoczony jego nagłym ruchem dopiero po chwili oddałem jego pocałunek. Poczułem ponownie ten sam smak, tak dawno zapomniany. Błądząc dłońmi po jego plecach, po chwili przesunąłem je na jego kark, a następnie wplotłem je w jego włosy. Oderwaliśmy się od siebie po chwili, gdy zabrakło nam powietrza. Oblizałem usta, chcąc czuć jak najdłużej smak jego ust.

-Tęskniłem za tobą Rye.-szepnął blondyn, opierając swoje czoło o moje.

-Andy ja za tobą również, ale teraz naprawdę musisz iść.-przeczesywałem palcami jego blond włosy.

-Nie chcę.-oparł swoje czoło o moje. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale jedynie otarłem się nimi o te blondyna, ale go nie całując. W pewnym momencie poczułem jak jego dłonie, wsuwają się pod moją koszulkę. Chciałem go powstrzymać, ale nie potrafiłem. Zacząłem całować go po szyi, a blondyn podwinął moją koszulkę i zwinnie się jej pozbył. Po chwili delikatnie pchnął mnie na plecy i ustawił się między moimi nogami. Odpiął mi spodnie i zaczął je powoli ze mnie zsuwać. Kiedy jednak je zdjął, zauważyłem, że jest coś nie tak. Nie stanął mi. Blondyn zdjął swoją bluzkę i nachylił się nade mną i zaczął całować po klatce piersiowej. To jednak nie działało. Nawet, wtedy gdy zmaczał przesuwać dłonią po moim brzuchu i zatrzymał się na moim kroczu. Jednak po chwili, gdy po nim pocierał, spojrzał na mnie, a je nie wiedziałem co mam powiedzieć.-Coś jest nie tak?-zapytał i pogładził mnie dłonią po policzku.

-Wszytko jest w porządku.-starłem się okłamać to, co jest widoczne.

-Zapytam wprost. Nie podniecam cię?-usiadłam gwałtownie i wbiłem się w jego usta.

-Podniecasz, jesteś jedyną osobą, która mnie podnieca.-szeptałem w jego usta.

-To dlaczego ci nie staje?-spojrzał mi w oczy. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co.-Rye bądź ze mną szczery. Czujesz coś do mnie jeszcze?-patrzył mi prosto w oczy.

-Oczywiście, że tak.-powiedziałem pewny siebie. Wtedy do mnie dotarło, ból ran, które wyrządził mi Ben, teraz stawał się śliczniejszy, to było przez narastające podniecenie.

-To powiedz mi, co się dziej.-nagle skurcz w podbrzuszu. Szybko zsunąłem z siebie blondyna i pobiegłem do łazienki. Oparłem się o umywalkę i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze, byłem blady, a pod oczami tworzyły się ciemne sińce. Nagle usłyszałem, kapniecie, spojrzałem na podłogę i zobaczyłem kroplę krwi. Przestraszyłem się i cofnąłem szybko, uderzając plecami o ścianę.-Rye co jest?-usłyszałem za drzwiami. Szybko podszedłem do drzwi, opierając o nie dłonie, by blondyn nie wszedł do środka.

-Andy, proszę, idź do domu. Zobaczymy się, jak wyjdę z tego ośrodka. Proszę, zrób to dla mnie.-oparłem się czołem o drewnianą powłokę.

-Wiesz dobrze, że się nie zgodzę.-zacisnąłem mocno powieki czuja kolejny ból.

-Proszę Andy...proszę.-szepnąłem.

-Dobrze.-powiedział po chwili.-Ale jak coś ci się stanie, to nie ręczę za siebie.-uśmiechnąłem się przez łzy.

-Dziękuję.-usłyszałem, jak odchodzi od drzwi.

-Będę odliczał sekundy do twojego powrotu.-po jego słowach rozbrzmiał dźwięk zamykanych drzwi. Odsunąłem się pod ścianę i osunąłem się po niej, a ból nie ustawał. Zacisnąłem, dłonie w pieści, wściekły widząc mój wzwód.

-Spóźniłeś się.-mruknąłem i oparłam głowę o kafelki na ścianie. Dopiero teraz do mnie docierała obecna sytuacja. Andy był u mnie, całował mnie. Dotknąłem opuszkami palców swoich ust i uśmiechnąłem się. On chciał się ze mną kochać. Musiałem to spieprzyć jak zawsze. Wziąłem głęboki oddech i przymknąłem powieki, starając się przeczekać ból.  


Hej witajcie!

Dajcie znać w komentarzach czy podobał wam się taki obrut akcji.

Dedykacja dla: 

Girl_of_Roses


Kłaniam się w pas i dziękuję za uwagę

It is not in me This is part of me-*Randy*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz