Zmartwychwstanie samolubnego sumienia

398 46 8
                                    

-To ty - wyszeptałam, spoglądając mu w oczy. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam.
- Dziewczyna z kawiarni - on również mnie rozpoznał. Chciał się podnieść, ale był zbyt obolały. Z łuku brwiowego lała mu się krew, a na ręce miał pełno siniaków. Pomogłam mu wstać pod wpływem nagłych emocji. Znowu je czułam. Nawet przypomniałam sobie, jak działa sumienie. Może był złodziejem, ale nie chciałam, by przeze mnie został też trupem.
- Zabiorę cię do domu- odpowiedziałam, trzymając go pod ramię i ciągnąc w stronę mojej kamienicy. Nie wyglądał na zadowolonego, że trafił akurat na mnie, ale nie protestował. Było to o wiele łatwiejsze niż wyprowadzanie z mieszkania chłopaka mojej mamy. Weszłam z nim po schodach, pocieszając go, że mieszkam na pierwszym piętrze. W okropnie wyglądającej klatce schodowej było słychać tylko nasze kroki odbijające się echem od ścian. Myślałam tylko o tym, by nie potknąć się na tych nierównych schodach, bo wtedy nie moglibyśmy liczyć na żadną pomoc. Z całych sił targałam go po kolejnych stopniach, licząc, ile jeszcze zostało. Dawno nie cieszyłam się tak bardzo na widok drzwi do mojego domu. Otworzyłam je z nadzieją, że mama nie przyszła jeszcze do domu. Całe szczęście, nikogo w środku nie zastaliśmy. Chłopak chciał usiąść na kanapę, ale nie pozwoliłam mu na to. Wolałam nie ryzykować. Mimo, że w mieszkaniu nikogo nie było, zaraz mógł się tam pojawić chłopak mamy lub ona sama.
- Idziemy do mojego pokoju - szarpnęłam go za ramię, prowadząc wgłąb małego mieszkanka. Syknął z bólu, co przyjęłam z lekką satysfakcją. Nareszcie byłam dla kogoś ważna, miałam nad kimś władzę i ustalałam zasady. Otworzyłam drzwi i usadziłam go na łóżku. Nikt oprócz mnie nie wchodził do tego pokoju. Był pierwszym gościem. Poszłam szybko do łazienki po opatrunki i mokry ręcznik. Niestety, w moim domu nie było apteczki, a i tak zdziwiłam się, że znalazłam wodę utlenioną. Wróciłam do chłopaka najszybciej, jak mogłam. Może był  ranny, ale oczyma wyobraźni widziałam, jak szuka zdjęć moich przyjaciół w szufladach i uważnie przygląda się całemu pomieszczeniu. Widok siedzącego na łóżku chłopaka, lekko mnie zdziwił. Nie dałam się jednak zwieść i od tamtej pory postanowiłam być bardziej czujna.
Przemyłam ranę i nałożyłam opatrunek, a później wytarłam mu policzek pokryty zaschniętą krwią. Śledził każdy mój ruch, ale wiedziałam, że miałam nad nim przewagę, więc nie przejmowałam się tym.
- Coś ty zrobił?- zapytałam w końcu.
- Wdałem się w kłótnię z nieodpowiednimi ludźmi- wychrypiał. - To jest twój pokój?
- Wiem, że nie jest to apartament, ale nie narzekam.
- A powinnaś.
- W każdej chwili mogę cię stąd wyrzucić.
Po tych słowach umilkł. Nastała niezręczna cisza, którą przerwało stukanie kropel deszczu o szybę.
- Dziękuję - wymamrotał pod nosem. Nie wierzyłam własnym uszom. Może to nie był ten chłopak z kawiarni, a jego brat bliźniak?
- Za co?- dopytałam się.
- Za to, że mi pomogłaś. Nie powinnaś tego robić.
- Czemu?
Wstał z łóżka i podszedł do mnie powoli. Przełknęłam ślinę. To znowu się działo. Ponownie w tym tygodniu czułam strach.
- Nie wiesz, co mógłbym ci zrobić - jego mroczny głos zaatakował moje uszy.
- Zawsze byłam ciekawska - odpowiedziałam, starając się nie patrzeć mu w oczy. Dotknął mojego policzka. Jego dłonie były gorące. Poczułam, że zaczynam się rumienić. Moja własna skóra zaczynała mnie parzyć. Żenujące, z jaką łatwością zdominował mnie, kiedy jeszcze przed chwilą miałam pewność, że to ja rządziłam na moim terytorium. Mogłam przypuszczać, że dojdzie do takiej sytuacji. Byłam całkowicie odpowiedzialna za te następstwo. Chociaż nieupiększona żadnymi szlachetnymi intencjami pomoc, jedynie samolubna chęć uciszenia zmartwychwstałego sumienia, zdała mi się lepszą niż całonocne wspomnienia April. Co miałam ze swojego życia? Jedynie rozdarcie ducha i wiecznie puste pokoje. Wolałam płonąć pod ogniem jego dłoni, w której czułam ciepło i dzikość wnętrza chłopaka niż powolne, ociężałe przekraczanie granicy kolejnej nocy i dnia. Nagle obrócił moją twarz w jego stronę. Było to tak gwałtowne i niespodziewane, że nie kontrolowałam już tego, co się ze mną działo. Szaleńcze myśli o nowych emocjach, przeżyciach i wyrwaniu się z monotonii zostały uciszone strachem. Chciałam, żeby przestał. Dłonie zaczęły mi się trząść. Byłam gotowa błagać, żeby przestał tak na mnie patrzeć, byle tylko zatrzymać to, co się ze mną działo. Usłyszeliśmy trzask drzwi. Chłopak odskoczył ode mnie ze strachem, a ja zdążyłam się otrząsnąć z emocji. Jednak po chwili znów powrócił do mnie strach. Wiedziałam, że były tylko dwie osoby, które mogłyby wejść do mojego domu. Widziałam już matkę i jej chłopaka, czających się pod drzwiami, wchodzących do pokoju i krzyczących głośno, odurzając mnie zapachem alkoholu.

Don't Let Me DownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz