Groby smutku samotnej miłości

1.6K 182 38
                                    

 Mówią, że czas leczy rany.

Mówią, że to żywych trzeba żałować, nie zmarłych.

Mówią, że gdy w sercu jest blizna, to znaczy, że rana się zagoiła.

Ludzie mówią, a czas mija, nie lecząc.

Wciąż mówią, błagając o powrót bliskich.

Nie przestają mówić, gdy blizna piecze jak tysiące ogni.  

"Godzina za godziną niepojęcie chodzi"

Nieważne, jak bardzo się staramy, ile byśmy sprzedali, poświęcili i błagali, nie jesteśmy w stanie zatrzymać czasu. Nikt nie może nad nim zapanować, czas rządził się swoimi prawami, dając i odbierając. Wszyscy wiedzą, że nasz największy dar, życie, jest nam tylko pożyczone, ale czasami pożyczka trwa zbyt krótko, kosztując nas przy tym zbyt wiele. Ludzie potrafią zapomnieć na chwilę o dręczących ich problemach, pogrążyć się w codzienności, która pozwala im na normalność. Niestety czas się zapętla. Nie było bez słońca i księżyca, nie było go bez mijających pór roku, kwitnących kwiatów, sypiącego śniegu, gorącego słońca i opadłych liści. Dlatego powstały rocznice, bo wtedy człowiek wspomina czas straty, czuje się dokładnie jak wtedy, gdy opuściło go coś ważnego i upływający czas przestaje mieć znaczenie. Dwa lata wcześniej sypał śnieg, jak teraz, choć wiosna już niedługo miała zawitać u progu wyspy. Wszystko było takie samo.

"Był przodek, byłeś ty sam, potomek się rodzi"

Nazywano ich synami marnotrawnymi, dwóch Blytheów, ostatnich w rodzie, noszących to nazwisko. Kiedyś ta rodzina była wielka, pełna kuzynów, ciotek, babć, później oni dwaj, teraz Gilbert samotnie uśmiechał się w stronę losu. Czas odebrał mu tak wiele, a mimo to, wciąż nieubłaganie parł do przodu. Najpierw Gilbert stracił matkę, nie mając okazji nawet jej poznać, pokochać tak jak powinien, ominęło go wszystko, czego tak bardzo pragnął, nawet najważniejsze, możliwość powiedzieć, że ją kochał. Była dla niego obca, kochał ją, bo powinien darzyć ją takim uczuciem, ale jej śmierć nie była dla niego bolesna. Dwa lata wcześniej stracił ojca, swoją jedyną rodzinę, swoją tarczę, bez której nie potrafił żyć, a był do tego zmuszony. Pozostało mu po nim niewiele, bo żyli skromnie, bez większych zachcianek, zbędnych im do przetrwania. Ojciec znał go najlepiej, wiedział, co dla niego najlepsze, nawet gdy nie potrafili się zrozumieć. John Blythe wychowywał go, był dla Gilberta całym światem, dla którego porzuciłby nawet naukę, byleby mężczyzna stał tu teraz obok. Na to nie było szansy.

"Krótka rozprawa: jutro - coś dziś jest, nie będziesz"

Gilbert oczekiwał jakiejś zmiany, myślał, że wreszcie zapomni o stracie i ruszy dalej, skupiając się na sobie. Wszystko się zmieniało, faktycznie, on sam również w niejednym nie przypominał już dawnego siebie. Wciąż mógł nazywać siebie Gilbertem Blythem, choć ten, który stał nad grobem poprzednim razem, w czarnym garniturze i czarnym płaszczu, nie wiedział tego, co on, i nie widział nawet połowy cudów, które miał okazję ujrzeć w czasie podróży. Tak bardzo doceniał wtedy życie, zrozumiał, że poza rodziną ważne są również przyjaźnie. Dla niego szczególnie ważną była ta z Bashem, który nawet teraz, w pozornie nieważnej sytuacji, stał wśród śniegu, którego tak nienawidził, tylko po to, by Gilbert nie był sam. Zamienił rodzinę na przyjaciół, którzy stali się dla niego niemalże równie bliscy. Wszystko się zmienia, ale czy zawsze na gorsze? 

"A żeś był, nieboszczyka imienia nabędziesz"

Jego ojciec chorował długo, silnie stawiając czoła okropnej chorobie. Nie był najmłodszy. Gilbert, jego pierwszy i jedyny syn, jedyne dziecko, pojawił się na świecie, gdy ten miał już skończone czterdzieści lat. Z głowy Johna nigdy nie wyparowały wspomnienia strachu, że może nigdy nie będzie miał dzieci, w końcu starali się o niego tak długo. Gdy jego żonie udało się zajść w ciążę, myślał, że nigdy nie będzie szczęśliwszy, wszystko stało się warte czekania, a świat nabrał kolorów. Rzeczywistość uderzyła go ponownie, gdy okazało się, że chłopiec nie rozwijał się w łonie tak, jak powinien. Nie odwrócił się, choć nadszedł czas porodu, przez cały czas był zwrócony stopami w stronę świata. Starszy Blythe wiedział, jak miał się czuć, gdy dziecko wreszcie znalazło się w jego ramionach, a jego serce powoli pękało na myśl, że już nigdy nie chwyci w nie własnej żony.

ImaginacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz