Park dla staruszki Lily, dzieci wolności i pustka w pokoju

441 45 3
                                    

W związku z sobotnim napadem niedzielę miałam wolną. W domu oczywiście nie było nic do jedzenia. Kiedy się obudziłam, moja mama już wyszła. Prawdopodobnie poszła do jedynej osoby, którą tak naprawdę kochała, czyli do swojego dealera. Nawet chłopaka traktowała gorzej od niego. Ze mną prawie nigdy nie rozmawiała. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz coś do mnie powiedziała. W kuchni widziałyśmy się chyba dwa miesiące temu, ponieważ wcześniej wróciła do domu. Nie odzywałyśmy się, wyminęłam ją i szybko poszłam do pokoju. Unikałyśmy się, jak tylko mogłyśmy. Ona nie chciała pamiętać, że ma córkę. Ja nie mogłam patrzeć, jak strasznie wyglądała. Poza tym, nie lubiłam, kiedy krzyczała na mnie po alkoholu. Nieprzyjemnie od niej pachniało.

Nie chciałam siedzieć sama w tym przeklętym domu, więc wyszłam na spacer. Wzięłam pieniądze z szafy, wiedząc, że póki znajdowało się w niej pół tysiąca, mogłam pozwolić sobie na małe oszustwa. Każdy banknot, który zarobiłam, nie należał do mnie. To była własność mojej matki i jej chłopaka. Ostatni posiłek jadłam w piątek rano i czułam, że byłam bliska omdlenia. Kupiłam więc bułkę i jogurt w pobliskim sklepie spożywczym. Później skierowałam się do parku. Bardzo lubiłam tam przychodzić. Właściwie poza pracą i chodzeniem niczym się nie zajmowałam. Może oprócz wyprowadzania pijanego chłopaka mamy z domu i krycia przestępcy o orzechowych oczach. Moje życie było rozpamiętywaniem dzieciństwa i rozważaniem wszystkiego, co straciłam na nowo. W moich wspomnieniach brakowało tylko emocji. Miałam 22 lata, a toczyłam się z jednego dnia na drugi, z wczoraj na dzisiaj, z dzisiaj na jutro jak jakaś staruszka. Przyglądałam się wesołym dzieciom, goniącym się i śmiejącym bez opanowania. Miały w sobie tyle wolności, której tak bardzo pragnęłam. Chciałam wyjść do parku i nie myśleć o tym, czy starczy mi pieniędzy na obiad. Nie zostawiać więcej moich pieniędzy w szufladzie, tylko kupić mieszkanie, które nie śmierdziało by piwem. Moja rodzina kiedyś była zupełnie inna. Pamiętałam, jak tata zabierał mnie i mamę do parku, kupowaliśmy lody i mieszkaliśmy w prześlicznej kamienicy. W każdą niedzielę jeździliśmy na obiad do drogiej restauracji, ale to nie utkwiło mi w pamięci tak bardzo jak długie spacery. Wieczorami graliśmy w karty, mama była mistrzynią w makao. Każdego ranka robiła mi ciepłe kakao. Tata natomiast czytał mi bajki na dobranoc. Czułam się kochana. Jednak, gdy ukończyłam 12 rok życia, zdarzyła się tragedia. Mój ojciec zginął w wypadku samochodowym. Zniosłam to zdecydowanie lepiej niż matka, która wkrótce wpadła w alkoholizm i zaczęła ćpać. Ukończyłam liceum z nienajgorszym wynikiem, pomimo stanów, które w tym okresie zaszły w mojej psychice. Nie wiedziałam, co się ze mną działo, ale nie potrafiłam znaleźć w sobie żadnych uczuć. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy to się zaczęło. Pewnego dnia spojrzałam w siebie i napotkałam pustkę. Czułam się, jakbym weszła do pokoju i zobaczyła tylko cztery ściany. W tym czasie, kiedy ja doszłam do siebie i nie rozpaczałam już nigdy więcej, moja matka straciła pracę. Musieliśmy przeprowadzić się do starej, zniszczonej kamienicy. Prawdopodobnie zwariowałabym całkowicie, gdyby nie April. Ona dała mi pracę, ciepło, bezpieczeństwo.

W parku spędziłam cały dzień, obserwując przechodniów i ciesząc się słoneczną pogodą. Postanowiłam wrócić do domu, kiedy zaczęło robić się ciemno. Następnego dnia miałam iść do pracy i wolałam nie trafić przypadkiem na chłopaka matki. Kazałby mi przynosić sobie piwo, zrobić kolację z niczego i robiłby mi wykład o niczym. Gdy już byłam na swojej ulicy, zobaczyłam, jak ktoś leży na chodniku. Wiedziałam, że nikt mu nie pomoże i jedynym ratunkiem dla tej osoby byłam ja. Szybkim krokiem podeszłam do leżącego. Kiedy miałam już się nad nim schylić, zamarłam. Tego się nie spodziewałam.

Don't Let Me DownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz