24."How could you?"

289 51 10
                                    

  -Skąd wiedziałeś, że jest tu taki widok?-zapytałem, po chwili odrywając się od niego.

-Brat mnie tu przywiózł raz...jak byliśmy młodsi. Powiedział mi wtedy, że znajdę kogoś właśnie takiego jak te drzewa...-spojrzał nam nie z delikatnym uśmiechem.

-Ben się nie podda tak łatwo.-powiedziałem po chwili ciszy.

-Nie możemy się poddawać, razem damy mu radę.-złapał mnie za dłoń i pogładził ją kciukiem.

-Dobrze, ale jeśli coś będzie ci grozić...zrobię wszystko, żeby cię uratować.-powiedziałam i zacząłem schodzić z góry.

-Andy...-podbiegł do mnie.-Nie pozwalam ci na to.-uśmiechnąłem się do niego i poklepałem go po ramieniu.

-Nie pytam o zgodę.-wsiadłam do samochodu, a po chwili chłopak usiadła za kierownicą. Już w ciszy jechaliśmy pod sam dom mojej ciotki.

Prędko wszedłem do domu i zdjąłem kurtkę, wciskając ją w dłonie bruneta i wszedłem prędko do salonu.  

*Rye*

  Nie chciałem się kłócić z blondynem, ale nie zgadzałam się z jego słowami. Stałam przy drzwiach, trzymając jego kurtkę i byłem jak w innym świecie, cały czas myślałem o tym, że Andy może poświęcić się dla mnie. Ben jest nieobliczalny, nie mogłem się na to zgodzić, lecz nie potrafiłem przegadać blondynowi.

Po chwili się otrząsnąłem i zdjąłem również swoją kurtkę, gdy je powiesiłem, nagle coś upadło na ziemię. Spojrzałem w tamtym kierunku i pobladłem, gdy zobaczyłem broń na podłodze. Spojrzałem w stronę salonu, widziałem ciotkę blondyna, ale stała do mnie plecami. Niepewnie podniosłem broń i obejrzałem ją. Zobaczyłem na niej nazwisko "Fowler" broń należał do ojca Andy'ego. Szybko schowałem ją do wewnętrznej kieszeni jego kurtki i chwilę jeszcze się zatrzymałem przy drzwiach. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka. Mama blondyna mnie przywitała wraz z jego ciocią.

Pani Clara wyglądała nie najlepiej. Blada, podkrążone oczy. Przypominała warzywo, które od środka wyżera złośliwy robak.

-Ciociu co zrobił ci Ben?-zapytał niepewnie Andy, siadając przy niej i łapiąc ją za dłoń.

-Miałam....go leczyć. To ja miałam mu pomóc... Jego nie da się uratować...on jest psychiczny. Uważa, że jego pomoc jest najlepsza. On mnie tak omotał...-przeczesała poplątane włosy dłonią.

-Clara spokojnie wyjdziesz z tego. Musisz tylko odpocząć.-odezwała się mama blondyna i spojrzała po chwili na mnie. -Rye czy mógłbyś ją zaprowadzić do pokoju?-szybko skinąłem głową i pomogłem kobiecie wstać. Powoli wyszliśmy z salonu i weszliśmy do pokoju obok. Pomogłem się cioci Andy'ego położyć i okryłem ją kocem.

-Rye.-złapała mnie za dłoń.

-Tak?-zapytałem, patrząc na nią badawczo.

-Ben...chce ci zrobić krzywdę. On uważa Andy'ego za rzecz, która sam stworzył.-zamrugałem kilkakrotnie, nie dowierzając.-On go nie skrzywdzi...nie fizycznie.-wziąłem głęboki oddech.

-Powiedziała mu to pani?-zapytałem drżącym głosem.

-Nie chcę, żeby wiedział. Tyle przez niego wycierpiał.-zagryzłem wargę, zdenerwowany.

-Co, jeśli on po niego przyjdzie?-kobieta ścisnęła moją dłoń.

-Nie możesz pozwolić mu się do niego zbliżyć. -skinąłem energicznie głową. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, a ja wyszedłem z pokoju. Przy drzwiach do salonu się zatrzymałem.

-Co one robi u nas w domu?-usłyszałem zdenerwowany głos blondyna.

-Zmienił się, wytłumaczył mi to wszystko.-tłumaczyła mu jego matka.

-Dlaczego nie powiedziałaś, że walczył z tatą?-jego głos się załamał.

-Nie chciałam do tego wracać.-chłopak prychnął na jej słowa.

-Chcesz o nim zapomnieć?-głos chłopaka był bliski płaczu.

-Nie. Ale nie chcę wracać do przeszłości. Nikt nie będzie tak doskonały, jak twój ojciec...-wtrącił się jej.

-Dlatego wybrałaś tyrana?-uniósł się, a ja omal nie zdradziłem swojej kryjówki.

-Nie był taki z początku...ale ty wtedy nie zwracałeś na niego uwagi. Dopiero gdy zaczął myśleć poważnie o naszej rodzinie, zaczął się o ciebie bać.-po tych słowach nie wytrzymałem i wszedłem do salonu. Andy na mnie spojrzał, jego oczy były czerwone i szkliste. Bez słowa wyminął mnie i usłyszałem, jak wchodzi do jednego z pomieszczeń.

-Rye daj mu chwilę.-powiedział jego matka i wskazała na kanapę, bym usiadł. Zaprzeczyłem ruchem głowy i ruszyłem w ślad, za blondynem. Poza pokojem pani Clary jeszcze jedne drzwi były zamknięte. Podszedłem pod nie i nacisnąłem na klamkę, po chwili spojrzałem do środka, był to mały pokój, jednoosobowe łóżko, komoda i biurko, a na parapecie siedział skulony blondyn.

-Andy?-szepnąłem niepewnie. Chłopak pociągnął nosem i spojrzał na mnie.

-Nie mogę w to uwierzyć ani mu wybaczyć...nie mogę mu wybaczyć, że zniszczył ci życie.-nie patrzył nam nie, jego wzrok był utkwiony w las za oknem. Podszedłem do niego i położyłem mu dłoń na ramieniu.

-Może zostaniesz tutaj przez jakiś czas? Dopóki nie złapią Bena i nie poukładasz sobie tej nowej sytuacji? Przypilnowałbyś ciotki.-chłopak spojrzał na mnie i oparł brodę o moją dłoń.

-Jeśli zostaniesz ze mną.-postanowił.

-Moi rodzicie już i tak się o mnie martwią za bardzo.-blondyna nagle ucałował mnie w dłoń, patrząc mi w oczy.

-Proszę Rye.-jego oddech załaskotał moją skórę na dłoni. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Chłopak zszedł z parapetu i stanął naprzeciw mnie.

-Mogę zadzwonić i się zapytać...-przyłożył mi palec do ust. Stanął na palcach, żeby mnie pocałować, ale nagle coś zagrzechotało. Spojrzałam szybko na podłogę i zobaczyłem białe opakowanie. Spojrzałem na blondyna, a ten wyminął mnie i położył się na łóżku. Podniosłem opakowanie, nie było żadnej naklejki na nim. Jednak gdy je otworzyłem, od razu poczułem ten charakterystyczny zapach, parę tabletek było przepołowionych, a z nich wysypywał się zielonkawy proszek.

-Andy czy ty...?-spojrzałem na chłopaka, siedział po turecku i przykładał palec do ust, patrząc na mnie z dołu.-Jak mogłeś?-powiedziałem głośniej.

-Rye ty nie rozumiesz.-wybełkotał, ale po chwili zachichotał. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i wybrałem numer do mamy.

-Rye gdzie pojechałeś?-

-Jestem u cioci Andy'ego rozchorowała się i nie miał go kto podwieźć.-

-Dobrze, kiedy wrócisz?-

-Chyba rano.-spojrzałem na blondyna, a ten cały czas mi się przyglądał.

-Dobrze, uważaj na siebie. Rano masz być w domu.-pożegnałem się i rozłączyłem.

-Teraz tu sieć cicho.-wskazałem na łóżko i wyszedłem z pokoju. W salonie znalazłem mamę blondyna, szykowała się do wyjścia.

-O Rye...-podskoczyła, widząc mnie.-Postanowiłam, że zostaniecie na noc, lepiej, żeby Clara miała opiekę, a do tego, żeby Andy na razie nie widywał się ze swoim ojczymem.-skinąłem głową, a kobieta spojrzała za mnie. -Andy gdzie?-przeczesałem nerwowo włosy.

-Andy...zasnął.-starałem się brzmieć wiarygodnie.

-Dobrze. Rano przyjadę.-pożegnała i się wyszła. Odetchnąłem z ulgą i wróciłem do pokoju, w którym był blondyn. Chłopak siedział na łóżku przyglądając mi się.

-Odwyk nie pomógł co?-zapytałem zły.

-Nie wiesz, jak to jest stracić ojca.-wstał i wyszedł z pokoju. Szybko ruszyłem za nim.

-Nic nie jest wytłumaczeniem tego, co robisz.-powiedziałem ostro.

-Przymknij się.-machnął dłonią i zaczął przegrzebywać pudełko z jakimiś rupieciami. Po chwili wyciągnął z niego klucze i założył kurtkę.

-A ty gdzie?-chłopak nie zwrócił na mnie uwagi, po prostu wyszedł z domu. Szybko zgarnąłem kurtkę i wyszedłem za nim.-Andy wracaj do domu.-powiedziałem pół szeptem, by nie zwracać uwagi sąsiadów. Blond chłopak mnie ignorował, ruszył chodnikiem w tylko jemu znanym kierunku. Szybko podbiegłem do niego. Chłopak pociągał nosem, a jego oddech był płytki. Otworzyłem usta, żeby coś wypowiedzieć, ale chłopak nagle wydał z siebie, stłumimy krzyk i wyciągnął broń z kieszeni. Uniosłem dłonie w geście obronnym i patrzyłem na niego przerażony.-A... Andy odłóż to.-wydukałem.

-To wszystko moja wina. Gdybym go powstrzymał...-przyłożył lufę glocka do skroni. Jego dłoń drżała mimowolnie.

-Ty teraz nie myślisz trzeźwo, nie wiesz, co robisz.-mówiłem szybko. Nagle przed oczami zamiast blondyna zobaczyłem Jacoba. On tylko na mnie spojrzał i pociągnął za spust.-Nie.-łzy mimowolnie spłynęły z moich szeroko otwartych oczu na policzki. Nagle oprzytomniałem, blondyn stał oparty o drzewo, a broń leżała na ziemi przy jego nogach.-Andy...-chłopak spojrzał na mnie.

-To nie ma sensu, on nas zabije...zabije jak psy.-pokiwała głowa bezradny.

-Nie pozwolę na to.-powiedziałem stanowczo. Blondyn spojrzał na mnie i prychnął cicho.

-Nie znasz go tak jak ja.-odepchnął się od drzewa i podniósł broń.

-Oddaj mi to.-wyciągnąłem dłoń w jego kierunku. Chłopak schowała ją do wewnętrznej kieszeni kurtki.-Daj mi to.-powtórzyłem stanowczo.

-Ryan daj spokój, jak tak cała sytuacja się wyjaśni to ci ją dam.-wyminął mnie i ruszył w kierunku domu. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy moja komórka zaczęła dzwonić. Na wyświetlaczu zobaczyłem napis "Tata"

-Halo?-

-Możesz mi powiedzieć, dlaczego nam nie powiedziałeś, że byłeś w szpitalu?!-  


Hej witajcie!

Niestety z nie najlepszymi wieściami. Ponieważ jeszcze regularne dodawanie rozdziałów nie wraca, ale nie zapomniałam o was i postaram się jak najszybciej wszystko przywrócić od normy.

A teraz piszcie, jak wam się podobał i czy tęskniliście.

Dedykacja: 

Julita_roadies1

Kłaniam się w pas i dziękuję za uwagę 

It is not in me This is part of me-*Randy*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz