*Andy*
Niepewnie spojrzałem na chłopaka i zobaczyłem jego przyrodzenie przez szparę w ręczniku. Zawstydziłem się i ponownie wróciłem wzrokiem na ranę. Założyłem opatrunek i wstałem. Chłopak miał twarz schowaną w dłoniach.
-Jak to się stało?-zapytałem, stojąc nad nim.
-Poślizgnąłem się.-odpowiedział, po chwili nie zdejmując z twarzy dłoni.
-Uważaj na następny raz, bo mgło by być gorzej.-westchnąłem i ruszyłem do drzwi.
-Andy...-spojrzałem na bruneta przez ramię.
-Tak Rye?-uśmiechnąłem się do niego ciepło.
-Zostaniesz na noc ze mną?-zapytał, zagryzając wargę.
-Rye...ja chyba wolę spać sam.-powiedziałem po chwili poważnie.
-Nie no spoko.-powiedział szybko.
-Nie, że coś jes...-wtrącił mi się.
-Naprawdę rozumiem. Nie musisz mi tego tłumaczyć.-zapewnił mnie i wstał, kuśtykając do łazienki. Spuściłem wzrok na podłogę i ruszyłem do pokoju.Zdjąłem koszulkę i się położyłem, widok członka Ryana zrobił na mnie wrażenie, nawet jak nie był we wzwodzie. Od spotkania w ośrodku Black Cloud, ostatniego razu jak widzieliśmy się w tym pokoju czuję do niego niepohamowane pożądanie. Jadnak chciałem odsunąć podniecające myśli od mojego umysłu i zasnąć. Po chwili nadszedł ubłagany sen.
Obudziło mnie uderzanie w moje ramię.
-Andy śpiochu wstawaj. Jest już czternasta.-otworzyłem zaspany oczy i zobaczyłem tuż przed moją twarzą twarz Brooklyna, ale w ramię tykał mnie Jack siedzący przy moich nogach.
-Co wy tu...?-ziewnąłem.
-A przyszliśmy przywitać Ryana.-blondynek usiadł przeciągając się. Również usiadłem i spojrzałem na nich. Przyglądali mi się badawczo bez żadnego słowa.
-No co?-zmarszczyłem brwi.
-Jesteś dziwnie normalny.-powiedział Jack, mrużąc oczy.
-To chyba dobrze.-przetarłem twarz dłonią.
-Niby tak. Staraliśmy się wyciągnąć Ryana z pokoju, ale mówi, że nie najlepiej się czuje i tylko leży w łóżku przykryty po sam nos.-zmarszczyłem brwi i zgarnąłem swoje dresy, szybko je zakładając. Wraz z chłopakami wpadliśmy do pokoju bruneta. Chłopak leżał bez żadnego wyrazu na twarzy a Mikey nachylony tuż nad jego twarzą gładził go po policzku szepcząc coś.
-Co się dzieje?-zapytałem, mierząc ich wzrokiem.
-Rye ma doła.-stwierdził Mikey, wstając z łóżka.
-Nie mam doła źle się czuję.-mruknął kuląc się. Zmierzyłem go wzrokiem i podszedłem do łóżka, usiadłem na jego skraju i położyłem dłoń na jego czole.-Idźcie na dół, ja się ogarnę i zejdę do was.-powiedział po chwili. Chłopcy posłusznie wyszli, ale ja zostałem.-Andy ty też idź.-powiedział, spoglądając na mnie.
-Rye nie masz gorączki. Co się dzieje?-zmierzyłem go badawczym wzrokiem.
-Gorzej się czuje. Może się czymś przy trułem. Po prostu idź, ja się ogarnę i zejdę do was.-westchnąłem i wstałem z łóżka, pogładziłem go po głowie i wyszedłem z pokoju.
Chłopcy czekali w salonie, ale nie było z nimi Brooklyna.
-A gdzie Brook?-zapytałem, stając w drzwiach.
-Dokładnie za tobą.-usłyszałem głos blondynka i obróciłem się. Chłopak trzymał w dłoniach gitarę. Zaskoczony zmierzyłem go wzrokiem.-Proszę.-wręczył mi ją i poszedł od chłopaków na kanapę. Usiadłem na fotelu i zacząłem nastrajać instrument. Dokładnie, kiedy skończyłem, przyszedł do nas Ryana. Usiadł na kanapie, z chłopakami nic się nie odzywając.
Zacząłem grać pierwsze akordy, a chłopcy po chwili podłapali nutę i zaczęli śpiewać. Uśmiechnąłem się na ten widok i spojrzałem na bruneta. On nie śpiewał, patrzył na mnie badawczo, co mnie zastanawiało. Zacząłem śpiewać, a na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech, w czach zabłyszczały iskierki i dołączył się do nas.
Przymknąłem powieki, czułem się tak, jak by muzyka mnie wypełniła, jak by w moich żyłach teraz nie było krwi tylko czysta muzyka. Byłem wolny, a zarazem tak mocno przywiązany niedokończonymi sprawami. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że Brook nie śpiewa, tylko rozlewa do szklanek jakiś alkohol. Przestałem grać, blondynek uniósł szklankę.
-Za to, że znów jesteśmy wszyscy razem.-uśmiechnął się, patrząc na nas z góry.
-Za to, że wreszcie jest dobrze.-dodał Jack stając obok Brooklyna.
-Za to, że nasza przyjaźń przetrwa wszystko.-dołączył do nich szatyn. Uśmiechnąłem się, zagryzając wargę i wziąłem szklankę, wstając i odkładając na fotel gitarę.
-Za to, że wszystko na szczęście się dobrze skończyło.-spojrzałem na Ryana, a ten z uśmiechem zabrał swoją szklankę i wystawił dłoń, rozkładając palce. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc jego gestu.
-Za to, że jesteśmy całą dłonią już bez żadnej rany.-zaśmialiśmy się i wypiliśmy wszyscy duszkiem swoje alkohole.
Z każdą chwilą Brook polewał coraz więcej, aż sam nie wiem, kiedy odstawiliśmy drugą pustą butelkę. Chwiejnym krokiem wracałem z łazienki i zobaczyłem, jak Brooklyn leży na dywanie, a Jack stara się go podnieść. Ja jako jedyny nie byłem aż tak pijany, więc najbardziej kontaktowałem. Jadnak, gdy zobaczyłem jak Rye tańczy wolny taniec z Mikeyem złapałem butelkę w dłoń i wypiłem parę dużych łyków. Muzyka wcale nie byłą wolna, a oni i tak byli przyklejeni do siebie. Opadłem na kanapę i się im przyglądałem. Ręce szatyna błądziły po plecach Rye'a, a on nie był mu dłużny, trzymając je mu swoje na tyłku. Wypiłem kolejne parę łyków, spojrzałem na Brooklyna, chłopak już nie kontaktował, a Jacka co chwilę go unosił trochę i puszczał, że uderzał głową o podłogę budząc się. Spojrzałem na alkohol, który trzymałem w dłoni. Jakiś kolorowy roztwór wódki z różnymi smakami, a i tak to już dla mnie smakował tak samo. Po kolejnych paru łykach poczułem, że jest mi niedobrze. Wstałem prędko i ruszyłem do łazienki. Dokładnie, gdy padłem na podłogę przy toalecie zwymiotowałem. Gdy już wypróżniłem z siebie cały alkohol, oparłem się czołem o kafelki. Kiedy jednak usłyszałem, podniesione głosy z salonu wstałam, spuściłem wodę i obmyłem prędko twarz, wychodząc z łazienki. W salonie stał Patrick naprzeciw Ryana, zaraz za brunetem był Mikey, a na kanapie Jack i Brook. Powoli do nich podszedłem i stanąłem w drzwiach.
-Rye, powiedz mi. Mam u ciebie szanse?-złapał go za dłoń, a chłopak patrzył na niego nietrzeźwo, a zarazem z szokiem.
-Patrick...ja...chyba cię kocham.-wybełkotał, a ja zamrugałem kilkakrotnie oczami z niedowierzaniem. Jasny blondyn uśmiechnął się i przytulił bruneta. Pokiwałem głową z niedowierzaniem i wdrapałem się po schodach i zamknąłem w pokoju. Padłem na łóżko i skuliłem się na nim. Sam nie wiem, kiedy zasnąłem.
-Andy! Andy otwieraj, musisz nam pomóc!-ktoś dobijał się do drzwi, wrzeszcząc przy nich. W pokoju było całkowicie ciemno. Potykając się o własne nogi, podbiegłem pod drzwi i je od kluczyłem. Od razu wpadł na mnie Jack.
-Jazu pali się czy co?-zapytałem, czując ból głowy.
-Ryan, on krwawi...musisz go zawieźć do szpitala.-zmarszczyłem brwi i wybiegłem szybko z pokoju i wbiegłem do pokoju bruneta.
Hej witajcie!
Tak wiem długa przerwa, jednak miałam małe problemy z wattpadem, ale już jestem.
Dużo ludzi pisze, że nie chce końca... Wiem, dla mnie też ostatni rozdział będzie bolesny, jednak spokojnie nie rozstanę się z wami, będę dalej pisać nowe książki.
Dajce znać w komentarzu co sądzicie o tym i jak myślicie, co się mogła stać z Ryanem?
Dedykacja dla:
Kłaniam się w pas i dziękuję za uwagę
CZYTASZ
It is not in me This is part of me-*Randy*
Teen FictionCzwarta część książki "Painkiller" Niby zwykły ośrodek do leczenia uzależnień, ale za dodatkową opłatą można się tam pozbyć również innego problemu. Dla jednych problemu, a dla drugich po prostu normalnego życia. Jak człowiek czuje się po takiej te...