- Wyglądasz okropnie - powiedziała Sophie, gdy zobaczyła mnie opierającą się o drzwi kawiarni. Szefowa właśnie miała zamykać, ale zmusiła mnie do wejścia do środka. Przyniosła chusteczkę i zaczęła wycierać mi twarz. Osoba, która wcześniej traktowała mnie jak szczura, stała się moim wsparciem.
- Dziękuję - wydukałam i nacisnęłam na klamkę.
- Nie lubiłam cię, bo moja matka cię kochała - wydusiła z siebie Sophie na jednym oddechu. Odwróciłam się w jej stronę. Było mi przykro, że przeżywała to, co ja - brak miłości od swojej rodzicielki. - To nie była twoja wina, ale wolałam myśleć, że jesteś suką, wiesz? To znacznie łatwiejsze. Jednak teraz wiem, że krzywdziłam nas obie. Cieszę się, że możemy to zmienić.
- Ja też się cieszę, Sophie... - wykrztusiłam. - Nie mam serca, by trzymać cię tu dłużej w kawiarni w Wigilię. Wesołych Świąt i widzimy się w pracy.
Przytuliłam dziewczynę i wyszłam, starając się nie myśleć o tym, jak mylne obrazy April i jej córki Sophie miałam przed sobą przez tak wiele lat. Starałam się patrzeć na chodnik i uważać, gdzie stawiałam stopy, bo lód zaatakował każde miejsce w mieście. Nie mogłam się jednak skupić na niczym innym oprócz rozpaczy po opuszczeniu mieszkania. To musiało się tak skończyć. Upadłam. Przewróciłam się na przejściu dla pieszych i zdarłam drugie kolano. Jakiś miły, starszy mężczyzna pomógł mi wstać i zamiast obwiniać za wypadek moją niezdarność oskarżał warunki pogodowe.
- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał kolejny raz, badawczo przyglądając się mojej twarzy. Miałam powiedzieć, że oczywiście, czuję się cudownie, jednak nie odnalazłam w tym kłamstwie żadnego sensu.
- Nie - wymamrotałam, pociągając nosem. Byłam w takiej rozpaczy, że jedną z moich największych tęsknot stał się opiekuńczy dotyk ludzkich serc i pokrzepiający uścisk dłoni.
- Mogę pani jakoś pomóc? - zapytał. Odpowiedziałam błyskawicznie:
- Dziękuję, jest pan bardzo miły, ale nic więcej nie może pan zrobić.
Zrobiłam już kilka kroków przed siebie, gdy zatrzymał mnie jego głos.
- Za tym budynkiem znajduje się kościół, może...
Obróciłam się w stronę mężczyzny. Wyglądał na bardzo przejętego. Byłam zaskoczona, że kogoś obcego może przejąć mój los. Uśmiechnęłam się. Mimo własnej i darowanej ukochanej osobie samotności.
- Dziękuję - westchnęłam.
- Pójdzie tam pani?
- Dobrze - zgodziłam się. I tak nie miałam żadnego kierunku. Pożegnałam się z mężczyzną i skierowałam wyznaczoną drogą do kościoła. Na ulicach było bardzo mało ludzi, wszyscy już zasiedli do stołu. Tylko ja wędrowałam wśród świateł latarni i zmarzniętych, bezpańskich psów. Kościół nie znajdował się daleko. Ucieszyłam się, widząc wysoki budynek, w którym mogłam się ogrzać. Otworzyłam ciężkie drzwi i powoli weszłam do środka. Prześliczne głosy dzieci momentalnie ogrzały moje serce. Jak mogłam zapomnieć o Świętach? Dzieci wyglądały jak aniołki. Ubrane w białe sukienki dziewczynki stały w pierwszym rzędzie i uważnie śledziły słowa kolędy w śpiewnikach. Dwa kolejne rzędy stanowili chłopcy, również bardzo skupieni. Zajęłam miejsce w ostatniej ławce obok młodej kobiety, która często wbiegała do kawiarni April na poranną kawę. Nachyliłam się w jej stronę i zapytałam:
- Przepraszam, jak długo już występują?
- Dopiero zaczęli - powiedziała. Niedługo po udzieleniu mi odpowiedzi przeżegnała się i wyszła. Poczułam ulgę na myśl, że będę mogła słuchać pięknych dziecięcych głosów przez jeszcze długi czas. Byłam tak zmęczona, że ich głosy wydawały mi się najlepszym odpoczynkiem dla duszy. Obserwowałam niewinne twarze dzieci, rumiane policzki i błyszczące oczy. Czy ludzie, których krzywdziłam, też tak kiedyś wyglądali?
- Proszę, zatrzymaj mnie - wyszeptałam, chociaż chłopak nie miał szans, by mnie znaleźć. Czułam, że się poddał i nie będzie mnie szukać. ,,Nie możesz go za to winić" upomniałam się w myślach. Przecież to ja wszystko zniszczyłam. Pojedyncza łza spłynęła po moim zimnym policzku. Bałam się tego, co mogłam zrobić innym.
- Znalazłem cię, Lily.
Z początku myślałam, że wyobraziłam sobie dźwięk jego głosu, stworzyłam wierną iluzję, by dać sobie złudne poczucie bezpieczeństwa, jednak gdy poczułam jego dłoń na mojej, zrozumiałam, że naprawdę był obok mnie. Obróciłam się gwałtownie w jego stronę i przyjrzałam się jego twarzy. Policzki miał czerwone od zimna, tak samo jak uszy. Odruchowo podniosłam dłoń w jego stronę. Pogładziłam jego ucho i zakryłam je ręką, starając się je ogrzać. Nie mogłam uwierzyć, że mnie znalazł. Justin odsunął moją zimną dłoń, która raczej nie zdołała go ogrzać i wyjął z mojej kieszeni rękawiczki. Zupełnie zapomniałam, że cały czas nosiłam je ze sobą. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i szybko je założyłam. Nachyliłam się w stronę Justina i cicho, by nikomu nie przeszkadzać w słuchaniu występu chóru dziecięcego, wyksztusiłam kilka słów:
- Jestem zniszczona, coś ze mną nie tak.
Chłopak chwycił moje dłonie i przyjrzał mi się badawczo. Zobaczył zaschniętą krew na kolanach i podniósł na mnie zmartwiony wzrok.
- Musisz uważać, ulice są śliskie - wymamrotał, gładząc kciukiem grzbiet mojej dłoni. Oblizał popękane usta. - Wiem, że straciłaś kogoś ważnego. Rozumiem, że czujesz ból i tak wiele przeżyłaś. Jednak nigdy więcej nie mów, że coś jest z tobą nie tak. Jesteś człowiekiem, Lily. Być może cierpienie nie jest żadnym błędem w twoim odrodzeniu...
Na dźwięk słowa ,, odrodzenie" wyprostowałam się i przerwałam mu łamiącym się głosem:
- Wierzysz w to? W moją emocjonalną śmierć i zmartwychwstanie, gdy cię spotkałam?
Przyglądałam mu się z nadzieją, szukałam oznak kpiny na jego twarzy, jakiegoś zwątpienia.
- Tak. Ty wiesz najlepiej, jak się czujesz - odpowiedział bez wahania. - Może cierpienie, które przeżywasz nie jest błędem, ale koniecznym zniszczeniem? Jest tym, co sprawia, że tracisz część płuca i to bolesne, ale dzięki temu w twoim ciele jest miejsce na serce.
Otwarłam usta ze zdziwienia i nie wyksztusiłam słowa. Nie potrafiłam spojrzeć na to w ten sposób, co on. Szybko zaczęłam analizować jego słowa, szukając jakiegoś błędu, ale nic takiego nie znalazłam. Ze zdziwieniem odkryłam, że mogłam pojmować wszystko na odwrót. To, co mnie niszczyło, było kolejnym elementem odrodzenia.
- A co z moim brakiem kontroli? - zapytałam.
- Dopiero się siebie uczysz, Lily - podjął temat, starając się mówić ciszej, ponieważ starsza pani przed nami odwróciła się w naszą stronę i zmierzyła nas wzrokiem. - Będziemy razem nad tym pracować. Pomogę ci. Jesteśmy odpowiedzialni za siebie nawzajem, prawda? - Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a ja odwzajemniłam ten gest. - Chcę ci pomóc, opiekować się tobą, cieszyć się z twoich sukcesów i świętować twoją siłę. Kocham cię, Lily.
Podniosłam na niego zdziwione spojrzenie i chciałam coś odpowiedzieć, ale na szczęście mi na to nie pozwolił. Objął twarz swoimi zawsze ciepłymi dłońmi i pocałował mnie czule wśród śpiewów aniołów i zdegustowanych spojrzeń. Tak dawno nie słyszałam tych słów. Odkąd mój ojciec zmarł nikt więcej nie skierował ich w moją stronę i ja nie skierowałam ich do nikogo.
- Kocham cię, Justin - powiedziałam, wpatrując się w jego oczy intensywnie. Wymawiałam te słowa powoli, ciesząc się ich smakiem i starając się oddać w nich prawdę. Pogładziłam jego policzek, tak jak to miałam w zwyczaju i ścisnęłam jego dłoń. Siedzieliśmy tak, aż koncert się nie skończył i ludzie powoli zaczęli wychodzić. Minęła nas zdegustowana babcia, a my wstaliśmy, stwierdzając, że powinniśmy wracać do domu. Obok nas przeszła uśmiechnięta kobieta w ślicznym, czerwonym płaszczu.
- Miło widzieć szczęśliwych ludzi w taki radosny dzień. Cieszę się, że tu trafiliście i nie przejmujcie się tą gburowatą panią - wyszeptała, uśmiechając się do nas promiennie.
- Dziękujemy, życzymy Wesołych Świąt - powiedziałam i pociągnęłam Justina w stronę drzwi. Na dworze było zimno, padał śnieg, a ja cieszyłam się jak dziecko. Szliśmy, przytuleni do siebie, a ja śpiewałam Justinowi świąteczne piosenki do ucha, najbardziej przereklamowane jakie tylko znałam. Zrozumiałam, że lubię te utwory bardziej niż wielkie dzieła Bacha, pełne matematyki, które wcześniej tak doceniałam. Preferowałam ciepłe dźwięki tych świątecznych piosenek w zimne, grudniowe dni.~~~***~~~
Przepraszam, że nie dodałam tego rozdziału w poprzednim tygodniu, tak jak obiecywałam, ale nie byłam z niego zadowolona i potrzebowałam jeszcze dnia, by go dopracować. Uważajcie na siebie i do zobaczenia w następnym rozdziale ❤
CZYTASZ
Don't Let Me Down
FanficUmrzeć można nie tylko raz. Najlepiej rozumie to Lily, która razem z bliskim pochowała też cały swój świat. Czy Justin nauczy ją, że narodzić też można się kilkakrotnie? A może to, co Lily odbiera jako zmartwychwstanie okaże się upadkiem? ...