31."Too late."

188 50 15
                                    

*Rye*

  Brat pomógł mi się wdrapać na okno i wybiegliśmy z tego budynku. Jednak gdy się rozejrzałem, zatrzymałem się tak, jak bym dostał bezwładu w nogach. Po chwili upadając na kolana.

-Ryan!-mój brat gwałtownie się zatrzymał. Coś wewnątrz mnie właśnie odcięło mi dopływ tlenu.-Jezu Rye co się dzieje?!-brunet szybko pojawił się przy mnie na ziemi i zaczął mną potrząsać, a ja nagle zachłysnąłem się powietrzem.

-To miejsce...-nagle dźwięk odbezpieczenia broni.

-Tak to jest to sławne miejsce, w którym byli ludzie tacy jak ty psycholu.-Ben stał za nami, celując prosto w Roba. Prędko zasłoniłem go swoim ciałem, a ten zwrócił lufę ku ziemi.-Czy ty szczeniaku myślisz, że to jest śmieszne?-warknął i wcisnął broń w dłoń swojego ojca i podszedł od nas. Jednak gdy złapał mnie za nadgarstek, Rob rzucił się na niego. Nagle strzał i głucha cisza zaraz po nim. Ben odepchnął Roba, ale żaden z nich nie został ranny.-Wstawaj szmato, a ty nie waż się tego powtarzać, bo złamię ci szczękę i odstrzelę łeb.-warknął w kierunku mojego brata. Wierząc w jego groźby, wstałem i podszedłem do niego. Jego dłoń znalazła się na mojej tali.

-Niby nie lubisz gejów, a zachowujesz się jak jeden z nich.-warknął Rob.

-Nic ci do tego cioto.-kopnął go w brzuch, już miałem go obronić, ale Ben szarpnął mnie do tyłu i omal się nie przewróciłem.

-Rob spokojnie załatwię to.-powiedziałem drżącym głosem. Ben zaczął mnie prowadzić w kierunku tego okropnego mężczyzny. -Andy, co się z nim stało z Andym?-zapytałem i sam nie wiem, czy dygotałem z zimna czy strachu.

-A przesłodzona blond dziwka pewnie leży na chodziku.-wzruszył ramionami. Po jego słowach poczułem, jak część mnie staje się czarna i kurczy się sprawiając ból psychiczny.

-Wypuść Roba.-odezwałem się po chwili, gdy obróciłem się i zobaczyłem mojego brata zwijającego się jeszcze z bólu na ziemi.

-Wybacz, ale nie mogę. Nikt mi cię nie odbierze.-uśmiechnął się przerażająco.

-Nie będzie próbował. Zabronię mu tego, obiecuje, tylko go wypuść.-powiedziałem pośpiesznie.

-Rye jesteś zbyt idealny i nie mogę sobie pozwolić na żaden błąd.-wyjął broń za pasa i wycelował w mojego brata.

-Nie!-rzuciłem mu się na dłoń, wycinając ją w stronę nieba. Ben odepchnął mnie, powalając na ziemię. Przy nim czułem się taki słaby.-Ben, Ben! Błagam cię! Nie, nie krzywdź go.-wyłkałem, klęcząc zwrócony w jego kierunku.-Zrobię, zrobię, co zechcesz.-te słowa tak trudno przeszły przez moje gardło.

-Wszystko?-spojrzał na mnie uradowany.

-Tak.-podniosłem się z kolan.

-Zabierz go do domu, a przyprowadź mi resztę.-powiedział i złapał mnie za kark, mocno ściskając. Zaprowadził mnie do tego starego domu i znów do tego pokoju. Ben przekręcił klucz w drzwiach i zostawiając tylko włączone światło lampki i brak okien czułem się jak w pudle bez wyjścia.-Rye...-podszedł do mnie, a ją mimowolnie przesunąłem się do rogu łóżka, kuląc się w kącie.

-Dlaczego ja?-zapytałem drżącym głosem.

-Dlaczego?-uśmiechnął się jak by zawstydzony.-Kiedy poznałem tego blond śmiecia, chciałem go zabić za to, że jest gejem. Jednak jego nocne napady paniki i gadanie przez sen. Właśnie o tobie zaciekawiło mnie. Banalnie było wejść w jego świadomość i dowiedziałem się prawie wszystkiego, co chciałem. Zaintrygowałeś mnie. Później mój ojciec chcąc się ciebie pozbyć, przez idealny zbieg okoliczności podrzucił mi ciebie, a sobie mógł żyć spokojnym życiem.-usiadł na łóżku i złapał mnie za dłoń.

-Czyli ty sobie przywłaszczyłeś mnie jak jakąś rzecz?-zmarszczyłem brwi.

-Wiem, że tylko ja będę mógł sprawić, że będziesz szczęśliwy. Już nigdy więcej ta blond dziwka cię nie zrani.-starałem się nie wybuchnąć na jego słowa, tylko grać w jego gierkę by nikt inny nie ucierpiał.

-Co chcesz w zamian za wolność mojego brata?-Ben uśmiechnął się i nagle usłyszałem trzask za drzwiami.

-Chcę jeszcze coś wiedzieć, zanim się dowiesz, co jest zapłatą...-urwał i przysunął się jeszcze bliżej.-Czy teraz znając całą prawdę. Wiesz, że to tylko ja jestem tym który na ciebie zasługuje?-wszystko wewnątrz mnie aż się ściskało z nerwów.

-Tak teraz już to wiem.-powiedziałem i wymusiłem uśmiech.

-Widzę, że zaczynasz czuć nawet to samo co ja. Też chcesz końca tego blond kurwia co nie?-ożywił się.

-Dokładnie.-starałem się grać, jak najlepiej potrafię.

-A więc właśnie przyjechała twoja zapłata za Roba.-wstał i podszedł do drzwi. Gdy tylko je otworzył, poraziło mnie jasne światło żarówek na korytarzu.-Teraz wiem, że ty mnie też nie zdradzisz. Możesz teraz powiedzieć wszystko, co czujesz, a jutro zapłacisz za brata.-wepchnął do pokoju osobę zakrytą i związaną jakimiś materiałami i wyszedł, zamykając nas na klucz. Niepewnie podszedłem do tej osoby i zacząłem odwiązywać materiał. Gdy tylko się więzy poluźniły, postać wyszarpała się z materiałów, a wtedy zobaczyłem jego twarz. Nie wiele myśląc, wbiłem mu się w usta, całując zachłannie. Blondyn oddał prędko pocałunek, choć na samym początku chciał się wyszarpać.

-Rye tak się martwiłem.-wyłkał, odrywając się ode mnie.

-Cii kochanie już jesteś ze mną.-przytuliłem go, najmocniej jak potrafiłem.

-Boję się.-wyszeptał w moją szyję.

-Obronię cię, obiecuję ci to.-mieszanina emocji w moim ciele wręcz wrzała.

-Oni nas porwali, tak nagle...Brook on...-chłopak się rozpłakał. Mocno go przytuliłem.

-Cii...powiedz mi, gdzie są chłopaki.-odsunąłem go niedaleko od siebie, żeby zobaczyć jego twarz.

-Ja nie wiem. Ojczym nagle przyjechał, nie wiem, gdzie oni są, byli w szpitalu.-na jego ostatnie słowa uniosłem się.

-W szpitalu? Co się stało?-zapytałem szybko.

-Brook on nie oddychał, chłopaki pojechali z nim. Jezu on nie żyje.-blondyn zaczął szarpać się za włosy.

-Andy, Andy, Andy no już spokojnie.-złapałem go za dłonie. Jego roztrzęsione niebieskie tęczówki patrzyły mi prosto w oczy.-Będzie dobrze, wyjdziemy z tego razem.-powiedziałem, poważnie zachowując zimną krew.

-Jak ty to robisz?-pokiwał głową z niedowierzaniem.-We mnie wszystko wrze, emocje rozwalając ciśnieniem moje tętnice. A ty jesteś taki spokojny.-uśmiechnąłem się od niego blado.

-Udało mi się uratować Roba, ciebie i chłopaków też uratuję, nie możemy tracić nadziei.-pogładziłem go po policzku i pocałowałem delikatnie w usta, a on równie delikatnie oddał ten pocałunek.

Nagle dźwięk zamka, oderwałem się prędko od Andy'ego. Widziałem niezrozumienie na twarzy chłopaka.

-Czas na zapłatę za braciszka.-nieprzyjemny głos Bena zadudnił w moich uszach.

-Jaką mam pewność, że jest cały i zdrowy?-chłopak wyciągnął komórkę i podał mi ją.

-H-Halo?-

-Rye synku gdzie jesteś?-

-Mama...-

-Powiedz, gdzie jesteś, zabierzemy cię do domu.-

-Jest Rob w domu?-

-Tak właśnie wrócić cały roztrzęsiony.-

-To dobrze...-nie dął mi dokończyć, tylko wyrwał mi komórkę z dłoni i rozłączył się.

-Mamy zaledwie chwilę na spłacenie twojego brata i wyjeżdżamy.-powiedział szybko i związał blondyna, który patrzył na mnie jak na zdrajcę.

-Spłaciłeś mną swojego brata?-zapytał, gdy Ben zaczął ciągnąć go w stronę drzwi.

-Nie.-powiedziałem szybko.

-Jak to nie. Ta blond dziwka i reszta tej pojebanej zgrai jest przepustką dla jego braciszka.-Ben ścisnął policzki niebieskookiego, a ten spojrzał mi w oczy, a po mocno ściśniętych policzkach zaczęły płynąć łzy.

-Ja nie wiedziałem.-powiedziałem zszokowany.

-Za późno.-wzruszył ramionami Ben i wyszedł, zamykając mnie w pokoju i zostawiając samego.  


Hej witajcie!

Dajcie znać w komentarzach co myślicie o tym rozdziale!

Dedykacja:


Kłaniam się w pas i dziękuję za uwagę

It is not in me This is part of me-*Randy*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz