Nierozpoczynający początek

4.1K 268 135
                                    

"Biały Królik nałożył okulary  Od czego mam zacząć, Wasza Królewska Mość? zapytał.

Zacznij od początku  odpowiedział z powagą Król i czytaj, aż dojdziesz do końca, a potem przestań."

~ Lewis Carroll, "Alicja w Krainie Czarów"

Promienie słońca przebijały się do pokoju Ani przez okno. Wąskie smugi światła zdawały się przecinać powietrze, niczym płomieniem świecy przywłaszczając sobie kawałek nieswojej przestrzeni. Było zbyt wcześnie, by schodzić na śniadanie, Maryla zapewne wciąż spała, cicho pochrapując pod pierzastą kołdrą z twarzą pokrytą siwiejącymi włosami, rozrzuconymi wokół głowy, niczym aureola anioła, jakim była dla Ani. Surowego, często złośliwego i nadąsanego, ale wciąż anioła. Rudowłosa dziewczynka siedziała na ziemi, obserwując, jak kurz leniwie unosi się w blasku promienia i powoli wyciągnęła rękę w jego stronę, po chwili czując, jak przyjemne ciepło ogarnia jej dłoń. Ciepło przyciągnęło ją, a zaraz cała była skąpana w świetle poranka, oglądając, jak nowy dzień, jej czysta karta, właśnie się zaczyna. Zauważyła ptaszka, rudzika, którego śpiew pomimo zamkniętego okna zdawała się słyszeć, choć żaden prawdziwy dźwięk nie dobiegał do jej uszu. Ten w jej wyobraźni był perfekcyjny, nieodbiegający urokowi najlepszej orkiestrze świata.

Drobny ptaszek o rudym brzuszku, skakał po gałęziach, lekko odbijając się po koronie drzew. Ania mu zazdrościła, w końcu tyle razy wyobrażała sobie, że jest ptakiem, że czuje, jak wiatr owiewa ją całą, mierzwiąc jej drobne piórka, a ona zapomina się w locie i szybuje, tak wysoko, że świat maleje, aż wreszcie staje się tak drobny, że może dolecieć stamtąd, gdzie tylko chce. Wtedy cały świat był jej, nic jej już nie ograniczało, przestrzeń, powietrze, morza i ląd nie liczyły się wcale, gdy unosiła się na błękitnym niebie, a nikt i nic nie mogło jej zatrzymać. Chciała być beztroska jak mewy, bez kresu pokonujące kilometry nad morskimi falami albo jak jastrzębie, dumnie szybujące wśród gałęzi drzew, ale wiedziała, że gdyby miała być ptakiem, byłaby właśnie rudzikiem.

I właśnie w tamtej chwili zrobiło jej się żal biednego stworzonka. Serce zaczęło jej bić szybciej, jakby ze strachu, że ptaszkowi może stać się krzywda, chociaż nic mu nie groziło. Ania chciała przebić się przez szkło, byleby dostać się do zwierzątka. Zauważyła, że ptak był zupełnie sam, choć w Avonlea było ich wiele. Jego rudy brzuszek promieniał, odbijając blask słońca, równie mocno rzucając się w oczy, co włosy Ani, gdy samotnie spacerowała przez las. Czy to właśnie przez jego upierzenie był sam? Dziewczynka zapytała go o to, smutno szepcząc do szyby, gdzie, kilka metrów od niej, zwierzątko przystanęło i grzało się w cieple słońca. Gdy Ania skupiła wzrok na szybie, dostrzegła siebie, a gdy wzrok się wyostrzył, znów dostrzegła rudzika i nie miała wątpliwości, że ptaszek był nią. Położyła rękę na oknie, chciała pokazać rudzikowi, że nie jest sam, że ona też tam jest, tuż obok, zaledwie po drugiej stronie szkła. Wtedy przyleciał drugi ptak, sprawiając, że serce dziewczyny powróciło do normalnego rytmu, a przerażenie, że zwierzątko jest równie samotne, co ona, całkowicie minęło.

Drugi ptaszek był nieco większy od rudzika, całkiem podobny, choć pióra na główce i skrzydłach miał czarne, a nie szare, a zamiast rudego, niczym wiosenne liście brzuszka, miał czerwony, wyróżniający się równie cudownie, co kropla krwi, która kapnęła na śnieg, gdy matka królewny Śnieżki wyobrażała sobie swoją idealną córkę. Tak, ten ptaszek był iście królewski, aż dziwne, że zdecydował się usiąść obok zwykłego, maleńkiego rudzika. Ania przypomniała sobie nazwę większego z ptaków, był to gil. To właśnie on ze wszystkich ptaków na Wyspie Księcia Edwarda zdecydował się odgonić samotność od maleńkiego przyjaciela. W pierwszej chwili wydało się to Ani przecudowne, w następnej pomyślała, "rudzik i gil? razem?" i cicho pisnęła pod nosem, zasłaniając firanę, by już nie oglądać zwierzątek.

ImaginacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz