"Dom jest takim miejscem, do którego zawsze zostaniesz wpuszczony, kiedy zapukasz do drzwi"
~ Stephen King "Bastion"
Cole nie marzył o niczym innym tak bardzo, jak o możliwości powrotu do Avonlea. Chociaż nie, była jeszcze jedna taka rzecz, móc wrócić do Paryża i zabrać ze sobą przyjaciół. W sumie nie ważne gdzie by był, ważne, żeby byli z nim wszyscy, na których mu zależało. Niestety, był zmuszony do wyboru i choć te dwa miesiące z pewnością będą cudowne, jego serce wciąż głośno krzyczało z tęsknoty za miłością. Widok szczęśliwej Ani i Gilberta jedynie go dobijał, a nawet Diana chodziła nieobecna, zawsze z głową w chmurach, na co Ania powiedziała mu, że to mogło mieć coś wspólnego z chłopcem o nazwisku Wright. Ostatnim, czego Cole teraz pragnął, było pozostać samemu, a przecież tak to się właśnie skończy, bo choć przyjaciele spędzili z nim cały wieczór, noc i dzień do popołudnia, wreszcie przyszedł czas pożegnania. Całą trójką zapakowali się na powóz, którym Gilbert bezpiecznie odwiezie dziewczynki na miejsce.
Cole już czuł, jak bardzo mu się bez nich nudzi. Miał wrażenie, że będzie tęsknić nawet za Blythe'em. Nigdy wcześniej nie zdarzało mu się rozmawiać z nim tak często, ale po ostatnim dniu spokojnie mógł stwierdzić, że Gilbert zasłużył sobie na miano tak lubianego, jakim był, chyba przez wszystkich. Nim odeszli, Cole pożegnał się ze wszystkimi, wyciągając dłoń do kolegi, ściskając najpierw Dianę, a potem Anię, ciągle czując na sobie wzrok jej chłopca, a jego zazdrość sprawiła, że na twarz Cole'a wpłynął nikły uśmiech. Wiedział, że zostawia Anię w najlepszych rękach, a z tego, co wiedział o Fredzie Wrightcie, domyślał się, że i druga z jego przyjaciółek długo nie będzie tonąc w samotności. Nie oszukując się, na skarb równy temu, który Mackenzie zostawił za sobą w we Francji.
— Naprawdę chciałbym móc teraz z wami pojechać — rozmarzył się, ale nie mógł tych słów trzymać cały czas dla siebie. One i tak dobrze o tym wiedziały, a ta myśl i rozważania na temat możliwości również kołatały się gdzieś na dnie i ich umysłów.
— To dlaczego tego nie zrobisz? — zapytał Gilbert, nie do końca wtajemniczony we wszystkie szczegóły.
— Moja rodzina nie przyjmie mnie z powrotem, jeżeli nie zobowiąże się zostać i do końca życia pracować tam jako farmer. Moje życie byłoby piekłem, jeżeli tam wrócę... — odpowiadał Cole, całkiem szczerze — moja noga już raczej nigdy nie postanie w Avonlea — dodał smutno.
— Może gdybym porozmawiała z rodzicami, to zgodziliby się ciebie przyjąć. Chociaż na kilka dni. Mamy duży dom. Powiem, że wysyła cię do nas ciocia Josephine. Może pozwolą ci zając jej pokój — Diana myślała na głos, wierząc w spełnienie własnych słów.
— A może zamieszkaj u mnie? — zaproponował mu Gilbert.
— Ni-e, nie mógłbym. To nie jest coś, o-o co mógłby cię prosić. Nie chcę robić problemu — odpowiedział Mackenzie, całkowicie zdziwiony niecodzienną propozycją.
Chłopcy ledwo się znali. Cole był przekonany, że Gilbert mówi to tylko ze względu na Anię, w głębi serca licząc, że propozycja zostanie odrzucona, właśnie dlatego została. Faktycznie się nie znali, bo gdyby tak było, Cole wiedziałby, że Blythe pytał całkowicie szczerze. Zielone Wzgórza również pozwalały wynajmować swój pokój obcym, w zamian za zapłatę. Gilbert w zamian za mieszkanie zaproponował, by ten pracował w polu razem z nim i Bashem, w ten sposób, rekompensując sobie pobyt u niego w domu. To nie byłaby przysługa, tylko czysta inwestycja i Cole nie byłby mu nic winny. Uśmiech z twarzy Ani, na samą wieść o takiej możliwości, niemalże nie schodził z twarzy. Może jednak trochę dla tego widoku Gilbert zdecydował się zaproponować taki układ, ale i naprawdę żal mu było stojącego przed nim chłopaka i tego ułamka tragicznej historii, której o nim znał. Gdyby znał resztę, wtedy pełnie nawet nie kazałby mu pracować. W końcu Mackenzie nie mógł trzymać pozostałych w niepewności i z szerokim uśmiechem na ustach, wyciągnął dłoń w stronę Blythe'a.
CZYTASZ
Imaginacja
FanficJak zapanować nad wyobraźnią, która po protu wylewa się w momentach, gdy powinna być stłumiona i siedzieć cichutko w kącie umysłu nie zakłócając dziewczynce dnia? Nie da się, nie można, to niewykonalne i niemożliwe, choć tak wielu ludzi marzy o tym...