Smoki naszych serc

116 14 4
                                    

- Spritzer, please - wymamrotał Oleg ze słabym, angielskim akcentem. Cholera, co go zaciągnęło do tego przeklętego kraju, nie wiedział.
- Do you want whiskey neat? It's better than... - zaczął barman, ale Oleg pokręcił głową. Jeśli zdecydował, że woli gazowane wino, to nikt nie miał nic do tego. Widząc tatuaże na jego ramionach, wzięłam głęboki wdech i wpuściłam do siebie dobijającą się wściekłość. Zastanawiałam się, czy Oleg mnie zrozumie. Zdawał się nie radzić sobie z językiem angielskim. Podeszłam do niego szybkim krokiem. Zajęłam miejsce obok, wytrzymując jego zdziwione spojrzenie.
- Cześć, fajny tatuaż - powiedziałam, a on lekko się zarumienił. Nie spodziewałam się po nim takiej reakcji. Najwidoczniej obudziła się w nim część odpowiedzialna za tatuaż wiolonczeli.
- Który? - zapytał w końcu.
- Wiolonczela to super pomysł, ale smok jest taki gorący - przygryzłam wargę. - Też taki chcę, ale boję się iść do studia sama. Potrzebuję chyba silnego, męskiego ramienia, by się na to odważyć.
Oleg wstał bez słowa i odsunął krzesło barowe. Spojrzał na barmana ostatni raz, a później znowu zawiesił spojrzenie na moich nogach. Wyciągnął dłoń w moją stronę, zaproszenie do obłudnej podróży w kierunku Jazmyn.
- Chodźmy więc, nie ma czasu do stracenia - powiedział, a ja z uśmiechem podałam mu dłoń. Wyszliśmy z baru, a ja z ekscytacją pokazywałam mu studio, w którym podobno robili świetne tatuaże.
- Mam niedaleko mieszkanie, jeśli chciałbyś... - mamrotał pod nosem niepewnie, ale musiałam mu przerwać. Byliśmy już obok studia.
- Obiecałeś mi silne, męskie ramię. Chcę smoka na plecach. Później możemy iść wszędzie, gdzie chcesz - powiedziałam zachęcająco i otwarłam drzwi. Czerwone światła neonów zatańczyły na jego twarzy, co pozwoliło mi na zobaczenie podekscytowanego uśmiechu. Weszliśmy do środka, a ja zamknęłam drzwi na klucz. Wyjęłam Glocka i odbezpieczyłam broń. Z ciemności wyłoniła się Eva. Stałam za Olegiem, więc nie mogłam zobaczyć wyrazu jego twarzy, ale byłam pewna, że jej widok go zaskoczył.
- Usiądź na krześle - powiedziała, mierząc do niego z rewolweru. Mężczyzna zaśmiał się nerwowo.
- Eva, nie żartuj - powiedział i obrócił się w moją stronę. Gdy zauważył broń w mojej ręce, spoważniał i grzecznie usiadł na krześle.
- Nie chcesz kłopotów, prawda? - zapytała Eva, podchodząc bliżej. Mówiła spokojnie, ale wiedziałam, że była zdenerwowana i w środku drżała z przerażenia.
- Czego chcesz, dziewczynko?
Nadepnęłam na stopę Olega. Obcas kozaka wbił się w buta, a on syknął z bólu.
- Troszkę grzeczniej - poprosiłam, odsuwając nogę. Eva stała się moją siostrą, pragnąłam chronić ją przed trującymi słowami.
- Chcę, żebyś zaprowadził nas do szefa.
Oleg zaśmiał się na cały głos. Eva patrzyła na niego jak na wariata. Z zaciśniętych oczu mężczyzny zaczęły płynąć łzy.
- Naprawdę sądzisz, że jesteś pierwsza, która tego próbowała? Byłem porwany siedem razy, straciłem nawet dwa zęby, a nie powiedziałem nawet słowa - wydusił w końcu między salwami śmiechu. Bez żadnego ostrzeżenia postrzeliłam Olega w stopę. Byłam już tak wściekła, że nic nie mogło mnie powstrzymać, nawet przestraszony okrzyk Evy. Pisnęła, ale nie próbowała powstrzymać moich szaleńczych ruchów. Wiedziała, że trzeba robić to, co konieczne. Związała Olega, gdy ten wił się z bólu, co wymagało bardzo dużej siły. Przytrzymywałam mężczyznę za ramiona, gdy oplatała sznurem jego nadgarstek. Wyjęłam mój myśliwski nóż i przyłożyłam do twarzy Olega.
- Ostatnio interesuję się skalpowaniem - mówiłam, przykładając mu ostrze do skóry policzka. - Żywych ludzi skalpowano, by wracali jako zhańbieni wojownicy, skazywano ich w ten sposób na zniesławienie. - Zaczęłam zdzierać skórę z policzka Olega, powoli i dokładnie. Przyglądałam się, jak ukazywało mi się krwiste, mięsiste wnętrze. Mężczyzna zacisnął zęby. - Czasem była to forma ostrzeżenia. - Oderwałam kawałek skóry i zajęłam się czołem. Chciałam robić to powoli i chłonąć widok jego strachu, zasłużonego przerażenia na odpuszczenie współpracy z wrogiem. Mężczyzna pierwszy raz krzyknął. - Bez względu na cel, skalpowany nigdy nie był zwycięzcą, Oleg. Wśród części plemion Wielkich Równin panowało przekonanie, że taka ofiara nie dostąpi życia wiecznego. Chronili oni swoich wojowników przed taką upokarzającą śmiercią. - Zerwałam kolejny płat skóry. Wbiłam nóż w oskalpowany policzek i przyglądałam się płynącej krwi. - Twój szef nie ma zamiaru cię chronić, chociaż porwano cię nie jeden raz. Nie należysz do ludu. - Obróciłam nożyk, a mężczyzna wrzasnął już poraz drugi. - Cieszę cię, że ten temat wzbudził w tobie silne emocje. - Wyjęłam ostrze i przyłożyłam je do drugiego policzka. - Tracisz twarz, podążasz drogą pogardy. - Powstrzymałam się przed wbiciem nożyka. Eva trzymała głowę Olega, nie próbując już powstrzymać wodospadu swoich łez.
- Tak mi przykro - stękała, pociągając nosem, a ja wciąż starałam się powstrzymać przed oskalpowaniem drugiego policzka. Wytarłam krew o koszulkę Olega i przyłożyłam ostrze do ramienia z wiolonczelą.
- Lubisz muzykę klasyczną, prawda? Może coś nam puścisz, Eva? - zaproponowałam, a dziewczyna podeszła do dużej, drewnianej szafy przy blacie. Jej drżące dłonie nerwowo dotykały płyt i odkładały je na miejsce, póki nie znalazły czegoś interesującego. Włożyła płytę i przekręciła potencjometr. Od razu rozpoznałam utwór. Zdjęłam kurtkę, by nie krępowała moich ruchów przy pracy. Podciągnęłam rękawy koszuli i odetchnęłam głęboko. Wściekłość paliła mnie od środka. Wbiłam nóż skórę ramienia, omijając tatuaż i zaczęłam tworzyć własny. Harmonijny styl Jana Sebastiana Bacha pozwolił mi skupić się na pracy. Matematyczny, bez wdzięku, jeden z najsłynniejszych utworów na wiolonczelę.
- Suita numer 1 na wiolonczelę solo - powiedziałam, zastanawiając się, jak długi zrobić ogon krwistemu stworzeniu. Oleg miał już jednego smoka, ale postanowiłam podarować mu drugiego na pamiątkę. Miał go palić tak jak mnie spalało przerażenie.- Zbliżamy się do wiolonczeli. Jesteś gotowy, by zaprowadzić nas do szefa? - zapytałam z nadzieją. Sama nie wiedziałam, czego chciałam - by się zgodził, czy odmówił. Czekałam na jakiś ruch głową, dłonią, drżenie warg. Oleg dyszał i spoglądajął na swoją stopę. Westchnęłam.
- Mam kocią łapkę, wiesz, co to jest, prawda? - zapytałam. Oleg cały czas nie kontaktował. - To grabie, którymi zedrę ci skórę na plecach. Dopiero się rozkręcam. W kieszeni mam śruby, jak znudzi ci się przystawka. Gwarantuję ci, że znikną wszystkie twoje marzenia o grze na wiolonczeli. Przyznaj się. Będzie ci łatwiej, skarbie - zachęciłam mężczyznę. - Twoje ramię będzie tak zniszczone, że już nie odzyskasz ukochanego instrumentu. Co jest więcej warte - szef, który o ciebie nie dba, czy ten tatuaż, który wiele dla ciebie znaczy?
- Przestań - wyszeptał Oleg, a ja wytarłam nóż o jego koszulkę i posłusznie schowałam go do kieszeni kurtki. Towarzyszyło mi gorzkie uczucie rozczarowania. Torturowanie mężczyzny nie spełniło moich oczekiwań. Nie poczułam wymarzonej ulgi. Eva zaczęła opatrywać stopę Olega, a ja przemyłam mu rany na twarzy. Trwaliśmy w milczeniu, słuchając ostatnich dźwięków suity numer 1.
- Jestem z ciebie dumna, Oleg. Znam lekarza, który zoperuje ci twarz - pocieszyła mężczyznę Eva. Wydawała się spokojniejsza, jej twarz przyjęła wyraz uduchowionej zakonnicy.
- Szefem jest kobieta - słowa Olega zszokowały nie tylko mnie. Eva wydawała mi się nawet bardziej zaskoczona.
- Kim jest? - zapytałam i starałam się opanować zmęczenie. Usiadłam na krześle i wpatrywałam się w kawałki skóry Olega. Nie chciałam spojrzeć na swoje ręce, nie przetrwałabym widoku szaleńczo drżących dłoni.
- Nie wiem, nie znam jej imienia. Zaprowadzę was tam - chciał wstać, ale cały czas był przywiązany do krzesła grubymi linami. Eva zaczęła go rozwiązywać, a ja założyłam kurtkę i szykowałam się do wyjścia. Chciałam spotkać się z wrogiem, ale bałam się, że nie byłam w stanie tego wytrzymać.
- Chcesz się czegoś napić? - zapytała zaniepokojona Eva. Przyglądała mi się uważnie, powoli podchodząc w moją stronę. Zemdliło mnie na myśl alkoholu, obrzydliwego zapachu piwa. Czułam odurzający, trupi oddech mojej matki.
- Kawę, chcę kawę - wymamrotałam, otwierając drzwi. Wyszłam na świeże powietrze i rozejrzałam się po okolicy. Zobaczyłam kawiarnię kilka kroków ode mnie. Ruszyłam w jej stronę, potykając się o własne nogi i wpadając na zdenerwowanego mężczyznę. Ominęłam go bez przeprosin, ponieważ nie byłam w stanie wykrztusić słowa. W mojej głowie cały czas rozbrzmiewały dźwięki suity Bacha, przypominałam sobie wszystkie cięcia tworzące krwistego smoka na ramieniu Olega. Oskalpowana twarz, przerażone oczy i mój szaleńczy zapał do pracy. Przewróciłam się tuż przed drzwiami kawiarni. Upadłam, zdzierając sobie kolano. Silne ręce pomogły mi wstać i wprowadziły do środka. Spojrzałam na Evę, która ze spokojem wciągnęła mnie do kawiarni, utykając na jedną nogę. Mimo silnego bólu w jej kolanie była w stanie mi pomóc.
- Zostaw ją! - na dźwięk głosu Justina całe moje ciało zamarzło, dłonie przestały mi drżeć, a zmęczenie uciekło ze mnie z okrzykiem przerażenia. Obróciłam się w stronę chłopaka i już miałam do niego podejść, poczuć jeszcze raz jego ogniste dłonie, ale musiałam się potknąć. Justin podbiegł w moją stronę i chwycił mnie w ostatniej chwili.
- Zamówię ci kawę - powiedziała Eva i zniknęła mi z oczu. Spojrzałam na piękną twarz Justina. Otworzyłam usta z ponownego zaskoczenia jego urodą. Dotknęłam jego policzka i zaczęłam go gładzić.
- Moja mała, biedna Lily - powiedział Justin drżącym głosem. Obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać, ale nie chciałam po sobie pokazać, że coś było nie tak. Chłopak pomógł mi usiąść na krześle i zajął miejsce na przeciwko mnie. Ledwo widziałam jego twarz.
- Co ty tu... - zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.
- Szukam cię. Miałaś wrócić do domu dwie godziny temu. Znasz Evę? - zapytał, a ja miałam wyrzuty sumienia, słysząc zmartwienie w jego głosie. Nawet jeśli bardzo chciałam, nie potrafiłam przestać robić tego, co musiałam.
- Tak, przyjaźnię się z nią - wymamrotałam, gdy dziewczyna postawiła przede mną kawę. Wzięłam filiżankę do ręki i zaczęłam pić. Nie przejmowałam się poparzonym językiem. Potrzebowałam kawy. Pod wpływem gorąca znów zaczęłam widzieć wszystko wyraźnie.
- Kochanie, ona jest niebezpieczna, mogła ci coś zrobić - mówił, chwytając moją dłoń i obserwując każdy najmniejszy ruch ciała - drgnienie powieki, niespokojny wzrok. Badał, czy wszystko było dobrze.
- Radzę sobie - odpowiedziałam. Nic nie było dobrze. Słyszałam pękające szkło, czułam jego odłamki wbijające mi się w serce. Nie mogłam już płakać, nie chciałam kolejny raz doprowadzać nas do sytuacji, w której chłopak musiał zanosić mnie do mieszkania. Byłam zdolna jedynie do przysłuchiwaniu się eksplozji w moim wnętrzu, powolnemu upadaniu własnego domu.
- Nie jestem aż tak głupia, by zrobić coś dziewczynie Biebera - odezwała się Eva. Stała przy stoliku i zapinała swoją skórzaną kurtkę.
- Odwal się od niej - warknął Justin. Zacisnął szczękę i trzymał moją dłoń w silnym, opiekuńczym uścisku. Nie spuszczał wzroku z Evy, ale cały czas gładził mnie swoim kciukiem, chcąc dodać mi otuchy. Wszyscy byliśmy bezradni, ale Justin tego nie wiedział. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i ruszyła w stronę drzwi, wypełniając kawiarnię rytmiczną muzyką stykających szpilek. Dopiero gdy drzwi się zamknęły, Justin odwrócił się w moją stronę.
- Przepraszam, że przeze mnie musiałaś ją poznać. Gdyby nie sytuacja z Jazmyn...
- To nie twoja wina. Musisz ją odzyskać - powiedziałam, nachylając się w jego stronę.
- Może ona... - łamiący się głos chłopaka pogłębił mój ból, a ja musiałam powstrzymywać drżenie rąk. - Może ona nie chce wracać.
- Nie poddawaj się - wykrztusiłam. Kochał ją najbardziej na świecie, widziałam to w jego oczach. Nie śmiałam z nią konkurować. Nie byłabym w stanie patrzeć na siebie w lustrze z myślą, że zastanawiałam się, czy mogłabym stanowić dla niej jakąkolwiek konkurencję.
- Może chce być zagubiona.
- Ja też chciałam? Gdyby nie ty, umarłabym w tamtym cholernym mieszkaniu razem z moją matką - zdenerwowałam się.
- Lily, po prostu nie mam już na to siły.
Nie wierzyłam w jego słowa. Wstałam i podeszłam do niego bez słowa. Objęłam go ramionami i mocno przytuliłam do siebie. Justin usadził mnie na swoich kolanach. Musiał tak bardzo cierpieć. Każdego dnia myślał, czy jego siostra żyje, czy płacze, a może nie ma już sił na łzy. Przypomniał sobie, że był starszym bratem. Nie mógł jej ochronić, ale w głębi serca wciąż sobie nie wybaczył. Nie płakał, ale czułam ból chłopaka lepiej niż gdyby dotknęły mnie jego chłodne łzy.
- Wybacz sobie, Justin - wyszeptałam mu do ucha, a on ścisnął mnie mocniej. Chciałam już więcej nie wracać do suity numer 1, ale wiedziałam, że jej dźwięki znów zakołyszą moim ciałem i poprowadzą mnie w kierunku upadku.

~~~***~~~

Hej kochani! 💕 Mam nadzieję, że na siebie uważacie, chronicie się przed słoneczkiem i wszyscy bezpiecznie dotrwamy do kolejnego rozdziału.

Don't Let Me DownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz