Układanka

95 12 2
                                    

Zachęcam do włączenia muzyki

                         ~~~***~~~

Klamka poruszyła się, a ja zatrzymałam powietrze w płucach. Ostatnia, powolna myśl, dokładnie przetrawiona - zrównam kobietę z ziemią. Później wszystko zaczęło dziać się tak szybko, że nie byłam wstanie zatrzymać się na dłużej przy jakiejś idei, która mknęła wśród tłumów. Zadrżała we mnie każda komórka, a ja nie wiedziałam, czy cokolwiek kiedykolwiek istniało. Siwe włosy, ale wciąż żywy krok. Jej oczy, ale o innym błysku. Chciałam krzyknąć, ale w tym momencie znajdowałam się w kawiarni, wśród pękających lamp i migającego światła. Usłyszałam tak głośny huk, że aż zadźwięczało mi w uszach. To było nie do zniesienia. Przywarłam do podłogi, którą myłam niemalże każdego dnia. Spuściłam wzrok i czekałam aż wszystko runie.
- Lily! - gdzieś w oddali przywoływał mnie krzyk Evy. Musiałam ją znaleźć. Miałam oderwać się od podłogi, powstać kolejny raz. Siostra znów mnie wezwała. Jednak nie mogłam ruszyć się z miejsca, kiedy nic już do mnie nie należało. Zaakceptowałam utratę ciała i nauczyłam się z nią żyć przez tak długi czas, ale tym razem odebrano mi umysł. Czym w ogóle byłam? Spadającym szkłem. Ogłuszający huk zapoczątkował kolejne składanie. Łapczywie nabrałam powietrza i powróciłam do pokoju, w którym była siostra. I April. Moja opiekunka. Otrząsnęłam się, by zobaczyć je leżące na ziemi. Wstałam i podbiegłam do Evy. Gdy tylko znalazłam jej dłoń, chwyciłam ją i ścisnęłam mocno.
- Gdzie jesteś ranna? - zapytałam, oglądając jej ciało gorączkowo. Olbrzymia dziura w brzuchu chłonęła całą uwagę.
- Rozpoznałam to miejsce, Lily - wykrztusiła, a ja zastygłam. Moje smocze serce  zatrzymało się, a ja mogłam poczuć zimno grudniowego dnia. - Znalazłam je.
Umarła. Zgasła na moich oczach. Szloch rozniósł się po całym budynku razem ze śmiechem leżącej obok April.
- Zabiłaś ją! - wrzasnęłam odkrywczo. Krzyczałam najgłośniej, jak mogłam. Ryczałam najdonioślej, jak się dało. Rozrywałam ściany, rozszarpywałam skórę.
- Siebie też - zaśmiała się April, a ja z początku nie poznałam tego głosu. - Oderwałam się od życia, by móc cię zniszczyć. Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć... - przerwała, by wypluć krew. - Powiedzieć, że Sylvia jest twoją matką? Jej dziecko powinno zdychać, powinnaś tarzać się w ziemi... - zaczęła kaszleć, a ja zagłuszyłam ją swoim wrzaskiem.
- Zostaw mnie, błagam! - krzyknęłam, chwytając się za włosy.
- Okradałaś mnie z dobroci, córko suki! Wszystko, co zrodzone z tej wiedźmy... - dławiła się krwią, a ja odwróciłam wzrok. Patrzyłam na nienaruszony, szklany stolik. Słuchałam odgłosów jej śmierci, zastanawiając się, czy to wszystko się stało. Dopiero, gdy ucichła, odwróciłam się w stronę kobiety. Przyjrzałam się jej twarzy. Nienawidziła mnie. Nie mogłam myśleć o niczym. Musiałam skupić się na kluczach w kieszeni Evy. Oddała mi broń, miałam się zaopiekować tym, co ceniła najbardziej na świecie. Podeszłam do krzesła, na którym powiesiła kurtkę i zaczęłam szukać. Gdy tylko moja dłoń natknęła się na klucz, wyciągnęłam go szybko i zaczęłam się zbierać. Musiałam się spieszyć. Podeszłam do ciała April. Wspólne gotowanie, wszystkie podarowane posiłki, ukochana kurtka. Była gotowa poświęcić każde wspomnienie, które ze sobą dzieliłyśmy, by mnie zniszczyć. Co więcej, zrezygnowała z córki i kawiarni. Z najważniejszych rzeczy w całym jej życiu. Tak bardzo mnie nienawidziła, bo moją matką była Sylvia, przykład stoczenia się po stracie męża. Otworzyłam drzwi i zbiegłam po schodach. Nie patrzyłam pod stopy, pędziłam na oślep. Fakt, że nie spadłam i nie złamałam sobie ręki był wielkim uśmiechem losu. Droga w dół wydawała mi się o wiele krótsza. Już po chwili widziałam drzwi wyjściowe. Szarpnęłam za klamkę i pchnęłam je pośpiesznie. Wpadłam na Olega z taką szybkością, że omal nas nie przewróciłam . Mężczyzna chwycił mnie za ramiona i odsunął od siebie.
- Lily, co się stało? - zapytał opiekuńczo, a ja zorientowałam się, że wciąż płakałam.
- One nie żyją. Eva i April... One... - sama siebie nie rozumiałam. Mężczyzna przytulił mnie i zaczęliśmy iść z dala od kawiarni. Pociągnęłam nosem i otarłam twarz wierzchem dłoni. Nie powinien oglądać moich łez.
- Boże, Lily, jesteś niesamowicie silna. Przetrwałaś, rozumiesz? Teraz ty obejmujesz władzę - mówił Oleg, próbując mnie uspokoić. Mimo, że bardzo się starałam, nie potrafiłam powstrzymać kolejnej fali łez. - Wesprzemy cię.
- Odzy-odzyskacie Jazmyn?
- Zrobię, co mogę.
To jedno potwierdzenie mi wystarczyło. Pozwoliłam się wprowadzić do taksówki. Jechałam w milczeniu obserwując światła miast, nie pojmując już czasu. Wyszłam z pojazdu i stanęłam przed mieszkaniem, trzęsąc się z zimna. Objęłam władzę nad nimi. Znów sądziłam żywych, a nawet umarłych, którzy wrócili do mnie zza grobu. Miałam możliwości, by odzyskać Jazmyn. Straciłam siostrę. Wydobyłam z siebie cichy jęk rozpaczy. Nie byłam w stanie myśleć, musiałam położyć się spać. Jednak nowe możliwości wzbudziły we mnie innego ducha. Wszystkie elementy układanki mimowolnie zaczęły tworzyć całość. Nie widziałam jeszcze pełnego obrazu, ale znałam klucz. Miałam brakujące kawałki. April żyła i umarła ponownie. Znała moją matkę. Tajemniczy napad na kawiarnię zaczął nabierać sensu. Może Sean odkrył sekret ,,śmierci" April, a napad był ostrzeżeniem. Ale dlaczego się nienawidzili? Postanowiłam dowiedzieć się tego w najbliższym czasie. Rozwiązać zagadkę. Miałam nowe możliwości. Eva powierzyła mi swoje dziedzictwo. Oleg ofiarował pomoc. Podniosłam się z gruzów kawiarni i kształtowałam królestwo. Wejdziesz tam smoczym krokiem, tak jak za każdym razem - przypomniały mi się słowa Evy. I czułam, że właśnie tak było. Dźwięk moich kroków nabrał nowej, mocniejszej barwy. Każde stuknięcie o podłogę absorbowało uwagę. Jeszcze nie wiedziałam, jakie emocje we mnie pozostały. Nie miałam pojęcia, czy wściekłość opuściła mnie na dobre, ale uzyskałam więcej sił. Byłam silniejsza, mimo, że płakałam jak dziecko. Każda łza dodawała mi mocy. Spojrzałam na buty. Dostałam je od Evy. Nie zabrudziłam ich. Dobrze, bardzo dobrze. Poprawiłam kurtkę i starłam łzy. Justin na pewno nie spał. Weszłam do środka i od razu ruszyłam do łazienki, nie zdejmując kurtki. Nie mogłam pokazać chłopakowi czerwonej sukienki. Jedynym wytłumaczeniem na taki strój była prawda, a jej musiałam unikać, by odzyskać dla niego Lily. Zakończyć jego pracę dla szefa, którego wspomnienie wywoływało we mnie niepokój i dziwny chłód. Uśmiechnęłam się do lustra, przypominając sobie jedną z ostatnich rozmów z Evą. I Sean, i szef Justina mieli poznać dźwięk moich kroków, skradanie smoka. Zwiastun sądu. Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem. Niespodziewanie wpadłam na Justina. Byłam tak samo zaskoczona, jak on. Przyglądał się mojemu ubiorowi, wywołując rumieńce na twarzy. Dopiero po chwili przybrał poważną minę.
- Masz mi wiele do opowiedzenia - zamarłam, gdy usłyszałam jego słowa. Przełknęłam ślinę. - Dziś odwiedził mnie dawny przyjaciel Oleg i opowiedział o pewnej dziewczynie o imieniu Lily. Zabawne, prawda? Ma tak samo na imię jak ty - jego zimny śmiech wywołał ciarki na moim ciele. Musiałam powstrzymywać się przed całkowitym spanikowaniem. - A wiesz co jest jeszcze śmieszniejsze? Nosi długie, czarne kozaki. I zna Evę... Masz mi coś do powiedzenia, kochanie?
Musiałam wyglądać jak trup, ponieważ Justin mocno się przestraszył i kazał mi usiąść na sofie. Możliwość stracenia chłopaka wywołała we mnie paniczny strach. Westchnęłam. Czekała nas ciężka rozmowa.

                            ~~~***~~~

Witam, kochani 💞 Muszę wam się przyznać, że napisałam ten rozdział w samolocie. Chciałam dodać go od razu, ale musiałam znaleźć odpowiednią muzykę, więc możecie mi wybaczyć, że trzymałam was w niepewności po ostatnim rozdziale. Mam nadzieję, że wszystko u was dobrze. Postaram się dodać kolejny rozdział jak najszybciej. Dziękuję, że jesteście ze mną 💕

Don't Let Me DownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz