Bilet na krótkie zawsze

2.1K 205 49
                                    

"Gdy usłyszałem ten dźwięk, gdy mury upadać zaczynały, pomyślałem o tobie.

I gdy starość ogarnie mą skórę, gdy mój oddech chłodem zawieje, będę myśleć o tobie"

~ Rory Graham, "Skin"

Ania stała na pierwszym stopniu płotu, jak zwykle o tej porze wyczekując listonosza. Od dłuższego czasu korespondowała z Colem. Wzajemnie wysyłali do siebie listy, by ich przyjaźń nie minęła, żadne z nich nie miało zamiaru zapominać o tym drugim. Byli bratnimi duszami, Cole był niemalże równie bliski jej sercu co Diana. Głowa Ani była wypełniona niemalże niekończącą się liczbą pomysłów, które realizowała opowiadając historie i kierując życie tak, by ciekawie tworzyło jej własne. Głowa Cole'a była równie zapełniona pomysłami, z tą różnicą, że jej okazywanie było nieco trudniejsze niż w przypadku Ani. To, co w nim siedziało, nie wychodziło po prostu, przez usta, przez słowa, w sposób, który można było wytłumaczyć. Chłopak każdą swoją myśl miał uporządkowaną, w idealnej harmonii, by jego rysunki i rzeźby stawały się prawdziwymi dziełami sztuki. Nie było dla niego miejsca na natłok i chaos, który panował w myślach Ani, a pomimo tej znaczącej różnicy, dziewczynka była mu najbliższą artystyczną duszą, jaką w życiu spotkał.

Dlatego nie chciał stracić kontaktu z radosną, rudowłosą przyjaciółką. Ania rozumiała go jak nikt inny. Jednak pani Josephine rozumiała go w nieco ważniejszej kwestii, niż ta artystycznej duszy, rozumiała go w sprawie miłości. Trudne było dla niego to, czego doświadczał. Był dziwadłem i zdawał sobie z tego sprawę. Chłopak, który uczuciem jest w stanie obdarzyć tylko innych chłopców? To było nienaturalnie, dla niektórych obrzydliwe i zdecydowanie zbyt dziwne, by mógł sam siebie zaakceptować. Ania akceptowała go w pełni, dla niej nieważne było, kto w kim się zakochuje, najważniejsze było uczucie, którym darzą siebie nawzajem dwie osoby, bez różnicy kim były. Miłość to miłość. Najpiękniejsze romantyczne uczucie, na które ludzie mogli sobie zasłużyć. Dobrze było wiedzieć, że są na świecie ludzie, którzy akceptują w pełni to, jakim był.

Minionej wiosny, Cole dostał propozycje od pani Jo, dotyczącą tego, że może u niej zamieszkać. Wahając się, w ostatniej chwili zdecydował, że się na to zgadza, porzucając swoich przyjaciół na dworcu, niemalże nie dając im czasu na pożegnanie. Przeprowadzka z Avonlea do Charlottetown nie była zupełnie tragiczna, w razie czego, gdyby się rozmyślił, zawsze mógł wsiąść w pociąg i wrócić do domu. Jego dalsze mieszkanie z Jo wiązało się z kolejnym wyrzeczeniem, musiał opuścić Wyspę Księcia Edwarda, musiał opuścić Kanadę. By nie być zmuszonym do powrotu do domu, błagania matki o wybaczenie i przyjęcie z powrotem do tych potwornych warunków, musiał zgodzić się na wyjazd do Paryża. Będzie musiał na kilka lat opuścić wyspę, gdzie zacznie nowe życie w nowym miejscu. Na co się zgodził, pełen wątpliwości i strachu. W swojej przyszłości widział tylko sztukę, nie umiał z niej zrezygnować, dla nikogo i niczego, więc gdy tylko Ania przeczytała ostatni list od swojego przyjaciela, w jej oczach od razu pojawiły się łzy.

Listonosz lekko wychylił się z dorożki, żeby podać rudowłosej dziewczynce odpowiedź na list, który niedawno wysłała do Cole'a, opowiadając w nim swoją ostatnią przygodę w szkole i nowe opowiadanie o piratach. Spodziewała się otrzymać odpowiedź, jaki to Billy Andrews jest beznadziejny i Ania nie musi się nim przejmować, no i oczywiście, że Cole opowie jej nową historię, która przydarzyła mu się u ciotki Diany, oraz wyśle Ani jakiś obrazek jego autorstwa, albo opisze swoją nową rzeźbę, by jego przyjaciółka mogła oglądać ją oczami wyobraźni. List otworzyła dopiero w domu, powoli odłożyła kopertę na biurko, obok sterty jej poprzednich listów, oraz swoich niewysłanych wersji, które uznała za nieidealne, ale treścią przypominającym te wysłane, by wiedzieć, co pisały obie strony, gdy kiedyś będzie je czytać.

ImaginacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz