Niemoc w obliczu słabości

2.4K 234 84
                                    

"Czy to nie smutne, że większość ludzi musi zachorować, by zdać sobie sprawę z cudowności życia?"

~ Jostein Gaarder "Świat Zofii"

Całe zdarzenie pierwszego dnia szkoły nie mogło obejść się bez echa. Co więcej, wydarzenie to, niczym krzyk w pustej jaskini, odbijało się przez cały miesiąc, nie omijając przy tym domu największej znawczyni ploteczek w całym mieście, Małgorzaty Lynde. Małgorzata, jeszcze tego samego dnia, nie omieszkała udać się do domu swojej przyjaciółki i naopowiadać jej przejaskrawionych i niepowściągliwych historii o Ani, jak to dziewczynka, zamiast chodzić do szkoły, harcuje gdzieś z młodzieńcem Blythe'ów, a nawet ostrzegała ją, by w razie problemów nie unikała użycia pasa. Po długiej rozmowie, jednak udało się Maryli dojść do słowa i wytłumaczyć pani Lynde, jak sytuacja wyglądała naprawdę. W końcu tego dnia, sama wyciągała Anię z łóżka. Plotki niosły się po małym miasteczku, ale z czasem cichły, ograniczając się jedynie do murów szkoły, gdzie Ania sama radziła sobie z docinkami. Dokuczano jej zawsze i pewnie będzie tak do końca życia, które w jej oczach zdawało się trwać jeszcze monumentalne długo, nim uda jej się dożyć do wieku, chociażby pani Cuthbert, przez co równe bezgraniczna wydawała jej się ilość nieprzyjemności, z którymi będzie musiała się borykać.

Pierwszy dzień szkoły musiał być dla niej jak zły omen, bo gdy tylko sprawa ucichła i jej życie powoli wracało do spokojnego rytmu, a jej wrogowie dopiero zaczynali szukać nowego powodu do złośliwości, dziewczynka poczuła chyba najgorszy ból, jaki na ten czas mogła sobie wyobrazić. Tym razem nie był on emocjonalny, a fizyczny, gdy wysoka gorączka, białe od zakażenia gardło i kłujący, jak milion noży ból brzucha, uniemożliwiały jej prowadzenie spokojnej codzienności. Choroba to straszna rzecz, ale gdy ma się wyobraźnię panny Shirley-Cuthbert, to całkowita katorga, ból dorównujący swym rozmiarem mękom Tantala. Dla Mateusza i Maryli było ogromnym wyzwaniem, by dopilnować, aby dziewczynka wreszcie powróciła do zdrowia, nie cierpiąc zbyt wiele. Mateusz Cuthbert nie zastanawiał się długo nad wyjazdem po specjalistę do samego Charlottetown, gdy dwa dni wcześniej, Ania wróciła do domu o bladej twarzy, nawet jak na jej jasną cerę. Była wtedy jak mimoza, bardzo delikatna, nadmiernie wrażliwa i nie tryskała energią, jak zawsze, jedynie anemicznie dociągnęła się do domu i poszła spać bez kolacji, a takie zachowanie w środku dnia zdziwiłoby każdego, kto ją znał.

Czyż musiało mnie spotkać coś tak strasznego? Zastanawiała się wtedy. Ból gardła odebrał jej głos prawie że całkowicie, choć i tak nie miała siły, by się odzywać, a jej wyobraźnia niemalże na klęczkach starała się utrzymać dziewczynkę w świadomości, że wciąż jest w stanie wyzdrowieć. Ania panikowała, jak przy pierwszej miesiączce, gdy z góry wysnuła wniosek, że na tej Ziemi zostało jej już niezwykle niewiele czasu. Choć z początku przez objawy obawiano się gruźlicy, okazało się, że jest to jednak angina, z którą dziewczynka z trudem, ale powinna sobie poradzić. Nie była to najgorsza z odmian tej choroby. To wszystko znaczyło, że Ania musiała pozostać w domu przez następne dwa tygodnie, pozwalając tym samym, by Gilbert wyprzedził ją w nauce, by panna Stacy znalazła sobie nową bratnią duszę wśród uczennic w klasie i, by Diana jednak postanowiła, żeby Ruby już do końca roku będzie siedziała z nią w ławce. Oh, ile Ania by oddała, aby móc teraz siedzieć na lekcji, a nawet z uśmiechem pozwoliłaby Billy'emu Andrewsowi, by nabijał się z niej, ile tylko chce. Przyjęłaby te obelgi z dumą, tylko niech ktoś zabierze w dal cały ten ból, który odczuwała.

Niech wszystkie diabły pochłoną w czeluści piekielne, chorobę, która teraz pochłaniała jej ciało! Niech zabiorą ze sobą zimne kompresy, okropne wywary z czosnku, cebuli, cytryny i miodu, które przyrządzała jej do picia Maryla. Czy to miało jakikolwiek sens? Przygotowywanie jej czegokolwiek do picia, skoro nie mogła połknąć chociaż śliny? Jedynym plusem, całej tej sytuacji, był czas, który poświęcał jej Mateusz, nie pozwalając, by jego kochana dziewczynka była sama w takim stanie, choć zachowywał pewną odległość, bo wiedział, że gdyby się zaraził, Ania nie wybaczyłaby sobie, że z jej winy w tym wieku zapadł na tak ciężką chorobę. Nie mógł jej jednak zostawić samej sobie, więc zrobił to, do czego nie umiał zmusić się od czasów szkolnych i chwycił za książki, powoli składając litery w słowa i słowa w zdania. Formował dla Ani historie, których jeszcze sama nie zdążyła przeczytać. Mężczyzna musiał przyznać, że gdy sam chodził do szkoły, czytanie szło mu znacznie lepiej, ale i teraz robił to bezbłędnie.

ImaginacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz