Lily i pączki z parku

264 25 0
                                    

- Widzę, że czujesz się już lepiej - powiedział Justin, wpatrując się w moje oczy. Wciąż byliśmy bardzo blisko siebie, tak, że stykaliśmy się nosami. Zaczerwieniłam się pod wpływem jego komentarza i odwróciłam twarz, na co on cicho się roześmiał. Jeszcze mnie takiej nie widział. Nieśmiałej pod jego spojrzeniem.
- Ktoś tu się zawstydził.
Zarumieniłam się jeszcze bardziej. Lubiłam go. Bardzo.
- Chodźmy na spacer - powiedziałam wreszcie, odsuwając z od niego. Musiałam znaleźć moje buty. Spojrzałam w stronę przedpokoju. Zauważyłam tylko białą, zamkniętą na klucz szafę.
- Są w pokoju - szepnął mi do ucha, a ja podskoczyłam zaskoczona. Myślałam, że stał dalej ode mnie.
- Dziękuję - odpowiedziałam i szybkim krokiem szłam w stronę sypialni. Rzeczywiście, moje trampki leżały obok szafki przy łóżku. Założyłam je najszybciej jak mogłam, bo nie chciałam, żeby Justin przyszedł i zaczął znowu mnie zawstydzać. Czekał na mnie przy drzwiach.
- Idziemy do parku - powiedziałam. Chciałam popatrzeć na moje dawne życie - rodziny z koszami piknikowymi, z rowerami lub po prostu mama, ojciec i dzieci biegające jak szalone. Zapach frytek z ketchupem, kwitnących kwiatów i szczęśliwej miłości. Przechowalnia dla wspomnień i ucieczka od świadomości śmierci. Tam byłam przed nią bezpieczna, tam nie chciała odgrywać swojego podniosłego przedstawienia, nie chciała mną rzucać jak szmacianą lalką po scenie bezradności.
- To ulubiony park mojej siostry - powiedział Justin, kiedy już byliśmy na miejscu. Chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę wolnej ławki.
- To także mój ulubiony park - odparłam, siadając obok niego.
- Dlaczego lubicie takie miejsca? - zapytał.
- Z powodu dobrych wspomnień, zapachów i szczęśliwych rodzin.
- Szczęśliwych? Skąd wiesz, że są szczęśliwi?
- Bo ja byłam kiedyś szczęśliwa. Właśnie tutaj.
Cisza. Odpowiadało mi to. Nie zadawał pytań, co się stało i jak mi pomóc.
- Co się stało?
- Nie mogę - odpowiedziałam szybko. Nie miałam sił opowiedzieć mu o śmierci ojca i powolnym upadku mojej rodziny.
- Rozumiem. Chodźmy na pączki.
Uśmiechnęłam się. Tak dawno nie jadłam pączków, że zapomniałam, jaki miały smak. Ten park był idealnym miejscem na odświeżenie sobie tego wspomnienia.
- Nie pamiętam ich smaku - powiedziałam, kiedy prowadził mnie w stronę małej kawiarni.
- Jak to możliwe? - zapytał zszokowany.
- Jadłam je bardzo dawno temu - odpowiedziałam.
- Nie mogę tego słuchać. Jak tylko u mnie zamieszkasz będziemy jeść pączki codziennie.
- To chyba lekka przesada - odpowiedziałam ze śmiechem.
- Naprawdę nie pamiętasz ich smaku.
Kawiarnia była zwyczajna. Nie miała w sobie ducha April. Justin zaprowadził mnie do stolika przy oknie. Ucieszyłam się, że wybrał właśnie to miejsce, bo mogłam obserwować jak moje dawne życie toczy się swoim rytmem. Uwielbiałam powracać do wspomnień, bo tylko one mi pozostały. Resztę pogrzebałam.
- Chcesz kawę? - głos Justina wyrwał mnie z przemyśleń.
- Tak, chętnie - na myśl o smaku cappuccino uśmiechnęłam się do swojego odbicia w oknie. Jak to możliwe, że trafiłam w to miejsce? Siedziałam w kawiarni z Justinem, planowaliśmy wspólne mieszkanie. Koniec rutyny. Wyrwanie się z tego codziennego kręgu powtarzalnych czynności wydawało mi się utopią. Nawet o tym nie marzyłam. Nagle to wszystko miało się stać rzeczywistością.
- Wyglądasz dzisiaj prześlicznie - powiedział, kiedy kelner odszedł od naszego stolika.
- Dziękuję - miałam nadzieję, że nie zaczerwieniłam się kolejny raz tego dnia.
- Wreszcie wydajesz się szczęśliwa.
- Bo taka jestem. Przestałam już wierzyć w to, że mam szansę na życie.
- A teraz wierzysz?
- Powoli zaczynam.
Położył swoją dłoń na moją i spojrzał w stronę parku. Westchnął.
- Nie wiem, czy dostaniesz to, czego oczekujesz. Muszę zniszczyć Seana i pomóc Jazmyn - mówił, przyglądając się dzieciom dmuchającym bańki mydlane. Zawsze je lubiłam. Fruwające wszędzie - wśród jeżdżących aut, na dachach kamienic, uderzające o przechodniów.
- Poradzimy sobie z tym, zobaczysz - starałam się podnieść go na duchu. - Musisz uwolnić się od szefa.
- Chcesz, żebym przestał? Żebym nie niszczył Seana? Człowieka, który odebrał mi siostrę? - mówił cały czas spokojnie, ale czułam, jak się napinał. Pogładziłam jego dłoń kciukiem mając nadzieję, że to go trochę uspokoi.
- Nie. Jeśli tego chcesz, nie mam prawa cię powstrzymywać. Po prostu ten człowiek... Kiedy tylko o nim mówisz, czuję niepokój.
- Wiem, że nie chcesz mnie zmienić, doceniam to. Musisz mi zaufać. Poradzę sobie.
Nie chciałam go tracić. Nie w takiej chwili. Nie znałam go dobrze, ale miał być moim środkiem ratunku. Nie wybaczyłabym sobie zaprzepaszczenia takiej okazji wydobycia się z beznadziejnego życia.
- Niech ci będzie... Ile jeszcze będziemy czekać na te pączki?

Don't Let Me DownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz