15."No, no, I do not want to lose my brother."

286 51 13
                                    

  Andy siłą zaciągnął mnie na stołówkę. Jednak ja tylko przewracałem widelcem warzywa, nawet nie podkładając ich do ust. Kątem oka zauważyłem Bena, patrzył na nas z wyższością. Jednak musiał zobaczyć, że na niego patrzę. Nabił na widelec parówkę i zaczął ją ssać, robił to tak obrzydliwie, że pomimo tego, że nic nie zjadłem, zrobiło mi się niedobrze. Kiedy zobaczył, że zaczynam się rozglądać ostatni raz, gdy złapałem z nim kontakt wzrokowy, gwałtownie oderwał zębami część parówki i wypluł ją. Uśmiechnął się i wskazał na mnie i blondyna siedzącego do niego tyłem. Pokiwałem głową z niedowierzaniem i wstałem gwałtownie, co zakończyło się nieprzyjemnym bólem zrobionego odbytu.

  -Rye...?-blondyn zmierzył mnie wzrokiem. Zignorowałem Andy'ego i szybko wyszedłem ze stołówki, w połowie drogi do mojego pokoju ktoś mocno złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę, a następnie zamknął a mocnym uścisku. Mniejszy chłopak mocno mnie tulił, chowając głowę w zagięcie mojej szyi.

Na moment znalazłem się w innym świecie, takim bez problemów bólu i strachu. Jego dłonie mocno trzymały moją koszulkę, bym mu nie uciekł, jego ciepły oddech łaskotał moją szyję. Czułem, jak wyciągam dłoń po zakazany owoc i chcę go złapać i trzymać już do końca. Pragnąłem już nigdy więcej go nie wypuszczać z moich ramion, być z nim każdego dnia, mieć go tylko dla siebie. Jadnak szybko oprzytomniałem i odsunąłem do siebie blondyna.  

-Andy idź do domu.-powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy.

-Rye powiedz mi proszę, co się dzieje. Martwię się o ciebie.-pogładził mnie po policzku. Nagle za nim zobaczyłem, jak ze stołówki wychodzi Ben. Nie wiele myśląc, wepchnąłem blondyna do drzwi prowadzących w stronę wyjścia.

-Idź i nie wracaj tu więcej.-powiedziałem twardo i szybko wróciłem na korytarz.

-Ryana co cię napadło?!-usłyszałem za sobą. Odwróciłem się i widziałem, jak całej sytuacji przygląda się Ben.

-Przepraszam Andy...-szepnąłem niesłyszalnie.-Niech go ktoś zabierze! Nie chcę go tutaj!-niezrozumienie na twarzy blondyna bolało tak mocno, że parę łez spłynęło po moich policzkach. Po chwili przybiegli ochroniarze, wykręcili ręce starszego chłopak i wyprowadzili go, nie pozwolili mu nawet dojść do słowa. Kiedy zobaczyłem przez szklane drzwi, jak wyprowadzają go na zewnątrz, wadziłem, jak się szarpał, kopał i starł się wrócić.

Oparłem się o ścianę i zacząłem płakać, zakrywając usta dłońmi, by nie wydać z siebie żadnego szlochu. Nagle Ben stanął naprzeciw mnie i pogładził po policzku, następnie składając na nim pocałunek.

-Dobry chłopczyk.-wyszeptał i odszedł. Czułem się tak okropnie. Pragnąłem znów poczuć ramiona Andy'ego jak mnie obejmuje i tuli.  

*Andy*

  Zaskoczony zachowaniem Ryana wróciłem do mojego domu rodzinnego. Musiałem porozmawiać z mamą. Niepewnie wszedłem do środka i zobaczyłem od razu w salonie śpiącego na kanapie mojego ojczyma. Cicho wszedłem do kuchni i zobaczyłem moją matkę. Siedział do mnie tyłem, a nad nią unosił się dym tytoniowy.

-Od kiedy palisz?-szepnąłem. Moja rodzicielka podskoczyła na krześle i spojrzał na mnie zaskoczona.

-Andy gdzieś ty się podziewał?-podeszła prędko do mnie i przytuliła.

-Możemy porozmawiać?-kiedy mnie uścisnęła, poczułem, że powoli pękam.

-Jasne synku tylko może wyjdziemy z domu.-złapała mnie za dłoń i wyprowadziła z domu. Zaczęliśmy powoli iść wzdłuż drogi.-No to opowiadaj. Dajesz radę z Ryanem w jednym domu? Ja wiem, że to był najgorszy pomysł, ale jedyny...-przerwałem jej.

-Zabrali go.-powiedziałem szybko.

-Gdzie?-spojrzałem na nią.

-Do tego ośrodka co mnie wysłaliście.-spuściłem wzrok na ziemię.

-Jak to się stało?-zatrzymałem się, nie mogąc powstrzymać łez. Ponownie świadomość o tym, że to wszystko moja wina niszczyła mnie. Pociągnąłem nosem i spojrzałem na nią.

-Ta terapia...ja powiedziałem Ryanowi, że nie jestem gejem i nie chcę już z nim być...-drżące powietrze wypuszczałem ustami.-On się z tym pogodził...ale ja nie. Kiedy do niego dzwoniłaś. Pytałaś, co się dzieje. Ja wtedy chciałem znów to zrobić...-starłem dłonią łzy, zagryzając dolną wargę.-On tam jest przeze mnie. Zostawiłem go tam...ja go pobiłem.-moja rodzicielka patrzyła na mnie zszokowana, ale również ze współczuciem.-Powiedz coś.-powiedziałem błagalnie po długiej chwili ciszy.

-Synku Ryan wyjdzie z tego ośrodka i nic się nie zmieni, zobaczysz.-pogładził mnie po policzku.

-Wiesz co, w tym wszystkim jest najgorsze?-spojrzałem na nią, pociągając nosem. Ona pokiwała, głową przecząc.-To, że nie wrócę już nigdy do domu.-oblizałem usta i spojrzałem za siebie.

-Nie mów tak, przecież możesz z nami mieszkać.-prychnąłem na jej słowa.

-Bycie gejem to nie choroba. Mamo ja, nie jestem wyleczony z czegoś, czego nie da się wyleczyć. To nie jest we mnie. To jest część mnie.-uderzyłem dłonią w moją pierś parę razy.

-Synku ja nie chcę, żebyś się zmieniał. Daj mi parę tygodni, a jak wrócisz od domu, nikt cię nie będzie obwiniał o to, kim naprawdę jesteś.-zapewniła mnie i przytuliła.

-Dziękuje mamo.-wyszeptałem, mocno ją przytulając. Po chwili się od niej oderwałem i zobaczyłem, że za nią stoją chłopcy.

-Andy możemy przyjechać do Ryana!-wykrzyczał radośnie blondynek i rzucił mi się na szyję. Zaskoczony po chwili go objąłem.

-Synku ja muszę wracać do domu. Zobaczysz, wszystko się ułoży.-pożegnała się ze mną i chłopakami moja rodzicielka i odeszła w kierunku domu.

-Jak się dowiedziałeś, że możesz do niego jechać?-zapytałem i spojrzałem na Brooka.

-Zadzwonili do mnie.-spojrzał na resztę.

-Andy! Brook! Mikey! Jack!-nagle usłyszałem dziecięcy głos za sobą. Odwróciłem się gwałtownie i zobaczyłem za sobą braci Ryana.

-Sammie, Shawn. Co wy tu robicie?-zapytałem i przytuliłem ich.

-Wyszliśmy z na spacer i z nami jest Rob. Gdzie Rye?-na ich słowa pobladłem. Może powiedzieć im prawdę. Spojrzałem na chłopaków. Zaczęli kiwać głową, nie zgadzając się, tak jak by mi czytali w myślach.

-Rye...Rye jest w domu.-starałem się brzmieć wiarygodnie.

-Hej gdzie mój brachol?-przywitał się z nami jego trzeci brat.

-W domu.-powiedział prędko Jack.

-Coś domu nie odwiedza. Powiedźcie mu, że mama chciałaby go zobaczyć.-uśmiechnął się do nas.

-Jasne powiemy mu. Wpadnie tam za niedługo.-spojrzałem na Mikeya, który z maską kłamstwa na twarzy zwrócił się do braci Ryana.

-Skoro już się spotkaliśmy. Rye dużo mi o was opowiadał. Może wyskoczymy na jakieś piwko?-spojrzeliśmy na siebie.

-W sumie czemu nie. Chodźmy.-uśmiechnąłem się i ruszyliśmy do pobliskiego baru.

Po paru piwach rozmawia, coraz lepiej nam się kleiła. Dowiedzieliśmy się, że Rob pracował z ojcem Ryana na budowach w Hiszpanii, ale gdy zeszliśmy na temat tego kraju i bruneta, chłopak posmutniał.

-Wiecie co? Pewnego dnia przyszedł do nas Rye. Czułem, że chciał mi coś powiedzieć. Przerwali, nam rodzicie. Do dzisiaj żałuje, że go nie zatrzymałem. On chyba potrzebował mojej pomocy.-powiedział i wziął dużego łyka alkoholu.

-A domyślasz się, co mógł próbować ci powiedzieć?-drążyłem temat i widziałem za chłopakiem, jak reszta bawi się z bliźniakami, więc Rob nie będzie musiał się martwić, że jego młodsi bracia mogą się dowiedzieć czegoś niestosownego o Ryanie.

-Boje się, że on nie jest hetero.-powiedział po chwili zastanowienia. Spojrzałem na niego szybko zaciekawiony.

-A jeśli by nie był to co?-palnąłem bez namysłu.

-Ojciec by go znienawidził.-westchnął i upił kolejnego łyka.-Może przed Hiszpanią...-urwał nagle.

-Co takiego wydarzyło się w Hiszpanii?-zapytałem niepewnie.

-Na naszych oczach zamordowali parę gejów. Ojciec dowiedział się później, że byli homo. Nasz pracodawca polecił mu, żeby nas pilnował, bo już nie raz był świadkiem takiego zdarzenia. On się o nas boi to tyle, nie jest chorym homofobem.-jego ręką drżała, gdy chciał ponownie przyłożyć butelkę do ust. Sprawnie go zatrzymałem.

-Tobie już wystarczy.-uśmiechnąłem się blado.

-Andy powiedz mi. Czy Rye jest gejem.-palnął nagle łapiąc mnie za przedramię. Spojrzałem na niego zaskoczony.

-Rob...ja tego nie wiem.-spojrzałem mu w oczy.

-Jest, widzę, że kłamiesz.-puścił prędko moją dłoń.-Nie, nie, nie chcę stracić brata.-przeczesał nerwowo włosy.

-Nie stracisz...przecież ci mówię, że nie wiem. ALE...jeśli by był, to nie możesz doprowadzić do tego, by wasz ojciec miał mu to za złe.-mówiłem do niego stanowczo.

-On go wydziedziczy.-mruknął i wstał od baru, po chwili wychodząc wraz z bliźniakami.

-Andy o czy wy rozmawialiście?-zapytał od razu Jack.

-O...jego sytuacji w rodzinie.-ruszyłem do wyjścia, nie patrząc na nich. Jadnak przy drzwiach ktoś mocno złapał mnie za dłoń.

-Czyli?-spojrzałem na blondynka, który trzymał mnie za rękę.

-To, że jak jego ojciec się dowie, że jest gejem, to go wydziedziczy.-powiedziałem, unosząc się, przez co parę osób w barze na mnie spojrzało, jednak się nimi nie przejąłem. Wyszarpałem rękę i wyszedłem, trzaskając drzwiami i ruszyłem szybko w stronę parku. Po chwili chłopcy podbiegli do mnie, zatrzymując, zabiegając mi drogę, jednak zanim Mikey zaczął na mnie wrzeszczeć, ktoś mu się w trącił.

-Jak to moja syn gejem!?-spojrzałem szybko za siebie przerażony. Ojciec Ryana stał za mną i wskazywał na mnie palcem.  


  Hej witajcie!

Dajcie znać w komentarzach, jak wam się ten rozdział podobał.  

Dedykacja dla:

Jola9598

Kłaniam się w pas i dziękuję za uwagę





It is not in me This is part of me-*Randy*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz